sobota, 22 czerwca 2013

Świętojańska – nieco historii

Od lat, od czasu budowy miasta, a nawet wcześniej, ul. Świętojańska był i jest najważniejszą ulicą Gdyni. Wcześniej, w czasach odległych biegła tędy droga z Gdańska i Oliwy do Oksywia, przecinając niewielką wieś Gdynia. Wtedy była to droga boczna, odgałęzienie od głównego szlaku wiodącego do Wejherowa przez Grabówek, Chylonię, Cisowę, Rumię i Redę.

Rozgałęzienie tych dwóch dróg miało miejsce przy Świętym Janie, mniej więcej tu, gdzie dziś stoi murowana kapliczka i figura św. Jana Nepomucena. To ona nadała nazwę obecnej ulicy, zwanej ulicą Świętego Jana.

Przed laty w „Głosie Stoczniowca” (nr 48/1981r.) pisał o tym nieżyjący już od kilku lat Zbigniew Gątkiewicz, sekretarz Koła Starych Gdynian. Artykuł nosi tytuł „Kaszubski szlak pątniczy w Gdyni” i zawiera wiele informacji dotyczącej interesującego nas tematu.

Ponieważ zapewne niewielu osobom uda się dotrzeć do wspomnianego numeru tygodnika, przytaczam poniżej ciekawsze fakty zaczerpnięte z tego artykułu.

Według pana Gątkiewicza to opactwo oliwskie w końcu XVI wieku ustawiło u wrót Gdyni, od strony Orłowa kapliczkę i figurę, tu bowiem pielgrzymki kaszubskie zmierzające do Wejherowa i Swarzewa miały zawsze swój postój. W 1855 roku kapliczka i figura spłonęła od uderzenia pioruna. Przebendowski, właściciel majątku Kolibki, ufundował w tym miejscu nową kapliczkę i figurę, w miejscu, gdzie znajdowały się wtedy trzy chaty, tartak i karczma. A że rzecz działa się pod pruskim zaborem, osada nosiła nazwę Johannis – krug, co tłumaczone na język polski oznacza karczmę Jana.

Jak wiadomo od lat 20 – tych ubiegłego wieku Gdynia nie miała własnego kościoła, przy kapliczce zbierali się ówcześni gdynianie, aby się modlić. Niemcom, Luteranom, nie podobały się polskie modły, zniszczyli figurę, pozbawiając ją głowy. Miejscowi Kaszubi odbudowali figurę, natomiast sprawcy owej profanacji ponieśli zasłużone kary, wymierzone nie przez pruską sprawiedliwość, ale przez nieszczęśliwe fatum, wszyscy trzej zginęli w różnych okolicznościach tragiczną śmiercią.

Odbudowana kapliczka przetrwała do jesieni 1939 roku i wtedy została zdewastowana, zaś sama figura zakopana w niewiadomym miejscu.

Jeszcze za PRL – u prezes koła Starych Gdynian kmdr. Edward Obertyński podjął osobiste poszukiwania ukrytej figury. Bez rezultatu. Wtedy z inicjatywy Starych Gdynian ufundowano nową kapliczkę i figurę, która jak przed wiekami stoi u wrót Gdyni od strony Redłowa.

czwartek, 20 czerwca 2013

PO „SP” w Gdyni i okolicy

Przede mną legitymacja PO „SP” nr 1409 wydana przez Komendę Miejską w Gdyni w dniu 5 marca 1950 roku, a w niej moje zdjęcie z tamtego okresu i kilka adnotacji. Ten nieco przyniszczony dokument przeleżał w moich archiwalnych zbiorach ponad 60 lat, praktycznie całe dorosłe życie.

Ale zacznijmy od początku, czyli od rozszyfrowania owego skrótu PO „SP”. To Powszechna Organizacja „Służba Polsce”, rodzaj paramilitarnej oddziałów roboczych młodzieży, powołanych do istnienia z inicjatywy Związku Walki Młodych (później kierowanych przez ZWM), już wiosną 1948 roku.

Celem PO „SP” było głównie zatrudnienie młodzieży do odbudowy Polski, a także szkolenie wojskowe. Wyrazem tego były dwie odznaki, które wręczano zasłużonym junakom - „Bądź Sprawny do Pracy i Obrony” oraz „Sprawny do Pracy i Obrony”. Aby taką odznakę otrzymać należało zdać stosowny egzamin sportowy: z biegu, strzelania, pływania, rzutu granatem itp. oraz wyróżniać się w pracy lub nauce.

Obowiązkiem służby PO „SP” objęta była młodzież obojga płci od 16 roku życia. W szkołach ponadpodstawowych istniały szkolne hufce tej organizacji, które zastępowały niejako przysposobienie wojskowe. Młodzież pracująca natomiast powoływano w okresie letnim na kilkumiesięczne turnusy, koszarowano i zatrudniano przy różnych pracach na terenie całego kraju, od odgruzowywania Warszawy, po pomoc w pracach polowych PGR.

Na terenie Gdyni komenda Miejska PO „SP” mieściła się w gmachu późniejszego „Inter Clubu” przy ul. 10 lutego. Natomiast obozy junaków „SP” znajdowały się w różnych miejscach na terenie Gdyni. Największe ich skupisko znajdowało się przy ul. Śląskiej 76, gdzie na kwatery zajęte były poniemieckie baraki. Jak mi wiadomo kwatery „SP” były także na Leszczynkach i w Kamiennym Potoku – na granicy między Gdynią a Sopotem.

Junaków z tego obozu zatrudniano przy budowie trasy kolejowej SKM (drugi tor) oraz drugiej jezdni Alei Zwycięstwa z Orłowa do Sopotu. Junacy pracowali też w stoczniach. Tam przydzielano ich do poszczególnych brygad w celu przyuczenia do zawodu. Pożytku z ich pracy było niewiele, bowiem trafiała tam młodzież wiejska, która o przemyśle okrętowym nie miała pojęcia. Pomimo tego, niektórzy junacy po odbyciu obowiązkowej służby pozostawali na Wybrzeżu, przenosząc się do hoteli robotniczych i nadal pracowali w przyuczonych zawodach.

Na fali popaździernikowej odwilży PO „SP” (podobnie jak ZMP), ulega likwidacji. Majątek, sprzęt, wyposażenie, ćwiczebna broń przejęła Liga Przyjaciół Żołnierza (obecnie LOK).

Baraki przy ul. Śląskiej 76 zajęły różne państwowe i spółdzielcze firmy, później baraki zostały zburzone, a aktualnie na powstałym tam placu, od czasu do czasu stają cyrkowe namioty.

wtorek, 18 czerwca 2013

WUML – co to było i jak działało?

WUML, czyli Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu – Leninizmu, pseudo uczelnia propagująca ideologię komunistyczną działała w każdym powiatowym mieście. Jej animatorem była PZPR, która też na bieżąco działalność WUML – u nadzorowała. Typowała kandydatów na to szkolenie, ustawiała program, dobierała wykładowców i wyznaczała personel administracyjny i wyznaczała personel administracyjny dla tych kursów.

Podobnie jak w innych miastach również w Gdyni WUML działał przez wiele lat PRL – u. Sięgnąłem więc do „Encyklopedii Gdyńskiej” szukając w niej informacji na temat tego rzekomego „uniwersytetu”, lecz hasła WUML tam nie znalazłem. A szkoda, bo przez tę „uczelnię” przeszły setki gdynian w tamtym czasie czynnych zawodowo. W tej sytuacji zdecydowałem się na utrwalenie znanych mi strzępów wiedzy z tego zakresu, w przekonaniu, że za kilka lat nie będzie już osób znających ten dziwoląg z autopsji.

WUML – em kierował Wydział Propagandy KW PZPR i jego gdyński, miejski odpowiednik, pion propagandy KM PZPR z sekretarzem ds. propagandy. Siedziba WUML w naszym mieście mieściła się w ówczesnej Szkole Morskiej, obecnie Akademii Morskiej na Grabówku. Tam w godzinach popołudniowych i wieczornych udostępniano pomieszczenia do zajęć i tam też znajdował się niewielki pokoik, w którym mieścił się sekretariat WUML.

Na dwuletnie zajęcia kierowali sekretarze Podstawowych Organizacji Partyjnych działających w poszczególnych zakładach pracy. W większych zakładach jak stocznie i port, obowiązek ten spoczywał na Sekretarzu Komitetu Zakładowego. Na WUML kierowano kadrę kierowniczą, w tym dyrektorów oraz osoby z tzw. rezerwy kadrowej – potencjalnych kierowników różnych szczebli. Zajęcia odbywały się jesienią i zimą, poza okresem urlopowym. Miały one miejsce w godzinach popołudniowych, w związku z tym zakłady pracy zobowiązane były do udzielenia płatnych zwolnień osobom uczestniczącym w zajęciach.

O ile pamiętam, osoby takie wychodziły z pracy już około godz. 14 aby zdążyć na zajęcia na godz 16. działo się tak dwa razy w tygodniu.

Słuchacze posiadali indeksy, do których wpisywano oceny z egzaminów i zaliczeń. Do wyboru na tych „studiach” były dwa kierunki (?) mianowicie filozofia marksistowska i ekonomia polityczna socjalizmu. Po dwóch latach tych zajęć absolwent otrzymywał po zdanym egzaminie odpowiedni dokument (dyplom?) ukończenia tej wieczorówki.


Niektórzy słuchacze podchodzili bardzo poważnie do zajęć na WUML, widząc w nich szansę na awans zawodowy, bądź też utrzymanie się na zajmowanym, dobrym stanowisku.

niedziela, 16 czerwca 2013

Pośmiertna manipulacja

Ktoś kiedyś powiedział, że historia to fakty i ich interpretacja. Sporo w tym prawdy, chociaż nie cała prawda, bowiem wystarczy nieduże przeinaczenie, pominięcie, konfabulacja i już przekaz historyczny mija się z prawdą. Wystarczy selektywne podejście do dokumentów, materiałów archiwalnych, wybiórcze potraktowanie relacji świadków i tworzą się mity. Takie podejście do historii tej przez duże „H”, jak i tej lokalnej, wykorzystywane jest przez polityków i karierowiczów, którzy w ten sposób próbują uzasadniać swoje działanie i polityczne postawy.

Manipulować można wszystkim, wystarczy niekiedy w przypadku interpretacji faktów inaczej rozłożyć akcenty...

Tak więc manipuluje się życiorysami, można też manipulować czyjąś śmiercią, czyniąc z osoby zmarłej bohatera, bądź zdrajcą w zależności od kierunku „wiatrów historii”, pod doraźne potrzeby polityczne, biznesowe lub inne. Przykre to lecz niestety prawdziwe.

Refleksje takie naszły mnie, gdy analizować zacząłem mapkę witomińskiego cmentarza zamieszczoną w książce Małgorzaty Sokołowskiej i Wiesławy Kwiatkowskiej pt. „Gdyńskie Cmentarze”. Wspomnianej mapce towarzyszy wykaz 195 nazwisk z zaznaczeniem lokalizacji grobów zmarłych osób szczególnie dla naszego miasta zasłużonych. Ponieważ sporo z nich znałem osobiście, a innych cenię za ich pracę dla naszej gdyńskiej społeczności, wykaz o którym tu mowa uważnie przestudiowałem. W czasie tej lektury zdumiała mnie jedna sprawa, dlaczego niektórzy zmarli trafili na tzw. aleję zasłużonych (są na cmentarzu dwie takie aleje, stara i nowa), a inni nie mniej ważni, po śmierci tego zaszczytu nie dostąpili. Jakie były kryteria kwalifikujące nieboszczyka do spoczynku w alei, bądź poza nią. Kto te kryteria ustalił lub nadal ustala?

A oto kilka nazwisk osób bezspornie dla Gdyni zasłużonych, które na aleję zasłużonych nie trafiły:


  • kpt. Karol Olgierd Borchardt, autor kilku marynistycznych książek
  • prof. dr Stanisław Darski, wykładowca WSE w Sopocie, Minister Żeglugi
  • dr Tadeusz Gerwel, zasłużony laryngolog
  • dr Bolesław Hryniewiecki, chirurg, wieloletni ordynator szpitala miejskiego
  • Bolesław Just, plastyk, założyciel pierwszej gdyńskiej biblioteki
  • kpt. Gustaw Kański, zasłużony dla gdyńskiego portu, kapitan portu
  • pułk. Józef Hoszowski – Sas, pierwszy dowódca oddziałów Obrony Narodowej
  • Władysław Kirstein, poeta i muzyk, animator kultury muzycznej miasta
  • dr Edmund Kosiarz, pisarz batalista morski, autor licznych książek
  • dr Jerzy Kulikowski, zasłużony dla naszego rybołówstwa, prof. WSE Sopot
  • inż. Jan Morze, pierwszy po wojnie dyrektor Stoczni Gdynia
  • red. Witold Mężnicki, dziennikarz, redaktor „Rejsów”, dodatku do „Dziennika Bałtyckiego”
  • wójt Jan Radtke, pierwszy polski wójt Gdyni
  • prof. Witold Urbanowicz, prof. Politechniki Gdańskiej, wychowawca i nauczyciel polskich stoczniowców