niedziela, 30 czerwca 2013

Dom Bawełny – placówka o światowym znaczeniu

Stoi przy ul. Derdowskiego, widać go z Placu Kaszubskiego, powyżej trzeciego piętra budynku biegnie napis „Dom Bawełny”, trudno go zatem przeoczyć. Ten budynek o ośmiu kondygnacjach zbudowano w drugiej połowie lat 30 -tych ubiegłego wieku i ulokowano w nim Izbę Arbitrażową Bawełny. Tu pracowali eksperci z tego zakresu, uprzednio przeszkoleni we Francji, którzy orzekali w sprawach jakości importowanej bawełny. Ich orzeczenia miały moc wiążącą w transakcjach handlowych i miały charakter ostateczny.

Szóste piętro, od strony ulicy, było i nadal jest w sposób charakterystyczny przeszklone. Tu dach szklany jest skośny, a cały obiekt ponoć ustawiony jest zgodnie z określonym południkiem geograficznym. Chodziło tu o taki kąt padania promieni słonecznych, które wykluczają jakąkolwiek pomyłkę przy ocenie jakości włókien bawełny. Od oceny tej uzależniona bowiem była cena danej partii surowca, a to w przypadku dużych zakupów było sprawą niebagatelną. Tak więc w „Domu Bawełny” rozstrzygano wszelkie wątpliwości i spory pomiędzy dostawcą i odbiorcą bawełnianego surowca, którym zwykle były łódzkie fabryki włókiennicze.

Nie udało mi się jednoznacznie ustalić co mieściło się w tym budynku w czasie wojny. Był tu ponoć szpital, rodzaj filii położonego po sąsiedzku szpitala miejskiego. Pewnym natomiast jest, że na dachu tego budynku stała armata przeciwlotnicza tzw. Flak. W czasie wielkiego nalotu bombowego na Gdynię, dokonanego przez VIII Flotę Powietrzną w dniu 9 października 1943 roku, bomba zmiotła tę armatę wraz z częścią dachu, na którym była ona posadowiona. Do dziś uważny obserwator spostrzeże częściowy ubytek dachu w tym miejscu (znajduje się tam drabina wiodąca na wyższą część dachu).

Po wojnie arbitraż bawełny w tym obiekcie przywrócono. Podporządkowany został on Państwowemu Przedsiębiorstwu „Polcargo”, specjalizującego się w odbiorze ilościowym i jakościowym towarów. W 1953 roku, odbywając praktykę studencką w tym przedsiębiorstwie, zwiedziłem wraz z kolegami „Dom Bawełny”. Pokazano nam wtedy między innymi owe laboratorium na szóstym piętrze.

Pamiętam, długi stół ustawiony tuż pod owymi skośnymi oknami, na którym leżały pokryte czarnym zamszem palety. To na nich zręczne palce ekspertów, w równych rzędach układały włókna bawełniane oceniając ich kolor, długość itp. ustalano też ilość martwych włókien, które opornie poddawały się farbowaniu, co rzutowały na jakość gotowej bawełnianej tkaniny. Zwracano także uwagę na inne cechy badanego włókna między innymi na odporność na rozciąganie.


Wizyta w tym laboratorium trwała tylko kilkanaście minut, lecz była bardzo interesująca o czy świadczy fakt, że po latach sporo z niej zapamiętałem...

sobota, 29 czerwca 2013

Blokada

O blokadzie gdyńskiego portu przez Niemców pancernikiem „Gneisenau” w marcu 1945 roku powszechnie wiadomo. O tym, że podobną blokadę portu we wrześniu 1939 roku zastosowało nasze dowództwo Obrony Wybrzeża wiedzą tylko nieliczni. A przecież w założeniach obronnych naszego miasta element ten miał spełniać znaczącą rolę, umożliwić Niemcom desant od strony zatoki.

Ale zacznijmy od początku. Już latem 1939 roku po rozmowach z Anglią i Francją było wiadomo, że w przypadku wojny na Bałtyku będziemy osamotnieni. Mocarstwa te zakomunikowały to naszym władzom z całą brutalnością, twierdząc, że na tym akwenie nie mają żadnych obronnych interesów. Anglię interesował Kanał La Manche i Ocean Atlantycki, zaś Francję, morze Śródziemne. Posiadając tę wiedzę nasze władze wojskowe, uwzględniając również fakt geopolitycznego położenia Pomorza, przygotowały plan obrony dla tego obszaru oraz Wybrzeża i Gdyni. Plan ten przewidywał odcięcie Wybrzeża od reszty kraju, walki obronne w rejonie Gdyni i Oksywia, utrzymanie Rejonu Umocnionego Hel, a na morzu utrudnienie Niemcom Komunikacji na wodach zatoki i żeglugi między Rzeszą a Prusami Wschodnimi. Taki plan ostatecznie akceptował gen. W. Bortnowski, Inspektor Armii Pomorze, pod koniec miesiąca lipca 1939 roku.

W zasadzie działania wojenne na Pomorzu i Wybrzeżu przebiegały zgodnie z tym scenariuszem. Działania nieprzyjaciela sprawiały, że przyjęty plan na bieżąco korygowano. Takim elementem korygującym była między innymi blokada gdyńskiego portu. Objęto nią również port handlowy i wojenny.

Decyzja o zastosowaniu blokady zapadła 5 września, gdy znane były już nasze pierwsze wojenne, morskie straty na wodach zatoki, w rejonie portu gdyńskiego oraz w Jastarni i Helu.

Znana była też przewaga niemiecka na lądzie i morzu, całkowity brak wsparcia naszego lotnictwa i ciągłe nękanie naszej obrony przez niemieckie lotnictwo.

Realizując planowaną blokadę, powołano specjalny oddział dowodzony przez por. marynarki Tadeusza Okońskiego, któremu przydzielono do tego zadania motorówkę oraz dwa holowniki „Ursus” i „Tytan”.

Do działań przystąpiono w nocy z 6/7 września 1939 roku, kontynuując je kolejnej nocy. W wejściu głównym zatopiono grecki statek „Joannis Carras” oraz stację bunkrową „Robur VII”. Aby zaporę uszczelnić chorąży marynarz Talaga zatopił tam również stację torpedową „Oksywie” (dawny portowy prom).

W wejściu do basenu południowego zatopiono dwa statki żeglugi przybrzeżnej „Wanda” i „Progres I”. północne wejście do Basenu Prezydenta zablokowano, zatapiając motorowiec „Toruń”, zaś wejście południowe zablokowano poprzez zatopienie s/s „Tczew”.

Niezablokowane pozostało wejście północne użytkowane przez jednostki Marynarki Wojennej. To wejście zablokowano dopiero z 12/13 września, gdy zdecydowano się na oddanie Niemcom Gdyni i wycofania sił lądowych na Kępę Oksywską. Wtedy to zatopiono w tym wejściu trzy holowniki „Ursus”, „Atlas” i „Tytan”, a następnie jeszcze „Tur”, a także okręty wojenne „Żeglarz” i „Sokół”.
Dodatkowo u wejścia północnego zatopiono portowe holowniki „Minerwa” i „Merkury”, a w basenie stoczniowym, stary torpedowiec i holownik. Zatopienia te dokonywano stosując 5 kg ładunki trotylu, bądź otwierając kingstony i iluminiatory.

Jak wiadomo do desantu morskiego w porcie gdyńskim nie doszło, ale zatopienia te przysporzyły Niemcom sporo pracy przy wydobywaniu wraków. Prace te prowadzono aż do grudnia 1939 roku.

piątek, 28 czerwca 2013

Jarosz wróć!

W śródmieściu Gdyni dwie ulice przypominają wielkich Kaszubów, Antoniego Abrahama i Jana Hieronima „Jarosza” Derdowskiego. Pierwszy z nich doczekał się na Placu Kaszubskim pomnika, a drugi ma w naszym mieście zaledwie krótką uliczkę, boczną od centralnego placu miasta. Nie doczekał się w Ojczyźnie nawet grobu, bo przyszło mu spocząć (a leży tam już ponad 100 lat) w dalekiej Ameryce, w Winonie w stanie Minnesota. Zmarł na obczyźnie 19 sierpnia 1902 roku, mając zaledwie 50 lat. Były to lata twórcze i niespokojne, wypełnione pracą i walką o polskość Pomorza i Kaszub. Był poetą i dziennikarzem. Duchem niespokojnym, miotającym się po Europie, od Petersburga po Paryż. Pracował i często głodował, aż trafił do Ameryki. Wcześniej stworzył takie działa jak „Kaszubi pod Wiedniem”, „Walek na jarmarku”, „Jasiek z kniei”, a przede wszystkim kaszubski poemat „O panu Czorlinsczim co do Pucka po sece jachoł”.

W tym ostatnim utworze znajdziemy kilka strof o Oksywiu, które w całości przytoczyłem w moim artykule pt. „Oksywska legenda” („Wiadomości Gdyńskie” nr 4/2000).

Najbardziej jednak znane są słowa Derdowskiego często cytowane do dziś: „Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski”.

Tymczasem ów Wielki Kaszubski poeta i patriota leży z dala od Ojczyzny.

Dostrzeżono to już 80 lat temu, wtedy to w grudniu 1933 roku, odbyło się w Komisariacie Rządu posiedzenie, na którym omawiano zamiar sprowadzenia zwłok Derdowskiego do kraju. Dlaczego propozycji tej nie zrealizowano nie wiem.

Może by do tego pomysłu powrócić!

Pomorze i Kaszubów na to stać!

środa, 26 czerwca 2013

Urokliwe miejsce

O urodzie miasta świadczy ilość urokliwych miejsc. Gdynia ma ich kilka i dlatego w oczach mieszkańców uchodzi za ładne miasto. Mamy tu Oksywską Głowę ze starym kościołem, mamy Skwer Kościuszki wraz z rejonem Mola Południowego, mamy Kamienną Górę z widokiem na port i zatokę, mamy okolice Domu Marynarza, aż po Polankę Redłowską i wreszcie mamy rejon Plaży Orłowskiej. Tu kumulują się atrakcje, których nie uświadczy się na całym naszym 500 km wybrzeżu.

Tu wznosi się znany z pocztówek klif orłowski, u którego podnóża ciągnie się plaża. Tu nadal, jak przed laty łodzie rybackie wyciągnięte na piaszczysty brzeg. Nieco wyżej Domek Żeromskiego, miejsce pracy pisarza w latach 20 – tych ubiegłego wieku. Tuż obok, prawie przy ujściu najdłuższej gdyńskiej rzeki Kaczej, zabudowania, niegdyś Johanna Adlera, dziś średniej Szkoły Plastycznej. Zaraz obok niewielki urokliwy skwerek i molo, a nad nim Promenada Marysieńki, przy której jest obelisk upamiętniający katastrofę lotniczą w której zginął generał Orlicz – Dreszer. Jak by tego było mało, w lecie na orłowskiej plaży, wieczorami występuje na scenie letniej Teatr Miejski im. Gombrowicza.

Wcześniej, jeszcze za PRL – u, tu gdzie kończy się ul. Orłowska, lecz powyżej wejścia na molo, czynna była znana w całej Polsce i nie tylko knajpa „Maxim”, o której śpiewano piosenki i w której nakręcono sceny do jednego z najpopularniejszych seriali „07 zgłoś się”.

O każdej z wymienionych wyżej atrakcji można by pisać oddzielnie, bo każda ma swoją atrakcyjną historię, wiąże się ze wspomnieniami o Gdyni, Orłowie i o ludziach, którzy tu żyli, działali i umierali.

Tym razem garść informacji o Orłowskim Molo, które wprawdzie mniej znane niż sopockie, lecz też ma swoją interesującą historię. Podobno pierwsze molo w Orłowie wybudowano już w 1929 roku z myślą, że będzie ono konkurencyjne wobec sopockiego. Miało ono ponoć 115 m długości, a ponieważ przy plaży było płytko, statki żeglugi przybrzeżnej nie mogły tu dobijać.

W 1934 roku dokonano korekty tego mola. Wydłużono je do 430 m. dokonała tego kompania saperów z Modlina, która w krótkim czasie, wykorzystując pale i inny materiał z rozbiórki gdyńskiego drewnianego pomostu dla statków (eksploatowanego od 1923 r.). Sięgające dalej w Zatokę molo umożliwiło dobijanie tam statków żeglugi przybrzeżnej. Na to molo wyciągnięto wrak samolotu po tragicznym wypadku gen. Orlicz – Dreszera. Molo to przetrwało wojnę. Istnieje niepotwierdzona informacja, że z tego mola startowały radzieckie ścigacze atakujące w kwietniu 1945 roku zajęty przez Niemców Hel i wrogie okręty w jego rejonie.

Już po wojnie, w 1953 roku, molo wyremontowano, a przy okazji skrócono do 180 m. remonty takie miały miejsce również w latach następnych, ale tym razem już bez jego skracania. Jak by na sprawę nie patrzeć, molo w Orłowie jest turystyczną atrakcją chętnie odwiedzaną o każdej porze roku.