Przez wiele lat PRL – u wybrzeżową prasę nurtowały dwa
problemy – jakość pieczywa i brak wody w kranach. O ile na jakość chleba
wpływał niewątpliwie stan techniczny starych, jeszcze przed wojennych piekarń,
o tyle braki wody trudno było logicznie uzasadnić. A temat ten drażliwy,
dotykał bowiem tysięcy mieszkańców, całych nowych osiedli. Przed wojną, gdy
Gdynia przekroczyła zaledwie 120000 mieszkańców, całe rozległe przedmieścia
korzystały z własnych zasobów wody. Powszechnie używano własnych, przydomowych
studni, którymi dysponowało prawie każde zabudowanie, a zwierzęta hodowlane (z
wyjątkiem świń), pojono w potokach. Z chwilą, gdy zagospodarowując nowe, bądź
modernizując poprzednie tereny miasta weszło tam nowe budownictwo w całości
podłączone do cywilizacyjnych mediów, problem wody, a raczej jej niedoboru
wypłynął z całą ostrością.
Obok gospodarstw domowych dużym konsumentem wody był
rozwijający się przemysł, który zużywał prawie 60% dostarczanej do naszego
miasta wody. Tu były plany produkcyjne, tu nie można było oszczędzać lub
skąpić!
Ówczesna władza zdawała sobie doskonale z tego sprawę,
toteż podjęte działania poszły w dwóch kierunkach, budowy nowych ujęć wody i
niezbędnej sieci przesyłowej, czyli wodociągów oraz ograniczenia i oszczędności
wody przeznaczonej dla gospodarstw domowych.
Przypuszczać można, że na braki wody w mieście miał wpływ też
brak synchronizacji w prowadzonych działaniach inwestycyjnych. Nie
uwzględniając do końca wydajności istniejących ujęć wody i jej przesyłu, często
na nieuzbrojony teren wchodziły firmy budowlane. Równoległe budowanie obiektów
kubaturowych i infrastruktury komunalnej nie zawsze się sprawdzało. Wystarczyły
niewielkie zakłócenia w dostawach materiałowych, i na poważne zakłócenia nie
trzeba było długo czekać.
W organie prasowym KW PZPR „Głos Wybrzeża”, z dnia 16 mają
1968 roku, znaleźć możemy notkę poświęconą temu problemowi.
Czytamy w niej: „Kłopoty z brakiem wody w Gdyni rozwiąże
tylko budowa nowego ujęcia. Inwestycja taka jest co prawda od roku realizowana,
ale jej rozpoczęcie nastąpiło co najmniej trzy lata za późno. Pierwszy etap
będzie ukończony dopiero w 1971 roku.”
Tymczasem wybudowano już budynki na Płycie Redłowskiej, na
części Witomina, na Obłużu i części Oksywia.
Podjęto więc szereg działań łagodzących tę sytuację, między
innymi eksperyment podlewania miejskich trawników wodą morską, określono
godziny podlewania ogródków przydomowych, do części dzielnic skierowano
beczkowozy, bowiem ciśnienie w sieci wodociągowej było tak niskie, że woda nie dochodziła do wyższych kondygnacji wybudowanych wieżowców.
Wszystko to jednak okazało się półśrodkami. Mieszkańcy
wyższych kondygnacji bloków dalej "łapali" wodę w godzinach nocnych, gromadzili ją w
wannach, bądź korzystali z grzeczności sąsiadów z niższych pięter, dokąd woda
jeszcze dochodziła.
Jeszcze w 1989 roku, gdy już zaawansowana była budowa ujęcia
wody tzw. „Reda III”, pożyczano wodę ze znajdującego się w Osowej ujęcia
gdańskiego. Tymczasem nakłady na inwestycje terenowe w latach 1984 – 88 wynieść
miały 6,5 mld ówczesnych złotych. Na czołowym miejscu tych inwestycji plasowało
się nowe ujęcie wody „Reda III” wraz z magistralą przesyłową do Gdyni.
W chwili obecnej dostarczanie wody do osiedli
mieszkaniowych na terenie całego miasta odbywa się bez większego problemu,
chyba że nastąpi gdzieś awaria sieci wodociągowej.