Gdyńskie Zakłady Mięsne (nazwa
umowna, na przestrzeni lat często zmieniana) zlokalizowano u podnóża
Kępy Oksywskiej, w rejonie Pogórza Dolnego, przy ul. Podgórskiej
róg ul. Puckiej. To rejon Chylońskich Łąk, z dala od centrum
miasta, a nawet od Chyloni i Cisowej. Lokalizację tę wybrano
świadomie, przewidując uciążliwości związane z zamierzoną
działalnością.
Do budowy zakładu przystąpiono w
lecie 1936 roku. Wcześniej dość długo trwała dyskusja „w tym
temacie”, o czym wspomina Komisarz Rządu Franciszek Sokół w
swojej książce pt. „Żyłem Gdynią”.
W momencie rozpoczęcia tej inwestycji,
tak potrzebnej miastu, Gdynię zamieszkiwało już ponad 75000 osób.
Ludność tę trzeba było zaopatrzyć w żywność, między innymi w
mięso i jego przetwory. Rzemieślnicze ubojnie i przetwórnie w
mieście i na jego obrzeżach nie były już w stanie sprostać temu
zadaniu, tym bardziej, że na zaopatrzenie czekała także nasza
flota, wojsko i zagraniczne statki zawijające coraz liczniej do
gdyńskiego portu.
W założeniach inwestycyjnych
zakładano zbudowanie zakładu zdolnego zaopatrywać miasto o 150000
populacji, z ewentualnym dalszym rozwojem. Znalazło to swój wyraz w
wyznaczonej na ten cel parceli o powierzchni ponad 4,5 ha, połączonej
z gdyńskim węzłem kolejowym bocznicą i dogodnym dojazdem od
strony Chyloni ul. Pucką.
Budowę powierzono firmie F. Skąpski i
Ska. Inwestycję zakończono na pół roku przed wojną, w marcu 1939
roku. Zakład jak na tamte czasy bardzo nowoczesny. Poza ubojem bydła
i nierogacizny prowadzić mógł produkcję wyrobów wędliniarskich
wszystkich typów i rodzajów.
Zaangażowany w realizację tej
inwestycji gdyński Komisariat Rządu zachował w tym zakładzie
52,5% kapitału, zaś pozostałe 47,5% dysponował kapitał
prywatny, zrzeszony w Związku Eksporterów Bekonu. Nie przewidziano
jedynie produkcji konserw mięsnych, które nadal produkowała
Wytwórnia J. Ruszkowskiego na Grabówku przy ul. Morskiej.
Przewidując kompleksową działalność
w tej branży, tuż za płotem Zakładu zlokalizowano
przedsiębiorstwo zajmujące się utylizacją odpadów poubojowych i
zwierząt padłych w czasie transportu.
Po wojnie rzeźnię upaństwowiono. A
gdy kolejne lata rozwoju naszego miasta sprawiły, że w połowie lat
60 -tych ubiegłego wieku, przekroczyło próg 150000 mieszkańców,
okazało się, że zakład nie jest w stanie zaspokoić potrzeb
mieszkańców na wędliny, z powodu niewystarczających zdolności
produkcyjnych. W tej sytuacji, aby pokryć rozdzielnik na masę
mięsną, trzeba było skorzystać z pomocy zakładów masarskich z
Kościerzyny, Wejherowa, Sopotu i Pucka, prawdę mówiąc wyszło to
gdynianom na korzyść, bowiem wyroby z tamtych wytwórni były
jakościowo na wyższym poziomie niż masówka produkowana w Gdyni.