Pokazywanie postów oznaczonych etykietą międzywojnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą międzywojnie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Zmagania wywiadów w przedwojennej Gdyni - część 3

Poza wymienionym Horyńskim, w Gdyni działał też niejaki Gregoraszczuk, hitlerowski agent, z zawodu kuśnierz. Po wkroczeniu hitlerowców do Gdyni zgłosił się on do dyspozycji Gestapo, w celu kontynuowania walki z polskimi mieszkańcami miasta. Natomiast na terenie Wolnego Miasta Gdańska, na politechnice działał Ukrainiec Andrzej Fedyna. Jego działalność była wielostronna – był ,,skrzynką kontaktową” dla innych agentów ukraińskich z terenu całej Polski, zajmował się przerzutem ,,spalonych” agentów i terrorystów przez port Gdański na zachód, rozprowadzał nacjonalistyczne materiały propagandowe, a nawet zorganizował w Gdańsku dwutygodniowy kurs wywiadowczy dla chetnych do takie działalności ukraińców. Fedyna przez długi czas współpracował ściśle z oficerem wywiwdu wojskowego R. von Jary, do którego zadań należała współpraca z ukraińskimi nacjonalistami.

Przykładów takich jest wiele. Wynika z nich oczywisty wniosek, że Abwehra z pełna świadomością sięgała do tzw. mniejszości narodowych, grających na ich nacjonalizmie i animozja w stosunku do swoich polskich gospodarzy. Jak już wyżej wspominałem, do prac wywiadowczych przeciwko Polsce byli także często obywatele polscy narodowości niemieckiej lub obywatele Wolnego Miasta. Jednym z nich był Werner Freyer, gdańszczanin pracujący w Gdyni. Był on z zawodu maklerem i z racji swoich obowiązków zawodowych miał możliwość poruszania się po naszym porcie. Ustalono, że przekazał on Abwehrze dużo informacji o naszych morskich umocnieniach oraz wiadomościach z terenu Gdyni, a zwłaszcza Oksywia.

Głośna przed wojną sprawa szpiegowska, ujawniona przez nasz kontrwywiad była sprawa Martina Engelinga i jego grupy. Był on masarzem – rzeźnikiem, prowadzącym sklep tej branży przy ul. Portowej w Gdyni. Do jego informatorów należał gdyński handlarz węglem nazwiskiem Eckert, kapitan statku Franz Jaeger oraz syn młynarza z Pucka – Priebe. Interesowały ich sprawy lotnisk i lotnictwa morskiego, co potwierdziły znalezione w czasie przeprowadzonej rewizji szkice, zdjęcia i notatki. Wszyscy oni przyznali się do współpracy z hitlerowskim wywiadem.

Poza angażowaniem do prac wywiadowczych osób indywidualnych Abwehra wciągała też do tego procederu właścicieli firm i i ich pracowników. Szczególnie użyteczne były tu firmy transportowe, spedycyjne i handlowe, które w swojej działalności wychodziły poza granicę Wolnego Miasta. Ich działalność gospodarcza była doskonałą przykrywką szpiegowskiego procederu. Na przykład Zakłady Tłuszczowe produkujące w Wolnym Mieście olej i margarynę ,,Amada” wyspecjalizowały się w przemycie broni i szpiegów do Gdyni i do innym Polskich miejscowości. Używany do tego celu był transport firmy, który codziennie dostarczał tłuszcz do polskich sklepów. Sprzyjała temu zażyłość kierowców i konwojentów z polską strażą graniczną, która bagatelizując swoje obowiązki, bez kontroli przepuszczała ciężarówki na polska stronę.

Podobny proceder uprawiała firma Kannenberga z Gdańska, której właściciel posiadał przedstawicielstwo ,,Opla” na cały nadmorski rejon Bałtyku. Samochody tej firmy pod pozorem przewozu części samochodowych szmuglowały w skrzyniach broń na obszar nie tylko Pomorza, ale całej Polski...

Duże zasługi w rozpracowywaniu agentury hitlerowskiej na terenie Gdyni i Wybrzeża odnosiła Paulina Tyszewska, Polka mieszkanka Sopotu, którą w 1936 roku udało się naszemu 2 Oddziałowi umieścić w gdańskiej Nebenstelle. Jako pracownik biurowy tej placówki i kochanka komandora porucznika Renholda Kohtza (z którym miała nieślubne dziecko i z którym żyła w konkubinacie) miał przez wiele lat dostęp do dokumentów Abwehry. To dzięki niej między innymi rozpracowana została w Gdyni sprawa Englinga. Zdemaskowanie Tyszewskiej jako naszej agentki nastąpiło dopiero w czasie wojny, gdy w ręce niemieckiego wywiadu wpadły niektóre materiały naszego 2 Oddziału.

W latach dwudziestych i w pierwszej połowie lat trzydziestych Bydgoska Ekspozytura nr 3 koncentrowała się w swoich działaniach wywiadowczych głównie na rozpracowywaniu agentury niemieckiej Wolnego Miasta. Wynikało to zarówno z charakteru gdańskiej Nebenstelle, jej ekspansji, a także z naszych trudności kadrowych. Dopiero z początkiem stycznia 1935 roku, szef Ekspozytury major Zychoń polecił Placówce Okręgowej nr 2 w Gdyni zorganizowanie ,,morskiego” wywiadu w porcie gdyńskim, wykorzystując w tym celu niektóre instytucje i przedsiębiorstwa morskie oraz zawijające tu statki. Zainteresowano się przede wszystkim statkami bandery niemieckiej, których rocznie zawijało tu średnio około 700 jednostek. Za ich pośrednictwem istniała możliwość szybkiego przerzutu informacji i ludzi pomiędzy Gdynią a portami niemieckimi i odwrotnie (wystarczy wspomnieć, że rejs z Gdyni do Kielu wynosi jeden dzień do Hamburga dwa dni).

Od tego czasu wywiad nasz korzystał z informacji portowych pilotów, z danych Kapitanatu Portu i Urzędu Morskiego, a także z usług marynarzy i oficerów floty handlowej, których udało się zwerbować do współpracy. Pozyskano też bardzo cennych współpracowników w osobach dyrektora GAL komandora Jacynicza, wicedyrektora ,,Polskarob” Raczewskiego oraz dyrektora Polskiej Agencji Morskiej nazwiskiem Cienciała. Szczególnie ten ostatni kontakt był bardzo cenny, ponieważ Agencja Morska dysponowała w licznych portach Europy i Świata swoimi placówkami i przedstawicielami, których można było wykorzystywać dla celów wywiadowczych.

Całą tę sieć udało się uruchomić zaledwie w ciągu kilku tygodni, tak więc do połowy 1935 roku napływać zaczęła istna lawina informacji, z którą PO nr 2 w Gdyni z ledwością sobie radziła. W tym czasie nawiązane zostały kontakty wywiadowcze ze skandynawami i rezydującymi w Skandynawii Japończykami. Z wszystkich tych kontaktów skorzystać miał w niedalekiej przyszłości nasz wywiad, który w czasie wojny funkcjonował przy Naczelnym Wodzu naszego Rządu na emigracji. Z kontaktów tych – w pewnej mierze – korzystano w czasie wojny przy organizowaniu przerzutu ludzi i materiałów wywiadowczych przez Gdynię na Zachód.

Przy pisaniu powyższej publikacji posiłkowałem się książkami pana Gondka pod tytułami ,,Wywiad polski w 3 Rzeszy 1933 – 1939” i ,, Działalność Abwehry na terenie Polski” oraz książką pana Poplońskiego pod tytułem ,,Wywiad Polskich Sił Zbrojnych”.

sobota, 14 kwietnia 2012

Zmagania wywiadów w przedwojennej Gdyni - część 2

Przyjrzyjmy się teraz nieco bliżej placówkom wywiadowczym i kadrze Abwehrstelle w Królewcu i Nebenstelle w Gdańsku.

Gdańska placówka Abwehry z siedzibą w Gdańsku – Wrzeszczu rozpoczęła swoją działalność w 1935 roku. Wcześniej – już od 1923 roku – funkcjonowała jako oddział wywiadowczy przy gdańskim Prezydium Policji, a jeszcze wcześniej w czasach Republiki Waimarskiej – działała przy niemieckim konsulacie.

Pierwszy zespół pracowniczy agentów Abwehry rekrutował się z miejscowych policjantów, a jego kierownikiem został także policjant, komisarz Oskar Reile. Poważną zaletą w pracy takiego zespołu była znajomość gdańskich i pomorskich realiów, jak również znajomość języka polskiego. W1934 roku gdański zespół wywiadowczy został poważnie wzmocniony kadrowo, bowiem zasilili go zawodowi oficerowie wywiadu oddelegowani tu ze Szczecina i Królewca, w tej liczbie kapitana Siegfrieda Cartellieri, który za szpiegowskie ,,zasługi” niebawem awansował do stopnia pułkownika.

W tym czasie nastąpił dynamiczny rozwój sieci niemieckiego wywiadu na terenie 2 RP. Według niemieckich opracowań (tzw. memoriał Kirchoffa), w maju 1938 roku Niemcy posiadali poza swoimi granicami przeszło 5 tysięcy płatnych agentów, z których znaczna liczba penetrowała Polskę.

Hitlerowcy wysoko cenili pracę gdańskiej Nebenstelle, a także królewieckiej placówki Abwehrstelle. Dowodem tego niech będą błyskotliwe kariery zawodowo zatrudnionych tam oficerów. I tak np. ppor. Hans Horaczek był już w 1937 roku podpułkownikiem, a od czasu wrześniowej klęski, szefem Abwehry w Warszawie. Aktywnie działający przed wojną przeciwko Polsce porucznik Heinrich Rauch w czasie wojny awansował do stopnia generała. Podobnie potoczyła się kariera kapitana Waltera Weissa, który pod koniec lat dwudziestych organizował gdańska Nebenstelle, a w czasie wojny awansował do stopnia generała pułkownika i dowódcy armii.

Jak już wyżej wspomniałem, pokaźnym źródłem wywiadowczych informacji byli przedstawiciele mniejszości niemieckiej. Osób takich na terenie Polski zamieszkiwało w latach trzydziestych około 750 tysięcy, z czego na Pomorzu około 190 tysięcy. To spośród nich rekrutować się mieli działacze Piątej Kolumny i tzw. Selbstschutzu, którzy w czasie pokoju byli zaangażowanymi współpracownikami Abwehry, a z chwilą wybuchu wojny z Niemcami, ujawnili swoja agresję wobec polskich sąsiadów, współdziałając z Eisatzgrupen i Gestapo.

Całej tej wielotysięcznej, tajnej i profesjonalnie przygotowanej armii szpiegów i ich współpracownikom, stawić musiał czoła nasz 2 Oddział Sztabu Generalnego WP. Składał się on z Wydziału 2 i kilku pod wydziałów, były też Ekspozytury. Jedynie Marynarka Wojenna, była jedynym rodzajem wojska posiadającym samodzielną, wyeksponowana placówkę kontrwywiadu, co dowodziło dużej rangi tej formacji wojskowej.

Praca naszego kontrwywiadu na przestrzeni lat trzydziestych nasilała się. I tak dla przykładu tylko w 1933 roku na Pomorzu pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Trzeciej Rzeszy aresztowano 35 osób. Sądy Okręgowe na Pomorzu i Sąd Admiralski w Gdyni wydały w tych sprawach trzy wyroki śmierci, które wykonano i jeden wyrok śmierci zamieniony z łaski Prezydenta RP na dożywocie oraz dużo wyroków wieloletniego więzienia.

W następnym roku Samodzielny Rejon Informacji (SRI) Dowództwa Floty w Gdyni zlikwidował 5 spraw, w których zapadł jeden wyrok śmierci wydany na ppor. mar. Wacława Śniechowskiego wydany przez Sąd Admiralski w Gdyni. Wyrok został wykonany. W pozostałych sprawach zasądzono wyroki wieloletniego więzienia. Jak ustalono w trakcie śledztwa, terenem szpiegowskiej działalności objęta była Gdynia, Oksywie, Obłuże, Hel, Puck a nawet daleki Pińsk, gdzie jak wiadomo stacjonowała nasz rzeczna flotylla.

Łącznie w tym czasie nasz wywiad i kontrwywiad na terenie Pomorza zlikwidował 8 spraw szpiegowskich na rzecz Niemiec, w których zapadły dwa wyroki śmierci – oba wykonane. W czasie śledztw ujawniono, że gdańska agentura Abwehry wychodzi w swoich działaniach poza obszar Wybrzeża i Pomorza (sprawy Janiny Festenburg i Władysława Kończykowskiego), pozostawia swoim agentom znaczną swobodę w doborze współpracowników, a także wykazuje znaczne zainteresowanie naszym rozwojem formacji pancernych.

Okazało się również, że od 1934 roku Abwehra wykazuje duże zainteresowanie naszym lotnictwem. W przypadku stacjonującego w Pucku Morskiego Dywizjonu Lotniczego podległego Dowództwu Marynarki Wojennej interesowano się głównie stanem technicznym naszych wodnosamolotów.

Ustalono też, że ważną rolę w funkcjonowaniu gdańskiej Nebenstelle spełnia sopockie Kasyno Gry. Placówka ta była dosłownie naszpikowana niemieckimi agentami i informatorami. Tu przekazywano sobie wytyczne i materiały szpiegowskie, pieniądze i szyfry, a nie przebierając w środkach (szantaż, kompromitujące pożyczki itp.), starano się werbować nowych współpracowników i zdobywać interesujące wywiad wiadomości.

Rozpoznano także, elementy niemieckiej inspiracji i dezinformacji stosowanej przez Abwehrę. Między innymi chodziło w tym przypadku o wytworzenie wśród polskiego społeczeństwa wrażenia wszechobecności i wszechmocy hitlerowskiego wywiadu. Zapewne temu celowi służyły próby majora Zychonia szefa Ekspozytury 2 Oddziału w Bydgoszczy, a także przekazanie w 1937 roku naszemu wywiadowi trafnych zresztą charakterystyk naszej generalicji...

W drugiej połowie lat trzydziestych działalność hitlerowskiego wywiadu w Polsce nasilała się z roku na rok. Jak ustalono, od wiosny 1938 roku interesowano się między innymi, gdzie na Pomorzu odbywają się manewry, jakimi mapami posługują się nasze oddziały, w jakich miejscowościach odbywają się ćwiczenia broni pancernej, jaka atmosfera panuje w polskich oddziałach, jaka jest wysokość żołdu, jak oznakowane są samochody wojskowe, jakie są racje mięsa w wyżywieniu żołnierzy i wiele innych. Specjalnie przytoczyłem dość długą listę tematów interesujących Abwehrę, aby uzmysłowić ich wielostronność.

W tej sytuacji uaktywnić musiał się nasz kontrwywiad. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaczęto uważnie przyglądać się miejszościom narodowym zamieszkującym Gdynię, Wybrzeże i Pomorze. Niebawem ujawniono szereg rewelacji. I tak niejaki Robert Wilke, mieszkaniec Gdyni, właściciel motorówek służących do zwiedzania portu, w koszach z rybami przewoził materiały szpiegowskie do Gdańska. Mieszkaniec Gdyni pochodzenia ukraińskiego Johann Szmidt, plażą w Orłowie przewoził w wózku dziecięcym materiały szpiegowskie do Sopotu. Zniemczony Żyd Franciszek Hirszfeld jeżdżący często na trasie Gdynia, Toruń, Gdańsk okazał się wieloletnim łącznikiem i werbownikiem Abwehry, utrzymującym kontakty z konsulatem niemieckim w Toruniu, placówką Abwehry w Gdańsku i swoimi informatorami w Gdyni, między innymi z niejakim Bernardem Eckertem. Ujawniono też współpracę powstałego w Gdyni Komitetu Ukraińskiego zrzeszającego około 120 nacjonalistów, z niemiecki wywiadem. Założycielem tej organizacji był praktykujący w Gdyni doktor medycyny Horyński, którego kilkupiętrowa kamienica do dzisiaj stoi na ulicy Abrahama. Komitet Ukraiński kontynuował swoja działalność w czasie okupacji – wtedy już w sposób jawny i nieskrępowany wspierał hitlerowców, a Ukraińcy korzystali w Gdyni z licznych przywilejów (między innymi otrzymywali ,,niemieckie” kartki żywnościowe). W okresie poprzedzającym wybuch wojny, nacjonaliści ukraińscy wspierani byli finansowo przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) ściśle współpracujący z Abwehrą. Na przykład organizowane przez OUN ukraińskie bojówki prowadzące szeroko zakrojoną działalność wywiadowczą i terrorystyczną na naszych ziemiach, wyposażone były sukcesywnie w broń i materiały wybuchowe przez gdańską Abwehrę.

Ciąg dalszy nastąpi....

czwartek, 12 kwietnia 2012

Zmagania wywiadów w przedwojennej Gdyni - część 1

Po uzyskaniu niepodległości, już z początkiem lat dwudziestych, w miarę krzepnięcia naszej państwowości, młoda Rzeczpospolita przystąpiła do tworzenia i doskonalenia struktur wywiadu wojskowego. Postrzegano go jako jeden z ważkich elementów naszych struktur obronnych, co uwarunkowane było naszym położeniem geopolitycznym, między wrogim nam państwem Sowieckiej Rosji i nieprzychylnymi nam Niemcami. W zależności od ewaluacji sytuacji kładziono nacisk na ,,wschodni” bądź ,,zachodni” kierunek działania wywiadu i kontrwywiadu, wzmacniając sieć wywiadowczą i dywersyjną z myślą o jej wykorzystaniu zarówno w czasie pokoju jak i ewentualnej wojny. Działania te sprowadzały się między innymi do określenia przyszłego agresora, określenia jego potencjału gospodarczego i militarnego, a także sprecyzowanie terminu i kierunków ewentualnej agresji.

Zadania te podporządkowano Oddziałowi 2 Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Na interesującym nas kierunku ,,Zachód”, działały dwie Ekspozytury, mianowicie Ekspozytura numer 4 kierowana przez majora dyplomowanego Stanisława Kuniczaka z siedzibą w Katowicach oraz Ekspozytura numer 3 w Bydgoszczy kierowana przez majora Jana Żychonia. W okresie poprzedzającym wybuch drugiej wojny światowej (od 1932 roku do wiosny 1939 roku) całym kierunkiem ,,Zachód” kierował mjr dr Adam Świtkowski, a w ostatnich miesiącach tuż przed wrześniową agresją mjr dyplomowany Tadeusz Szumowski.

Po przejęciu w styczniu 1933 roku władzy przez hitlerowców, Niemcy stały się głównym kierunkiem zainteresowania naszego wywiadu. Zainteresowanie to narastało w miarę upływu czasu. Już w połowie 1933 roku, a więc zaledwie w parę miesięcy po objęciu władzy przez Hitlera i jego bandę, Marszałek Piłsudski polecił przeprowadzić przez nasze konsulaty na terenie Niemiec doraźną penetrację w celu rozpoznania spraw wojskowych, politycznych i gospodarczych. W 1935 roku Oddział 2 posiadał już prawie pełna wiedzę o niemieckim potencjale wojskowym oraz szkoleniu rezerwistów do formacji rezerwowych (tzw. Ersatzeinheiten), a także powstających w tym czasie szkołach podoficerskich, oficerskich i Szkole Wojennej.

Rozpoznano tez struktury, sposoby i kierunki wywiadu niemieckiego. Ustalono że do penetracji naszego kraju powołano w Abwehrze trzy ośrodki wywiadowcze – tzw. Abwehrstelle, mieszczące się we Wrocławiu, Szczecinie i Królewcu. Pomorze, a więc i wybrzeże penetracją objęła Abwehrstelle w Królewcu. Działała ona przez tzw. Nebenstelle w Gdańsku, który od czasu wzrostu hitlerowskich wpływów w Wolnym Mieście – od około 1935 roku – stał się główną bazą wypadową niemieckiego wywiadu wojskowego wymierzonego w nasze Wybrzeże, Gdynię, Tczew, Toruń, Grudziądz, Puck i Hel.

O wielkości i intensywności hitlerowskich działań wywiadowczych może świadczyć fakt ujawnienia i likwidacji na terenie naszego kraju w latach 1935 – 1939 aż 300 szpiegowskich afer, z których kilkanaście rozegrało się w Gdyni lub w najbliższej okolicy. Zakładając, że nie wszystkie działania szpiegowskie zostały przez nasz kontrwywiad ujawnione, wyobrazić sobie możemy rozmiar tego procederu.

W trakcie śledztwa i postępowania sądowego ujawnione zostały szczegóły, rozmiar i kierunki niemieckiej działalności szpiegowskiej. Stwierdzono między innymi, że po 1935 roku nastąpiła znaczna aktywizacja tej działalności, a od połowy 1938 roku Abwehra zaczęła szeroko stosować radiołączność, co znacznie przyspieszyło przekazywanie informacji (szczególnie o charakterze wojskowym) do terenowych Abwerstelle i do centrali w Berlinie. Ustalono poza tym, że już od 1933 roku, aż do wrześniowej napaści na nasz kraj, Abwehra pracowała przez różne źródła informacji np. zdobywano informację od obywateli polskich zatrudnionych w administracji, wojsku i gospodarce uzyskiwano informacje od osób mających możliwości obserwowania obiektów wojskowych lub przemysłowych pracujących na rzecz wojska. Wykorzystywano tez ,,dojścia” osób postronnych do pracowników Oddziału 2 Sztabu Głównego, do funkcjonariuszy Policji Państwowej, Straży Granicznej, dyrekcji zakładów przemysłowych, PKP itp. Poza tym wywiad niemiecki korzystał stale z informacji uzyskiwanych od turystów, przedsiębiorców handlowych i spedycyjnych, a także z permanentnej działalności wywiadowczej prowadzonej przez przedstawicieli licznej na naszym terenie mniejszości niemieckiej. Działalność tych ostatnich z racji zaangażowania ideowego i patriotycznego była przez Abwehrę bardzo ceniona, za jej rzetelność i rzeczowość, co w praktyce oznaczało, że materiały te nie wymagały weryfikacji, jako wolne od inspiracyjnych dezinformacji naszego kontrwywiadu.

Ciąg dalszy nastąpi....

poniedziałek, 12 marca 2012

Mało znany epizod w historii żeglugi przybrzeżnej w międzywojniu.


Minęło już kilka lat od roku Eugeniusza Kwiatkowskiego, lecz nadal ukazują się publikację przybliżające sylwetkę tego nieprzeciętnego męża stanu. Jego zasługi dla naszego miasta i portu są mieszkańcom Gdyni na ogół znane. Nie o nich więc będzie tu mowa. Przypomnę więc jeden niewielki, mało znany epizod, pośrednio związany z naszym bohaterem, a dotyczący bardziej ukochanej córki wicepremiera, Hanny.
Akcja epizodu rozegrała się w naszym mieście, co stanowi jego dodatkowy walor. Oto nieco uproszczony szkic tamtych wydarzeń. Zacznijmy od tła...

Już od pierwszych dni odzyskania przez Polskę wybrzeża, przystąpiono energicznie do ,,zagospodarowania morza”. Podjęte działania były wszechstronne i wielopłaszczyznowe. Podziw nasz wzbudzić może rychłe powołanie Marynarki Wojennej, lotnictwa morskiego, administracji morskiej, powołanie morskiego szkolnictwa oraz podjecie działań dotyczących budowy portów morskich w Helu, we Władysławowie i w Gdyni. Przystąpiono także do tworzenia pełnomorskiej, oceanicznej żeglugi towarowej i pasażerskiej. .Pamiętano też o żegludze pasażerskiej, przybrzeżnej – o powiązaniu naszych przystani i portów, siecią regularnych linii żeglugowych. Podjęto też szeroką działalność propagandową na rzecz naszego morza i jego spraw.

Początki były trudne. Niektóre inicjatywy i działania spalały na panewce. Do wielu spraw – z braku doświadczenia – trzeba było podchodzić metodą prób i błędów. Niekiedy korzystać trzeba było z potencjału obcych firm, ale z roku na rok pogłębialiśmy nasze, polskie doświadczenia, rosły własne kadry i własny stan posiadania.

W zakresie żeglugi przybrzeżnej, uprawianej na Zatoce Gdańskiej – jeżeli nie liczyć inicjatywy braci Leszczyńskich i inż Rajmunda Stodolskiego – już w roku 1927 weszły do eksploatacji dwa kolejne statki. Był to s/s Gdańsk i nieco później, siostrzany s/s Gdynia. Obydwa zbudowane od stępki w gdańskiej stoczni Ferdynanda Schichaua.

W tym samym czasie zamówiono w stoczni w Newcastle on Tyne następne dwa statki. Ich budowę rozpoczęto zimą roku 1927/1928. Tak więc w bardzo krótkim czasie nasz flota przybrzeżna miała się wzbogacić o cztery nowe statki.

Już w kwietniu 1928 roku w stoczni Palmeres nastąpiło zwodowanie nowych jednostek. Pod koniec czerwca 1928 roku statki dopłynęły do portu w Gdyni. Ich chrzest wyznaczono na 1 lipca 1928 roku. Zamierzano nadać im imiona córek Marszałka Piłusudskiego - Wandy i Jadwigi, które też miały zostać matkami chrzestnymi. Dziewczętom towarzyszyła zaprzyjaźniona z nimi córka Eugeniusza Kwiatkowskiego – Hanna. Aby dziewczyna nie poczuła się pokrzywdzona, jej też ,,przydzielono” statek do ochrzczenia, który również miał otrzymać jej imię. Rolę tę wyznaczono bocznokołowcowi, już eksploatowanemu s/s Zagłoba.

W przeciwieństwie do ,,Wandy” i ,,Jadwigi” bocznokołowiec ,,Zagłoba” był statkiem leciwym. Zbudowano go w Rosji w 1888 roku, i eksploatowano w żegludze rzecznej i przybrzeżnej. W czasie pierwszej wojny światowej statek znalazł się na wodach zalewu Kurońskiego, a po wojnie trafił do portu rzecznego w Toruniu. Jego armatorem zostało nasze Ministerstwo Kolei, które próbował go eksploatować na Wiśle. Po nieudanych próbach, przekazano go nieodpłatnie ,,Żegludze Polskiej”. Po przeglądzie w stoczni gdańskiej i po remoncie w gdyńskiej ,, Nauta”(właśnie uruchomionej), statek ten włączono do żeglugi po zatoce gdańskiej.

,,Zagłoba” był statkiem niewielkim. Miał zaledwie 35 metrów długości, a jego pojemność wynosiła tylko 92 tony. Maksymalna prędkość statku dochodziła do 8 węzłów. Napędzany był silnikiem parowym o mocy 350 KM, który poruszał dwa boczne koła łopatkowe.

Dla starego ,,Zagłoby” jego ponowny chrzest był aktem ważnym i pełnym celebry. Towarzystwo uczestniczące w uroczystości było wyborowe. Obecny był Marszałek Józef Piłusudski i minister Eugeniusz Kwiatkowski ze swoimi świtami. Poza tym były władze miejscowe, a msza święta odprawiona była na portowym gdyński molo.

Po chrzcie s/s Zagłoba już jako s/s Hanka kontynuował swoja służbę na trasie Gdynia – Orłowo – Sopot. ,,Wanda i ,,Jadwiga” pływały z Gdyni do Jastarni i na Hel.

,,Hanka” uwijała się na wyznaczonym sobie szlaku, zabierając na pokład 150 osób. Koszt z Gdyni do Orłowa wynosił tylko 1 zł (do Sopotu 1,5 zł) i był dużą atrakcją turystyczna szczególnie dla szkolnych wycieczek. Tak był do lata 1931 roku.

Otóż 17 czerwca 1931 roku w czasie popołudniowego rejsu z Gdyni do Orłowa doszło do śmiertelnego wypadku. Uległa mu kucharka Julia Gładkowska, która w czasie wykonywania prac gospodarczych na ,,Hance” została wciągnięta przez wirujące boczne koło i utonęła. Wypadek ten spowodowany wyłącznie nieostrożnością nieszczęsnej kobiety, został przez ówczesna prasę nagłośniony, a ,,Hance” przypisano opinię statku niebezpiecznego i nieszczęśliwego. Równocześnie na skutek pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego znacznie osłabł ruch turystyczny na naszym polskim wybrzeżu. Oba te czynniki sprawiły, że ,,Hanka” straciła na popularności i stała się statkiem deficytowym.

Armator ,,Żegluga Polska” - pomimo że steczek nadal technicznie sprawny – w listopadzie 1933 roku zdecydowała się przekazać ,,Hankę” na złom czyli popularnie mówiąc ,,na żyletki”.

O dzielnej i pomimo wieku jarej ,,Hance” dziś niewielu pamięta. A warta jest wspomnienia chociażby z tego powodu, że była naszym jedynym morskim bocznokołowcem. Inne tego typu statki eksploatowano w żegludze rzecznej na Wiśle i Prypeci, na tej ostatniej, jako statki wojenne flotylli pińskiej, w działaniach obronnych 1939 roku.

Postęp techniczny jaki zaistniał po drugiej wojnie światowej w zasadzie wyeliminował bocznokołowce z eksploatacji. Dziś pozostały po nich wspomnienia, modele i stare filmy ukazujące te statki na Wołdze i Missisipi.

A swoją drogą warto by mieć chociaż jeden taki statek na wodach naszej zatoki. Jego wybudowanie nie było by dla naszych doświadczonych stoczniowców żadnym problemem, a byłby on z całą pewnością dużą atrakcją turystyczną Gdyni.

Można by go nazwać ,,Hanka 2”. Było by fajnie...

poniedziałek, 27 lutego 2012

Mój przedwojenny, dziecięcy świat w Gdyni był pluralistyczny.

Mieszkaliśmy wśród Kaszubów, „bosych Antków'', czyli ,,kongresowiaków” lub ,,galileuszy” - osób pochodzących z Galicji, a także ludzi ze wschodu - Ukraińców i Białorusinów. Tacy też byli moi podwórkowi i osiedlowi koledzy. Nie było tylko Żydów.

O ich istnieniu dowiedziałem się od rodziców, którzy chyba jesienią 1938 r., zabrali mnie na zakupy na ul. Abrahama, było tam mnóstwo sklepów prowadzonych przez Żydów, u których moi rodzice chętnie kupowali obuwie i konfekcję - bo było taniej, można było coś utargować, a i jakość towarów była bez zarzutu.

O niechęci do Żydów ze strony moich rodziców nie było więc mowy. Niechęć taką odczuwać zaczęliśmy do Niemców - czyli ,,szkiebrów” - jak mówił tata, który słuchał naszego starego ,,Philipsa” pienił się, gdy Hitler ,,darł mordę”, żądając korytarza.

Nie spotkałem się również z wrogością lub niechęcią w stosunku do Żydów w czasie okupacji. W naszej dzielnicy i chyba w całej Gdyni ich po prostu nie było. Nie wiele wiedzieliśmy o hitlerowskim antysemityzmie, rasizmie, bądź Holokauście.

Absorbowały nas sprawy bytowe i zmagania o przetrwanie. Nasza wiedza o gdyńskich Żydach była mizerna, potrzebna była perspektywa czasu.

Dziś wiadomo, że przed wojną w Gdyni zamieszkiwało ok. 5 proc. ludności żydowskiej, co stanowi ok. 6 tys. osób. Wiadomo też, że ok. 60 proc. gdyńskich lekarzy i adwokatów było pochodzenia żydowskiego. Gros Żydów w handlu-hurcie, spożywczym, w zaopatrzeniu statków, handlu owocami południowymi czy rybami.

Warto też wiedzieć, że społeczność żydowska w Polsce w okresie przed drugą wojną światową, stanowiła ponad 2 mln osób. Zorganizowano ona była w 818 gminach wyznaniowych. Największe skupiska miejskie Żydów to Warszawa i Łódź, a nieco mniejsze, bo poniżej 100 tys. zamieszkiwały we Lwowie, Wilnie, Białymstoku, Lublinie, Krakowie, Radomiu, i Częstochowie.

Na tym tle gmina żydowska w Gdyni jawi się dość mizernie. Wprawdzie pierwsi Żydzi pojawili się w Gdyni tuż po pierwszej wojnie światowej, ale było ich niewielu, a rodzaj zarządu gminy powstał w naszym mieście dopiero w 1932r. Jako filia okręgowej gminy w Kartuzach. Władze powiatowe tej gminy mieściły się w Wejherowie...

Z biegiem lat znaczenie gdyńskiej gminy rosło. Przybywało wyznawców i rosła ich pozycja ekonomiczna. Wyrazem tego może być fakt, że to tu ukazywały się aż trzy żydowskie gazety:
,,Hejtige Najes” i ,,Moment” w języku jidisz oraz ,,Przegląd Zachodni'' w języku polskim. W roku 1937 nastąpiło przeniesienie zarządu gminy z Kartuz do Gdyni.

Jednak nie wszystkie żydowskie sprawy miały w Gdyni pomyślny przebieg. W 1937 r. Stronnictwo Narodowe zainspirowało tu bojkot żydowskiego handlu. Chodziło o walkę konkurencyjną, czyli po prestu pieniądze. Otóż kupcy polscy zastosowali wobec swoich żydowskich konkurentów pikietowanie ich sklepów. Zatrudniono do tego bezrobotnych, bądź studentów, którzy za 2 zł dziennie patrolowali sklepy żydowskie, przepędzając spod nich potencjalnych klientów. Na ten bojkot żydowscy kupcy zareagowali bojkotem zakupów w polskich hurtowniach, decydując się na sprowadzenie towaru z Gdańska, mimo wyższych cen i dodatkowych kosztów transportu.

W przeddzień drugiej wojny światowej Żydzi gdyńscy, podobnie jak ich gdańscy pobratymcy zaczęli masowo emigrować na zachód w obawie przed hitlerowcami. Pozostali, po zajęciu Gdyni przez Niemców, uciekli do Polski centralnej, do Generalnej Guberni, bądź zostali wymordowani w Piaśnicy i Stuthofie. Gdynia stała się ,,Juden frei”!

Po wojnie garstka ocalałych z pogromu Żydów powróciła do Gdyni. Dopiero w maju 1959 r. - a więc po październikowej ,,odwilży” spotkały się w ,,Inter Clubie” 22 osoby zamierzając utworzyć trójmiejski Oddział Towarzystwa-Kulturalnego Żydów w Polsce. Z początkiem lipca tegoż roku, warszawska centrala towarzystwa wyraziła zgodę na utworzenie tego oddziału. Siedziba towarzystwa znalazła swoje miejsce we Wrzeszczu, przy ul. Konopnickiej 8. Wybory władz odbyły się 20 grudnia. Na przewodniczącego wybrano Bencjana Wasnera.

Jak mi wiadomo społeczność żydowska odrodziła się w niewielkim zakresie w skali Trójmiasta. W Gdyni - po wojnie - widocznej działalności nie odnotowano. Nie odrodziła się też gdyńska gmina.