sobota, 2 czerwca 2012

Kuriozalny przewodnik po Gdyni. Część 2.

Kilka stron dalej, w rymowanym przewodniku po Gdyni (część 1), znajdujemy informację o starym dębie rosnącym na ul. Portowej.

Na ulicy Portowej stoi w środku miasta
Prastary dąb, rówieśnik królów z rodu Piasta,
Lecz tradycja z późniejszych wypadków zrodzona
Dała mu piękne miano "Dąb Napoleona"
Gdyż podanie, jakoby na faktach oparte,
Twierdzi, że pod tym drzewem siedział Bonaparte.

Dalej przewodnik prowadzi nas tak zwaną Szosą Gdańską (obecną ul. Morską) na Grabówek. Tu uwaga autora koncentruje się głównie na gmachach szkolnych, a kończy się sugestią, aby utworzyć w Gdyni Morską Akademię Handlową, która kształciłaby kadry dla gospodarki morskiej. Sugeruje też, by zabudowania Etapu Emigracyjnego (więcej o emigracji pisałem tu i tutaj) przekształcić w uniwersytet.

Dziś nie ma emigracji, i obóz wspaniały
Mógłby uniwersytet pomieścić tu cały.
Dla podniesienia bowiem autorytetu
Nauki polskiej brak nam uniwersytetu...

Zaś nieco niżej – strofy będące rodzajem ody do morza:

O morze! Coś widziało z fal srebrzystych szczytów
Mordowanie lechickich bratnich Obodrytów!...
Morze! Którego wielkie przepaściste wody
Widziały, jak ginęły Wenedów narody!...
O morze dzielnych Rugian, Świętowida dzieci!
Prastare, prasłowiańskie od dawnych stuleci,
Którego wierne fale obmywały miasta
Pomorskie,zwojowane przez potomków Piasta!...
O morze Świętopełków! Kaszubskich włodarzy,
Których duch u ujścia Wisły stoi wciąż na straży...
(...)
O morze nasze! Razem z Polską wyzwolone!
Zawsze i wszędzie bądź nam wiecznie pochwalone!
(...)
Morze naszych praojców! Twoje wody czyste
Dzisiaj nam również drogie jak łany Ojczyste...

Niżej znajdujemy cały rozdział zatytułowany "Orłowo Morskie", który jest w znacznym stopniu powtórzeniem wcześniejszej broszury Winogrodzkiego pod tym samym tytułem. Wspominam o tym rozdziale z tego względu, że znaleźć w nim można liczne zdjęcia z dawnego Orłowa, a i sam tekst jest interesujący.

Strony od 41. - a więc prawie połowa przewodnika – autor przeznacza na prezentacje gdyńskiego portu. Poza unikalnymi zdjęciami obiektów portu znajduje się tu również mało znane zdjęcie "Daru Pomorza" - wykonane z lotu ptaka, w momencie gdy "biała fregata" mija "główki" portowych falochronów i wyrusza w swój jedyny rejs dookoła świata (16 września 1934 roku).

Znajdujemy tu również zdjęcie m/s "Pułaskiego", jednego z naszych ówczesnych transatlantyckich, "pasażerów", na tle Dworca Morskiego. Niejako przy okazji, autor przytacza szczegółowy opis uroczystego otwarcia tego obiektu, które miało miejsce 8 grudnia 1933 roku. Znaleźć tu można zdjęcia tablic pamiątkowych ku czci Marszałka Piłsudskiego i prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Zdjęcia te są bardzo cenne, bowiem w czasie wojny hitlerowcy zdemontowali te tablice i odtąd wszelki ślad po nich zaginął.

Znaleźć tu można – nieco dalej – kilka strof poświęconych Stefanowi Żeromskiemu oraz fotografię tablicy ku jego czci.

Natomiast na końcu przewodnika znajduje się patriotyczna oda do Polski, której obszerne fragmenty przytaczam:

Rozdarta na trzy części, lecz nadzieją święta,
W długich walkach o wolność na nowo poczęta,
Zrodzona krwawej śmierci milionowym tchnieniem,
O Polsko zmartwychwstała! Bądź świata sumieniem!...

Ty, któraś śmierci ciemną zwalczyła mogiłę,
Musisz znaleźć swe światło i swej prawdy siłę!...
Musisz znaleźć swą gwiazdę wśród mrocznych bezdroży,
Aby u nas zawsze panował Duch Boży!...

Ojczyzno! Niech Twej pracy urok wszędzie słynie
Błogosławiony w każdej słowiańskiej rodzinie
Jako wzór, gdzie uczciwość i prawda się mieści,
Gdzie wyrosły wśród bólu nowe życia treści...
Ojczyzno! W snach wyczuta!... w marzeniach wyśniona!...
Polonia Restituta!...Polsko odrodzona!...

Po tych wzniosłych słowach pozostaje mi tylko jedna refleksja, ta mianowicie, że wobec niemożności zaprezentowania w krótkim tekście i wartości całego przewodnika, należałoby się zastanowić nad wydaniem reprintu, przy okazji kolejnej okrągłej rocznicy urodzin naszego miasta. Dla Gdynian i nie tylko, był by to niebanalny prezent.

Jeżeli ktoś coś wie na temat 3 i 4 części przewodnika to prosiłbym o wiadomość w komentarzach.

czwartek, 31 maja 2012

Kuriozalny przewodnik po Gdyni. Część 1.

Interesując się od lat Gdynią i jej historią, zgromadziłem całkiem sporą kolekcję książek, planów, wycinków prasowych, relacji i fotosów, bądź ich kserokopii. W całym tym zbiorze najbardziej cenię sobie pożółkłą, przedwojenną broszurę, datowaną na rok 1937. Jest to rymowany przewodnik autorstwa Grzegorza Winogrodzkiego.

Powoduje mną w tym miejscu nie tyle lokalny patriotyzm, co fakt iż jest on rymowany, bowiem jak można przypuszczać, jest to jedyny wierszem pisany przewodnik po mieście w Polsce, a może nawet w Europie!

Autorem tego kuriozum jest zakochany w morzu i w Gdyni kresowiak, emerytowany dyrektor gimnazjum na Pomorzu. Stąd w przewodniku czuje się rękę patriotycznego nauczyciela, który swoje dziełko adresuje głównie do młodzieży.

Broszura napisana została w 1936 roku, a wydana rok później. Druk wykonano w Łodzi w Zakładach Graficznych J.K.Baranowskiego. Cena broszurki nie została podana. W zamyśle autora, przewodnik ten miał być częścią większej całości, bowiem w roku 1935 wydany został tegoż autora przewodnik zatytułowany ,,Orłowo Morskie”. Poza tym Winogrodzki zamierzał wydać broszurę – przewodnik po Kępie Oksywskiej, a część 4 dotyczyć miała Helu i Półwyspu Helskiego. Całość miała nosić tytuł ,,Nad morzem – przewodnik po Wybrzeżu Polskim”. Część 1 i 2 – dotycząca Orłowa i Gdyni są w moim posiadaniu, natomiast na pozostałe części – 3 i 4 nigdy nie natrafiłem.
Czyżby plany wydawnicze autora pokrzyżowała wojna?


Okładka drugiej części przewodnika wydanej w 1937 r. 
Przewodnik (2 pierwsze części) znajduje się w moim posiadaniu.

Przedmowy prozą do części 1 i 2 napisał Walerian Kuropatwiński, emerytowany wizytator szkolny, który był również inspektorem całego przedsięwzięcia oraz pomógł autorowi w doborze ilustracji do przewodnika. A wypada w tym miejscu dodać, że przewodnik poza tekstem zawiera 70 zdjęć, dwa szkice topograficzne, plastyczną mapę zatoki Gdańskiej oraz trzy drzeworyty o tematyce marynistycznej. Cała broszura liczy 73 strony i ma format szkolnego zeszytu. O wartościach literackich dzieła nie zamierzam się wypowiadać, nie będąc w tej materii kompetentnym, zresztą Czytelnik na podstawie przytoczonych fragmentów będzie mógł wyrobić sobie w tym względzie własne zdanie.

Wstęp do przewodnika jest rymowany i zaczyna się od pokłonu oddanego większym miastom 2 Rzeczypospolitej. Przeczytajmy fragment:

...do wieńca tych grodów nowy kwiat się prosi,
Gdyż nad morzem prześliczne miasto – port się wznosi,
Jako morska stolica bałtyckich wybrzeży,
Klejnot kaszubski w darze dla polskiej macierzy,
Wielki pomnik narodu żywy i wspaniały,
Który stał się stał się słowiańską bramą na cały świat...

Zaś przystępując do prezentowania miasta i jego niektórych dzielnic zaczyna się zgodnie z chronologią od Oksywia, Oksywskiej Kępy i związanych z tymi miejscami starymi legendami (o jednej z legend oksywskich pisałem tutaj).
Oto fragment:

...Najstarszych kilka podań z Oksywiem się wiąże:
Mówią, że tutaj mieszkał niegdyś duński książę
Na wyspie, gdyż w tych czasach w dawnej dziejów porze
Oksywską Kępę zewsząd otaczało morze.
Książę był poganinem, lecz mu się uśmiecha
Zmiana wiary, więc prosi świętego Wojciecha,
Aby z lądem połączyć małe jego państwo,
A za to obiecuje przyjąć chrześcijaństwo.
Wtedy się kępa z lądem połączyła cudem,
A książę dał się ochrzcić z całym swoim ludem.

A nieco dalej spojrzenie na Gdynię od strony wód zatoki i ostrzeżenie przed hitlerowskim niebezpieczeństwem:

Z dwóch stron Gdyni, przy brzegu morze rozpostarte,
Przywarły wzgórza, jako lwy zażarte,
Gotowe bronić portu od napadów z boku,
Nadają okolicy dziwnego uroku.
Te wzniesione nad morzem górzyste występy
Są to piękne Redłowska i Oksywska kępy.
Jednak Gdyni nie grożą już wroga napady:
Zostały podpisane z Niemcami układy.

Lecz autor niezbyt wierzy w te układy, bo nieco niżej podaje prawie prorocze słowa:

...umowa nie stanie się świstkiem papieru,
Chociaż dzieje męczeńskich lechickich narodów
Oraz nasza historia dają dość powodów
Do bacznej ostrożności i na przyszłość radę,
Aby strzec się, Niemiec zawsze knuje zdradę...

Poprzez wieki historii, snuje Winogrodzki swoją opowieść, by dojść do czasów sobie współczesnych – od początków portu i miasta. Oto stosowny fragment tekstu:

Dzisiaj nas nowym życiem i nadzieją wita,
Gdyż potężna dolina dawnej Pra – Pregoły
Daje widok niezwykły a dla nas wesoły:
Przy ujściu do doliny leży port. Tu środek,
Tu przyszłej wielkiej Gdyni szczęśliwy zarodek.
Stąd dalej wzdłuż doliny Gdynia się rozrasta,
Wcielając bliskie wioski do obrębu miasta:
Pochłonęła Grabówek, Chylonia wcielona,
Do Cisowej, Zagórza ciągną się ramiona
Naszej, szybko rosnącej nadmorskiej stolicy...

Ciąg dalszy nastąpi...

wtorek, 29 maja 2012

Pierwszy Gdyński Batalion Obrony Narodowej – nieco historii.


Brygady Obrony Narodowej (ON) powołano w Polsce z dniem 5 grudnia 1936 roku. Według przyjętych założeń Odziały ON miały:

-wzmocnić obronność kraju
-być tak zwanym ,,tanim wojskiem” (nie zajmować koszar)
-posiadać charakter terytorialny
-być rozmieszczone w ,,miejscach wrażliwych” (np. Wybrzeże)

Do organizacji pododdziałów ON przystąpiono już w czerwcu 1937 roku. W Gdyni w marcu roku następnego odbyła się koncentracja Morskiej Brygady ON, w której uczestniczyło 1200 żołnierzy zorganizowanych w 1 i 2 Gdyńskim Batalionie.

Jak wspomniano wyżej, żołnierze ON nie byli skoszarowani. Powoływani byli na okresowe, parodniowe ćwiczenia. Broń fasowali w koszarach, do których byli przypisani. W miejscu zamieszkania posiadali jedynie umundurowanie.

Do września 1939 roku, w skali kraju zorganizowano 83 bataliony ON, które skupiały w swoich szeregach około 50000 żołnierzy. Kadrę ON stanowili oficerowie i podoficerowie zawodowi.

Morska Brygada ON, w skład której wchodził między innymi 1 Gdyński Batalion obejmował terytorialnie przyległe do Gdyni okolice – od Pucka po Kartuzy. Składała się ona z pięciu batalionów o zróżnicowanym poziomie wyszkolenia i uzbrojenia. Pierwszy Gdyński Batalion dowodzony przez mjr Stanisława Zauchę – został utworzony jako pierwszy i jako taki był w Brygadzie na czołowym miejscu, zarówno pod względem organizacyjnym jak i uzbrojenia.

Do lipca 1939 roku dowódcą był płk. dypl. Józef Sas – Hoszowski, a później został nim
ppłk. Stanisław Brodowski. Morska Brygada ON – jako element obrony Wybrzeża – podlegała bezpośrednio Dowódctwu Floty. Dopiero później pod pożądkowana została Dowódctwu Lądowej Obrony Wybrzeża.

Pierwszy Gdyński Batalion składał się z trzech kompani strzeleckich. Poza piechotą w jego skład wchodziła kompania ciężkich karabinów maszynowych, pluton łączności, pluton zwiadowców, pluton saperów oraz z drużyny dowódcy batalionu w składzie 6 oficerów plus 30 szeregowców.
Tak więc łącznie batalion liczył 26 oficerów i 714 szeregowców.

Żołnierze batalionu to głównie mieszkańcy Gdyni, z czego aż 60% stanowili robotnicy portowi. Znaczącą grupę, bo ponad 15% stanowili miejscowi Kaszubi. Sytuacja ta miała istotne znaczenie motywacyjne. O morale tego wojska decydował patriotyzm lokalny, znajomość miejscowych stosunków oraz znajomość terenu.

Tuż przed wybuchem wojny – w dniu 24 sierpnia – zarządzono mobilizację batalionu. Miejsce zbiórki – dla 1 i 2 kompani – Etap Emigracyjny na Grabówku. Dla 3 kompani i plutonu pionierów – koszary MPS w Redłowie (obecnie szpital). Mobilizację zakończono o godzinie 16 w dniu 25 sierpnia 1939 roku. W tym dniu batalion przystąpił do organizacji obrony na południowym skraju lasu w kamieniu, z zadaniem obrony na linii Koleczkowo – Chylonia i prowadzenia rozpoznania na osi Kielno – Grzybno, a także dozorowania na osi Bieszkowice – Nowy Dwór.

Począwszy od tego dnia, aż do kapitulacji Oksywia (19 września) batalion był zaangażowany w działania bojowe. Początkowo walki obronne trwały w rejonie Bojana, Brzozówki i Dobrzewina. Obawiając się odcięcia pododdziałów zorganizowano drugą linię obrony – Łężyce – Rogalewo – Wiczlino. Tu zmagania trwały ponad tydzień. W dniu 9 września Niemcy zaatakowali Koleczkowo. Dzień później batalion został wzmocniony kompanią kosynierów dowodzoną przez ppor. Kakolewskiego oraz plutonem żołnierzy i cyklistami ppor. Skupienia. Tak wzmocniony batalion wykorzystano do ataku na Łężyce. Ta walki trwały prawie dwie doby.

12 września batalion wycofano do leśniczówki Marszewo, a następnie w kierunku na Redę. Wtedy to w brawurowym ataku na Szmeltę przy niewielkich stratach własnych, wyparto Niemców, zdobywając sporo sprzętu, między innymi 15 karabinów maszynowych. Było to największe osiągnięcie bojowe batalionu.

Gdy zdecydowano się na opuszczenie Gdyni (13 września) batalion wycofał się najpierw do Chyloni, a następnie przez łąki na Kępę Oksywską. Tu rozlokowano batalion w rejonie Suchego Dworu. Dalej były walki w rejonie Kazimierza i Dębogórza, a następnie na północ od Kosakowa. W tym czasie 3 kompania batalionu por. Dzierżanowskiego walczyła już z Niemcami w rejonie Kolonii Obłuża. Ta walki były najbardziej zacięte, walczono nawet wręcz.

Wtedy padły zabudowania ,,Pagedu” oraz oksywskie koszary, a ostre walki toczyły się o Stare Obłuże. Był dzień 19 września, godzina 14.30, gdy ranny mjr Zaucha wydał resztką batalionu rozkaz przerwania walki. Po dwóch godzinach padła ostatnia reduta obronna na Kępie Oksywskiej – szpital na Babich Dołach, a dowódca Lądowej Obrony Wybrzeża płk. Dąbek popełnił honorowe samobójstwo.

Straty batalionu wyniosły 94 zabitych i 181 rannych.

niedziela, 27 maja 2012

Niewyjaśnione sprawy wojennej operacji.


Ostatnie dni wojny na północnych krańcach Gdyni, w kwietniu 1945 roku doczekały się licznych opracowań. Mogłoby się więc wydawać, że wszystkie szczegóły tego fragmentu zmagań o wyzwolenie naszego miasta są wyczerpująco i wszechstronnie wyjaśnione. Niestety, przy bliższej analizie poszczególnych sytuacji wyłania się szereg wątpliwości, niejasności wręcz sprzeczności, które w naświetleniu różnych autorów wręcz się wykluczają. To nie dziwi, bowiem truizmem jest że relacje świadków zdarzeń bywają sprzeczne i zwykle podbarwiane subiektywizmem, emocjami a nawet interesownością. Gdy dodać do tego czynnik czasu – gdy relacje zbierane są niekiedy po latach – uzyskiwany obraz zdarzeń jest mało precyzyjny.

W takiej sytuacji autorzy opracowań zwykli sięgać do materiałów pisanych – głównie dokumentów, filmów, zdjęć. Lecz i one mogą odbiegać od prawdy. Wiadomo, że materiały takie często giną, udostępniane są wybiórczo, bądź są na wiele lat utajnione.

Na podobne wątpliwości napotyka się prezentując wydarzenia tak zwanej ,,Nocy Valpurigi” - czyli ewakuacji Niemców z Kępy Oksywskiej na Hel, czyli uwolnienia północnych krańców Gdyni od Niemców.

W zasadzie w temacie tym nie ma spraw jednoznacznych. Wątpliwe jest wszystko – data i sposób ewakuacji, ilość osób ewakuowanych, nazwiska sztabowców niemieckich, którzy tę operację przygotowali i przeprowadzili, jakie i ile środków użyto do jej przeprowadzenia itd. itp.

Mówi się o 35 – 40 tysiącach niemieckich żołnierzy, których objęto tą operacją. Mówi się o jednej lub dwóch nocach (4 i 5, bądź tylko noc z 4 na 5 kwietnia 1945 roku) jej przeprowadzenia. Mówi się też o trzech lub sześciu pomostach załadunku ewakuowanych oddziałów. O siłach użytych rzez Niemców do jej przeprowadzenia milczy się zupełnie. Podobnie jak nic nie wiadomo, czy operacja ta była znana wojskom radzieckim, a także jaki był stosunek dowódców radzieckich do tej operacji...

Jeden z autorów opisujących wyzwolenie Wybrzeża pisze, że na koniec marca 1945 roku Kępa Oksywska przypominała obóz wojskowy, gęsty od niedobitków różnych formacji tu szukających schronienia. Zważywszy fakt, że wycofano tu resztki oddziałów z Gdyni, cywilnych uciekinierów, którzy nie zdążyli uciec statkami do Rzeszy, jeńców i więźniów przetrzymywano w różnego typu obozach na naszym terenie, a których również na Kepę przepędzono – zaprezentowany obraz wydaje się adekwatny do rzeczywistości.

Gdy tuż przed Wielkanocą, która w 1945 roku przypadała na 1 i 2 kwietnia radzieckie wojska 2 Frontu Białoruskiego doszły do rzeki Redy i w każdej chwili mogły wtargnąć na Kępę, gdy od południa 19 armia działała już w rejonie Pogórza i Suchego Dworu, niemieckie dowódctwo zdecydowało się na ewakuację. Dla Niemców stało się bowiem oczywiste, że niebawem zdobyte zostaną przez Rosjan: Rewa, Mechelinki, Pierwoszyno, Babie Doły i Nowe Obłuże – a to oznaczało odcięcie wojsk na Kępie od Zatoki, a tym samym uniemożliwiało ewakuacje na Hel lub dalej na Zachód...

Według Zbigniewa Flisowskiego (w jego książce pt. ,,Pomorze, reportaż z pola walki”) w ostatniej dekadzie marca pogoda była na naszym Wybrzeżu kapryśna – deszczowa i wietrzna. Gdy od 31 marca się nieco rozpogodziło, do działań przystąpiła 4 armia powietrzna, Niemcy natomiast postanowili wykorzystać tę sytuację do przeprowadzenia ewakuacji.

W nocy z 1 na 2 kwietnia na Kępę Oksywską przypłynął kmdr. Forstmann wysłannik admirała Burchardiego dowódcy Helu. Spotkał się on z majorem Kochem – oficrem operacyjnym 32 DP. Według Flisowskiego oficerowie ci uzgodnili szczegóły ewakuacji, której nadano kryptonim ,,Valpurgis Nacht”. Tego samego dnia (2 kwietnia) Niemcy przystąpili do ,,skracania frontu” czyli wycofywania części swoich wojsk z rejonu natarcia 19 Armii Radzieckiej. Pomimo działań radzieckich samolotów, ruch ten wykonano w ciągu dnia, szosą z Pogórza do Kosakowa.

Manewr taki, tuż po wizycie kmdr. Frostmanna – może świadczyć o tym, że przystąpiono niezwłocznie do etapowego ewakuowania wojsk. Z drugiej jednak strony wydaje się mało prawdopodobne, aby ci dwaj oficerowie byli w stanie zaprogramować całą akcję i niezwłocznie przystąpić do jej realizacji.

Operacja taka nie ograniczała się tylko do wydania stosownych rozkazów, ale wymagała koordynacji wielu działań, między innymi przygotowanie wspomnianych wyże pomostów załadowczych, odpowiedniej ilości środków przeprowadzonych, czyli łodzi lub statków, osłony tej akcji, harmonogramu wycofywania i załadunku itd.

Pamiętać przy tym warto, że w 1945 roku nie dysponowano komputerami, a więc wszelkie prace sztabowe wykonywano odręcznie – a to wymagało czasu i większej ilości sztabowców.

Wobec mnożących się wątpliwości sięgnąłem do wspomnień proboszcza oksywskiej parafii księdza Klemensa Przewoskiego (Rocznik Gdyński nr 10). Jak pisze proboszcz, już 3 kwietnia w rejonie Starego Obłuża było w miarę spokojnie. Dokuczała jedynie radziecka artyleria, bowiem od jej pocisków uszkodzona została plebania i dach kościoła parafii św. Michała Archanioła. Tegoż dnia wieczorem, po godzinie 19 cywilnych mieszkańców Oksywia wypędzono z domów i nakazano ukryć się w betonowych schronach znajdujących się bliżej Zatoki. Następnego dnia – czyli 4 kwietnia - niemieccy żołnierze zachęcali cywilów do ewakuacji na Hel.

Jak z powyższego wynika – sprawa ewakuacji była odtajniona i powszechnie znana, a ilość miejsc na środkach pływających tak znaczna, że można było ewakuować nawet cywilów, Niemców i miejscowych, oraz jeńców francuskich i rosyjskich.

5 kwietnia rano, około godziny 10, przy bunkrze w którym między innymi ukrywał się proboszcz Przewoski znaleźli się już żołnierze radzieccy. Stąd wniosek, że ewakuacja trwała tylko jedną noc – z 4 na 5 kwietnia. Co nawiasem mówiąc zgodne jest z przyjętym kryptonimem - ,,Valpurgis Nacht” mowa więc o jednej nocy, a nie o dwóch lub więcej nocach...

A wracając na moment do książki pana Flisowskiego, autor tam podaje, że załadunek ewakuowanych odbywał się na sześciu pomostach, do których dobijały statki. Twierdzenie to sprzeczne jest z wykresem niemieckim, na który trafiłem w książce Jurgena Meistera pt.,,Der Seekrieg in den Osteuropaischen Gewassern” (wydanie Monachium 1958 rok), który pokazuje trzy strumienie ewakuacji – jeden na Babich Dołach (widocznie wykorzystano pomost wiodący do torpedowni), oraz dwa – zaznaczone nieco cieńszą linią – bardziej na północ, w kierunku Pierwoszyna. Strumienie te łączyły się w jeden – w pewnej odległości od brzegu – a następnie zmierzają prosto na Hel.

Niemiecki autor podaje też datę ewakuacji na 4 i 5 kwietnia 1945 roku, a w kotle bronionym przez Niemców w trakcie ewakuacji wymienia tylko jedną jednostkę, czyli 7 Korpus Pancerny.

Bez względu na wątpliwości – ewakuacja ta była majstersztykiem tego typu operacji.