Już z początkiem lat 20 ubiegłego
wieku, gdy rodziła się miejska Gdynia i jej pełnomorski port, w
skleconych naprędce barakach osiedlili się przybysze z całej
Polski. Między innym tu mieścił się rezerwuar taniej,
niewykwalifikowanej siły roboczej, potrzebnej przy przeładunkach w
porcie oraz do prac ziemnych i budowlanych w mieście... To oni
faktycznie byli budowniczymi Gdyni, bowiem to oni wcielali w życie
koncepcję budowy i realizowali plany inżyniera Wendy i ministra
Kwiatkowskiego.
Wzgórze Pekinu obrosło barakami. Bez
cywilizacyjnych udogodnień, bez dopływu energii elektrycznej, bez
sieci wodociągowo – kanalizacyjnej, bez dróg dojazdowych, bez
ulicznego oświetlenia. Początkowo gnieździli się tam samotni
mężczyźni. Z czasem pojawiły się tu również kobiety, żony,
matki, siostry, bądź narzeczone. Potem – co naturalne –
urodziły się także dzieci. I tak wyrastać zaczęło pokolenie
rodowitych mieszkańców gdyńskich przedmieść, w tym przypadku
„Przeklętego wzgórza”.
Zabudowa rozwijała się żywiołowo,
bez planu, co widać wyraźnie, zarówno na planie miasta Gdyni, jak
również w terenie. W miarę przybywania mieszkańców wydeptywano
kolejne ścieżki, przy nich stawiano następny slums, bądź też
rozbudowywano już istniejący. Materiałem budowlanym było
ukradzione w porcie drewno sztauerskie, ale także skrzynki po
owocach południowych, kawałki blachy, kartony po towarach i glina,
której na szczęście w pobliżu było pod dostatkiem. Takim
budownictwem i taką dzielnicą Gdynia nie mogła się szczycić. Tym
bardziej że problem został nagłośniony przez dziennikarza
Zbigniewa Uniłowskiegoz „Wiadomości Literackich”, w ciętym
reportażu „Gdynia na co dzień”.
Wszystkiego jednakże zrobić się nie
dało. Kończono właśnie likwidację „chińskiej dzielnicy”,
która przez lata funkcjonowała nieopodal placu Kaszubskiego, aż po
uruchomiony w tym czasie Dworzec Morski. Tę dzielnicę slumsów
zdecydowano się zlikwidować w pierwszej kolejności. Zdecydowały o
tym zarówno względy estetyczne, jak też potrzeba pozyskania
terenów dla dalszego rozwoju portowej infrastruktury. Pekin musiał
więc poczekać. Wybuch wojny zamiary te całkowicie przekreślił,
tak zostało do dziś! Przeklęte wzgórze nadal czeka na
zagospodarowanie.
Po ponad 50 latach - w pogodny letni
dzień – zdecydowałem się na odwiedzenie tego miejsca w
towarzystwie mojej wnuczki Magdy. Uzbrojeni w aparat fotograficzny,
wspięliśmy się po stromych schodach ul. Kalksztajnów. Już na
skrzyżowaniu z ul. Orlicz – Dreszera poczuliśmy odór szamba.
Niezrażeni zapachami, wspinaliśmy się wyżej. Pierwszy barak od
tej strony oznaczony jest nr 2 – Komandorska 2. I dalej już
poszło. Byliśmy w tej części naszego miasta, której nie pokazuje
się turystom, której nie pokazują promocyjne albumy ani bilboardy.
Wąską ścieżką prawie pod kątem prostym skręcamy pod jeszcze
bardziej stromą górkę. Z boku ścieżki ktoś wykopał rynsztok –
płytki rowek, teraz suchy. To tędy spływają ścieki i wody
opadowe – to miejscowa kanalizacja. Rowek rynsztok maskują bujne
chwasty i dziko rosnące krzaki. Magda pstryka kolejne zdjęcia,
baraki – już nieco „podrasowane” - sypią się. Na dachach
anteny satelitarne. Widocznie doprowadzono tu wcześniej przewody
energetyczne. To jedyna technika na tym wzgórzu.
Kilka zdjęć pokazujących jak wygląda ta dzielnica Gdyni.
Kilka zdjęć pokazujących jak wygląda ta dzielnica Gdyni.
U naszych stóp ulica Orlicz –
Dreszera, po której śmigają samochody. Po drugiej stronie tej
ulicy – bloki i wieżowce. Balkony zdobią klomby surfinii. To
zupełnie inny świat... Większość z tych budynków postawiła
jeszcze tak zwana komuna. Chodziło o zasłonięcie slumsów od
strony ówczesnej ulicy Czerwonych Kosynierów (teraz ulica Morska).
I – choć zmieniły się czasy – tak to pozostało!
Widok na bloki stojące przy ulicy Orlicz Dreszera i Morskiej mające zasłaniać widok na "Pekin". |
Osiedle slumsów, w odległości około 3 km od śródmieścia Gdyni, nie przynosi nam chwały. Wiem, że sprawa nie jest prosta, że skomplikowane stosunki własnościowe, że koszty, że... Ale czy owe wzgórze slumsowe będzie trwało kolejne 80 lat!?