Nie będzie tu mowy o promach
kursujących z Gdyni do portów skandynawskich, ale o naszych
„wewnątrz portowych” promach, które przed laty zapewniały
komunikację między Śródmieściem a Kępą Oksywską. A była to
połowa lat dwudziestych ubiegłego wieku, gdy ruszyły intensywne
prace przy budowie gdyńskiego portu, gdy u ujścia Chylonki
rozpoczęto prace ziemne, gdy na miejscu Oksywskich Piasków kopano
przyszłe portowe baseny. W roku 1925 dotychczasowe lądowe
połączenie Gdyni z Oksywiem zostało przerwane.
Ruch kołowy skierowano przez Grabówek
– tędy gdzie dziś jest tzw. Zakręt na Oksywie. Połączenie kolejowe
– przez Chylońskie Łąki – podjęto z rozmachem, aby je
ukończyć w 1928 roku. Ruch pieszy natomiast rozwiązać miały
wspomniane wyżej promy, które miały kursować przez kanał
portowy. W tym celu zakupiono dwa niewielkie stateczki - „Maryśkę”
i „Oksywie” - które mianowano promami. Przejazd tymi statkami
był bezpłatny, a administrował nimi Urząd Morski.
Tak było do 1931 roku – do czasu
wybudowania przez łąki nowego połączenia drogowego Obłuże –
Oksywie ze Śródmieściem. Jezdnię tę wyłożono kocimi łbami
(pozbawioną chodników dla pieszych), przetrwała do czasów
powojennych, i chociaż daleka od nowoczesności, sprawę połączenia
komunikacyjnego rozwiązywała.
Z 1931 rokiem skończono z bezpłatnymi
przeprawami „promowymi” do i z miasta (tak wtedy mówiono na
Gdynię), Urząd Morski zaniechał tej działalności, a przeprawa
promową zajęły się firmy prywatne angażując do tych celów
stare motorówki nabywane zwykle w Wolnym Mieście Gdańsk.
Stan techniczny tych „promów” był
nie najlepszy, chociaż na tyle dobry że dopuszczono je do pływania.
Pamiętam z opowieści rodziców jeden rejs takim statkiem z Gdyni do
Obłuża (bowiem po drugiej stronie kanału były dwie przystanie –
jedna na Oksywiu, a druga bliżej Obłuża), jaki odbyłem z moją
mamą w roku 1937 lub z początkiem 1938. W czasie tego rejsu zastała
nas burza i gwałtowna ulewa. Wnet stateczek zaczął nabierać wody
– nie wiem czy była to woda opadowa, czy też był to przeciek
kadłuba, na statku wybuchła panika. Kobiety bo to one głównie
były pasażerami tego statku, popadły w histerię. Na szczęście
wszystko dobrze się skończyło i statek dobił do przystani. Od
tego momentu udając się „do miasta” rodzice korzystali
wyłącznie z połączenia autobusowego. Autobusy miały przystanek
przy dworcu głównym PKP, stąd blisko było na Halę Targową, na
ulicę 10 – lutego i na pocztę, a tam była niezwykła
atrakcja dla dzieci – obrotowe drzwi, jedyne takie w całej Gdyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz