18 stycznia 2007 roku w wieku 93 lat,
zmarł komandor Edward Obertyński, gdynianin z wyboru. Z rodzinnego
Lwowa przybył tu na początku lat 30 ubiegłego wieku. Zafascynowany
miastem i morzem – pozostał. Jak tysiące innych, znalazł w Gdyni
pracę, dom i przyjaciół. Kiedy przyszła pora, walczył o nią,
dla niej na różnych płaszczyznach pracował, o niej pisał...
szczegółowy życiorys Komandora
znaleźć można w „Encyklopedii Gdyni” (str. 503) oraz w
„Roczniku Gdyńskim” (nr.12, str 268), gdzie W. Pater recenzuje
jedną z ostatnich książek pana Edwarda - „Noc Komandorów” -
przytacza liczne wydarzenia z Jego życiorysu. Aby uniknąć
kolejnego powielania go, zdecydowałem się na prezentację kilku
osobistych wspomnień, które być może bardziej niż suche daty i
fakty z CV przybliżą zainteresowanym tę osobowość.
Poznałem go 57 lat temu, zimą 1955/56
roku, w czasie dyplomowej praktyki studenckiej w Zarządzie Portu
Gdynia. Jako magistrant Wydziału Morskiego Wyższej Szkoły
Ekonomicznej w Sopocie odbywałem ją w Dziale Głównego Dyspozytora
Portu, który mieścił się w dawnym Bananasie przy ul. Polskiej w
Gdyni. W ówczesnych latach głównym dyspozytorem był kpt. ż. w.
Egon Śliwiński, a jego zastępcą Stanisław Ziarniewicz. W
pobliskim sąsiedztwie Bananasu znajdowały się dwa parterowe
budyneczki. W jednym z nich był Dział Sztauerski,w którym królował
pan Obertyński. Codziennie około godz. 10 odbywały się tam narady
dyspozytorskie, na których uzgadniano „plan gry” na następną
dobę dla wszystkich użytkowników portu.
Naradom przewodniczył kpt. Śliwiński,
a uczestniczyli w nich przedstawiciele PKP, spedytorzy z Hartwiga i
Spedrapidu, rzeczoznawcy z Polcargo, zaś ze strony portu – poza
kpt. Śliwińskim – Edward Obertyński jako kierownik Działu
Sztauerskiego, zwanego w skrócie „sztauerką”.
Zespół tan, do którego doczodził, w
miarę potrzeby przedstawiciel maklerów, ustalał rytm prac
przeładunkowych dla całego portu handlowego. Decydował, co i w
jakiej kolejności należy rozładować i ładować na statki oraz
wagony, a także gdzie składować – na jakich placach i w których
magazynach – poszczególne partie towarów. Postanawiano, które
objęte będą w danym czasie manipulacjami jakościowymi
przeprowadzanymi przez rzeczoznawców Polcargo, a także, które
podlegać będą wewnątrz portowym przesunięcią.
Co najważniejsze, planowano kolejność
i intensywność załadunku statków biorąc pod uwagę ich ładowność
oraz sztauplan i trym, tak aby w czasie lokowania towarów statek
leżał na stępce. Pomagało to uniknąć dziobowego bądź rufowego
przegłębienia, a przy tym uwzględnić fizyko – chemiczne
właściwości „bagażu”, jak też kolejność wyładunku w
poszczególnych portach docelowych.
W tej kwestii decyzje należały do
pana Edwarda. To On określał sposób umieszczenia towaru i
nadzorował w terenie – czyli na poszczególnych nabrzeżach –
pracę tzw. gospodarzy statków, tj. sztauerów – praktyków,
którzy dysponując brygadami zwanymi „gankami” oraz sprzętem
dokonywali fizycznego za – lub wyładunku.
Było to zajęcie bardzo
odpowiedzialne, bowiem wiązało się z bezpieczeństwem statku,
„bagażu” i załogi. Należy przy tym pamiętać, że w tamtym
czasie nie było mowy o komputerach czy choćby o kalkulatorach, a do
obliczeń będących podstawą wielu decyzji służyły własna
głowa, świstek papieru i ołówek, w najlepszym razie liczydło...
Inteligencja, fachowość i
doświadczenie, czasami wręcz intuicja decydentów sprawiały, że
ładunki w dobrym stanie i w wymaganym terminie docierały do portów
przeznaczenia. Tu wiedza i fachowość pana Edwarda nie miały sobie
równych. Na Niego skierowany był wzrok uczestników narad
dyspozytorskich. On też rozstrzygał wszelkie kontrowersje. W
przypadkach szczególnie trudnych udawał się w teren, na nabrzeże
lub statek, aby na miejscu podejmować stosowne decyzje.
Wiele z nich wymagało uzgodnień „ze
statkiem”, czyli z pierwszym oficerem odpowiedzialnym za ładunek.
W ich przeprowadzeniu pomagała biegła znajomość języków obcych
przez pana Edwarda, który zasłużenie cieszył się opinią
poligloty. Znał angielski, niemiecki, francuski, rosyjski, ukraiński
i prawie wszystkie języki skandynawskie.
Pomimo dużej marynistycznej wiedzy i
fachowości był skromny i przystępny. Obce Mu były zarozumiałość,
nadęcie i jakiekolwiek „besserwisserstwo”. Nigdy nie widziałem
Go zdenerwowanego, krzykliwego bądź apodyktycznego. Uosabiał
kulturę i spokój, a adwersarzy przekonywał logiką argumentacji i
znajomością rzeczy.
Był bardzo zorganizowany. Pomimo
licznych obowiązków, na wszystko miał czas. Oczami wspomnień
widzę go, jak maszeruje torem kolejowym w kierunku Dworca Morskiego
z nieodłączną fajeczką w zębach, jak między sztaplami rur i
blach bezbłędnie zmierza do celu. Korzystając z doskonałej
znajomości portu idzie „na skróty” wymijając przeszkody.
Poza pracą zawodową – będąc osobą
samotną – organizował i uczestniczył w działalności
Zakładowego Domu Kultury. Był przy tym zwyczajnie życzliwy
ludziom, czego i ja doświadczyłem. Przykładem może być
zainteresowanie jakie okazał mi po jednej ze wspomnianych narad
dyspozytorskich, której byłe obserwatorem. Dowiadywał się wówczas
o temat mojej pracy dyplomowej i oferował pomoc, a następnego dnia
doręczył szereg przydatnych opracowań, broszur i maszynopisów.
Było to wsparcie nieocenione, gdyż w owym czasie brakowało
literatury fachowej z krajów zachodnich, polskie źródła były
skąpe, zaś radzieckie jednostronne. To dzięki materiałom
wypożyczonym od pana Edwarda moje pisanie ruszyło z kopyta i mogłem
w pierwszym wyznaczonym terminie przystąpić do egzaminu. Gdy po
latach przypomniałem panu Edwardowi tę pomoc, nie pamiętał jej.
Widać taka życzliwość była dla niego sprawą zwyczajną, czymś
oczywistym.
Wiem, że pan Edward opracował
autobiografię – dość obszerną i opatrzoną fotosami, którą
zapewne opublikują spadkobiercy. Już w roku 2003, w czasie jednej z
moich u Niego wizyt – po przeczytaniu mi paru epizodów dotyczących
rodu Obertyńskich, pochodzenia nazwiska, a także rodzinnych
koneksji – wyraźnie podkreślił, że praca ta może być wydana
dopiero po Jego śmierci. Życzenia swojego nie uzasadniał –
widocznie uważał, że życie musi jeszcze dopisać do tego
opracowania następne rozdziały...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz