Zaczynaliśmy od zera. W przeddzień
narodzin miasta była jedna wiejska szkoła podstawowa (mówiło się
wtedy powszechna) przy ul. Starowiejskiej, oświatę na poziomie
średnim gdyńska młodzież zdobywała w gimnazjum w Wejherowie, a
na studia (kto wtedy studiował?) wybierano się do Gdańska.
Tymczasem tuż przed wybuchem wojny działało w Gdyni 16 szkół
powszechnych, praktycznie zlokalizowanych w każdej dzielnicy, a
szkoła nr 17 była już wybudowana i czekała na swój start z dniem
1 września 1939 roku. Była to szkoła w Cisowej przy ul.
Chylońskiej 227 róg ul. Żytniej, tuż za kuźnią Jana Lubnera,
będącego właścicielem tej działki budowlanej. Według słów
Heleny Pałczyńskiej (już od kilku lat nieżyjącej), bratanicy
Jana, a córki Leona Lubnera, za działkę tę miasto nie zapłaciło,
a uregulowanie spraw własnościowych nastąpiło dopiero po latach –
już po 1989 roku. O początkach oświaty w powojennej Gdyni pisałem już wcześniej na blogu, zainteresowanych zapraszam tutaj.
Dziś na tej działce i chyba
sąsiedniej, przyłączonej później mieszczą się budynki Szkoły
Podstawowej nr 32, którą rozbudowano za Gierka stała się
„kombinatem oświatowym” dla setek uczniów, z halą gimnastyczną
itp.
O szkole powszechnej, którą jesienią
1939 roku uruchomili Niemcy, a którą do otwarcia przygotowali
Polacy, pisałem już wcześniej w „Roczniku Gdyńskim” nr 14,
gdzie jest mój tekst pt. „Szkolnictwo w Cisowej w krótkim
historycznym zapisie”. Podaję tam nie tylko sporą ilość
informacji o tym wtedy wybudowanym gmachu, ale także stosownie do
tytułu nieco historii o szkolnictwie cisowskim w okresie
wcześniejszym, historycznym.
Teraz czas na trochę osobistych wspomnień
i refleksji o tej szkole, której jestem absolwentem, i której dużo
zawdzięczam.
Pierwszy raz progi tej szkoły
przestąpiłem wczesny latem 1939 roku. Prace budowlane już się
zakończyły i teraz kończono wyposażenie i usprzętowienie tej
nowoczesnej placówki. W Cisowej panowało powszechne zaciekawienie
tym gmachem, bowiem dotąd dzieci uczyły się w różnych miejscach
– w tzw. starej szkole (z drugiej połowy XIX wieku), w wynajętych
kilku salach w prywatnym budynku niejakiego Stencla przy ul.
Jęczmiennej oraz w wynajętym mieszkaniu nauczyciela Jana
Mleczarskiego. Taki stan rzeczy nie sprzyjał nauce, utrudniał pracę
nauczycielom i uczniom.
To też, gdy zaistniała możliwość
zwiedzenia nowej szkoły, stało się to dla naszej rodziny wielkim
przeżyciem. Zwiedzanie to umożliwił nam to jest mojemu rodzeństwu
i mnie, nasz stryj – najmłodszy brat taty - stryjek Janek. Był
hydraulikiem i wykonywał pracę z tego zakresu w nowej szkole.
Stryjek wprowadził nas do budynku, a następnie oprowadził po jego
pomieszczeniach – od kotłowni i WC, poprzez kolejne kondygnacje.
Objaśniał nam także przeznaczenie poszczególnych urządzeń z
zakresu wyposażenia szkoły.
Wtedy to widzieliśmy po raz pierwszy
parkiet, podwójne okna, ubikację spłukiwaną wodą, pisuary,
natryski i tym podobne dziwy, których w tamtym czasie w naszej
dzielnicy nie było. Szczególnie zadziwiły nas kaloryfery i piec do
ich ogrzewania, który miał podobno ogrzać cały budynek.
Była to pierwsza lekcja jakiej
udzielił nam stryjek Janek, w nowym gmachu cisowskiej szkoły.
Później aż po maturę w roku 1952 lekcji takich było więcej,
dziesiątki i setki, ale tamtą pierwszą, zapamiętałem do dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz