Wcześniejszy tekst o Święcie Morza: Co warto wiedzieć o Dniach Morza?
Zgodnie z moją wcześniejszą obietnicą zawartą w poście do którego link jest powyżej, zamieszczam poniżej nieco osobistych wspomnień i przekazu moich rodziców z ostatniego przedwojennego Święta Morza w Gdyni, w którym wraz z rodzina uczestniczyłem. Wcześniej, bo już w 2000 roku opublikowałem moje wspomnienia z tej uroczystości (patrz „Wiadomości Gdyńskie” nr 7 z 2000 roku). Teraz po 13 latach wróciłem do tamtego tematu i zdecydowałem się na ponowne opublikowanie jego fragmentów – tym razem na blogu.
Zgodnie z moją wcześniejszą obietnicą zawartą w poście do którego link jest powyżej, zamieszczam poniżej nieco osobistych wspomnień i przekazu moich rodziców z ostatniego przedwojennego Święta Morza w Gdyni, w którym wraz z rodzina uczestniczyłem. Wcześniej, bo już w 2000 roku opublikowałem moje wspomnienia z tej uroczystości (patrz „Wiadomości Gdyńskie” nr 7 z 2000 roku). Teraz po 13 latach wróciłem do tamtego tematu i zdecydowałem się na ponowne opublikowanie jego fragmentów – tym razem na blogu.
Na tę uroczystość czekaliśmy już
od wczesnej wiosny. Mój starszy brat Jerzy liczył tygodnie jakie
dzieliły nas od tego święta. Udział w nim naszej rodziny był
czymś oczywistym, bo tata do niedawna marynarz, nadal czuł się
silnie z morzem związany. Czekaliśmy więc na Święto Morza,
podobnie jak corocznie czekaliśmy na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Wreszcie nadeszła oczekiwana
niedziela, pogoda była słoneczna, a Gdynia witała nas wspaniałymi
dekoracjami. Domy wzdłuż ul.10 lutego były przybrane flagami,
girlandami i transparentami. Zamierzaliśmy uczestniczyć w polowej
Mszy Świętej na Placu Grunwaldzkim. Ponieważ mieliśmy jeszcze
trochę czasu udaliśmy się na Skwer Kościuszki, gdzie przy
nabrzeżu Basenu Prezydenta cumowały nasze statki i okręty. Byłe
zszokowany ich ogromem, bo wcześniej z bliska widziałem tylko
motorówki. Na Skwerze była masa ludzi, wycieczki z różnych stron
Polski, co widać było po kolorowych strojach. Mnie najbardziej
podobali się górale, bo jak dotąd znałem ich tylko z obrazków.
Na mszy ustawiliśmy się tuż za
marynarzami i żołnierzami, których zwarte oddziały wypełniały
prawie cały plac. Z uroczystej mszy zapamiętałem tylko to, że
wojsko przez cały czas miało na głowach czapki, i że pieśni
kościelne nie grały organy tylko orkiestra wojskowa. Po mszy była
defilada i jakieś przemówienie i bardzo wieli tłok na Skwerze
Kościuszki.
Po latach natrafiłem przypadkowo na
przedwojenny miesięcznik „Morze i kolonie”, a w nim artykuł
pana Lewandowskiego pt. „Po dniach morza w 1939 roku”. Z artykułu
tego dowiedziałem się, że uroczystość ta miała miejsce 29
czerwca 1939 roku i była kulminacyjnym punktem obchodów Dni Morza.
Cała uroczystość trwała od 24 czerwca do 2 lipca 1939 roku.
Uczestniczyło w niej około 100 tys. osób, w tym delegacje
zagraniczne. Mszę Świętą na Placu Grunwaldzkim celebrował biskup
dr Stanisław Okoniewski, a przemówienie na Skwerze Kościuszki
wygłosił wicepremier inż. E. Kwiatkowski. Na uroczystości tej
Obronie Narodowej przekazano sprzęt wojskowy zakupiony ze składek
FOM.
Autor artykułu przytacza też słowa
inż. Kwiatkowskiego, adresowane do hitlerowskich agresorów:
„Chcecie wojny, to spróbujcie jej.
Dzień i miejsce jej zaczęcia są inicjatorom wojny zawsze wiadome,
ale nie znacie ani dnia ani miejsca, gdzie ją ukończycie...”
Słowa te okazały się prorocze. Bo
już za dwa miesiące 1 września 1939 roku wojna się rozpoczęła,
po latach jej koniec był w Berlinie.
A my gdynianie na kolejne Święto
Morza czekaliśmy aż do czerwca 1945 roku.
Zdjęcie pojawiło się już w tekście Co warto wiedzieć o Dniach Morza? i zrobiono je w czasie ostatniego Święta Morza przed wojną (lipiec 1939). Na zdjęciu autor wraz z bocianem "Wojtkiem". |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz