Pisząc przed laty mój tekst nie
dysponowałem danymi, które teraz przytacza pan Tumiłowicz. Nie
wiedziałem o tym, że trujące gazowe ładunki, pozostałości po II
wojnie światowej zatopiono na naszych wodach przybrzeżnych – w
okolicach Rynny Słupskiej, w okolicach Dziwnowa, Darłowa, Helu i
Głębi Gdańskiej, czyli dosłownie za naszą miedzą... Mówiło
się wtedy o zatopionych trujących ładunkach u wybrzeży duńskich
i w rejonie Bornholmu.
Byłem chyba jednym z pierwszych,
którzy ten temat próbowali nagłośnić – tak więc myli się
Autor obecnego tekstu, że sprawa iperytu i innych gazów bojowych
zatopionych w Bałtyku wypłynęła dopiero przy okazji budowy tzw.
rurociągu północnego łączącego Rosję z Niemcami. Sprawę tę
wcześniej zgłaszali nasi rybacy, była ona też znana naszej
Marynarce Wojennej, czego dowodem jest telefon jaki otrzymałem ze
sztabu Marynarki Wojennej informujący mnie, że problem ten jest
przez tę instytucję monitorowany.
Ucieszyła mnie natomiast informacja,
że problemem tym wreszcie zajęto się poważnie, że powstały
międzynarodowe komisje pod patronatem Unii Europejskiej,
skalkulowano nawet ewentualne koszty utylizacji tych niebezpiecznych
śmieci (około 5 mld dolarów), zainteresowano też tym problemem
NATO – jako instytucji zdolnej się uporać się z tym kłopotliwym
i skomplikowanym przedsięwzięciem.
Tak więc po latach udawania, że „nie
ma sprawy” - wszystko wskazuje na to, że Bałtyk zostanie
oczyszczony, a zagrożenie dla fauny, flory i ludzi zażegnane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz