środa, 29 lutego 2012

ANTONI ABRAHAM Epizod z życia kaszubskiego patrioty (część I)


W dniu 23 czerwca 2001 roku, w 78 rocznicę śmierci, w Gdyni na Placu Kaszubskim został odsłonięty pomnik Antoniego Abrahama.


Wcześniej w Gdyni były trzy ,,ślady” trzyletniego zamieszkiwania Abrahama w naszym mieście (w latach 1920-23), a mianowicie: Jego grób na oksywskim cmentarzu, równoległa do ulicy Świętojańskiej ulica w Śródmieściu oraz tablica pamiątkowa na domku Skwierczów przy ulicy Starowiejskiej 30. Treść tej tablicy jest następujący:

Na tym skrawku ziemi znojnego żywota
dokonał Antoni Abraham (1869-1923).
Wielkiemu synowi ludu kaszubskiego,niestrudzonemu
bojownikowi o polskość Kaszub i przyłączenie Pomorza do Polski.

                                                                                         wdzięczni Kaszubi.
                                                                                         Gdynia 28.06.1936 r.


Tyle tytułem wstępu, a ponieważ nie jest moim zamierzeniem przypominać w tym miejscu życiorysu Abrahama, odsyłam do licznych opracowań i publikacji w lokalnej i regionalnej prasie.
Ja natomiast zajmę się tylko jednym ważnym, wręcz legendarnym epizodem życia naszego Bohatera, mianowicie Jego wyprawą i pobytem w Paryżu, na wersalskiej Konferencji Pokojowej, wiosną 1919 roku. Na temat tej wyprawy do dziś krążą różne wersje i to zarówno w ustnym przekazie, publicystyce, jak i w opracowaniach naukowych. Wersje te dotyczą w zasadzie wszystkich szczegółów tego przedsięwzięcia – składu delegacji, sposobu jej dotarcia do celu, spotkań z osobistościami, przebiegu rozmów, a przede wszystkim ich skuteczności.

Jedna z nich podaje, że początkowo kandydatem na wyjazd do Paryża był dr Aleksander Majkowski, kaszubski działacz, redaktor ,,Gryfa”, publicysta i pisarz regionalny. Kandydaturze tej sprzeciwił się m.in. Stefan Łaszewski, późniejszy wojewoda pomorski. Powodem sprzeciwu był podobno zbytni radykalizm Majkowskiego.

Ostatecznie z inicjatywy działających wtedy na Kaszubach Rad Ludowych i przy poparciu dr Józefa Wybickiego, znanego pomorskiego działacza, wyznaczono skład delegacji: A. Abraham z Oliwy, T. Rogala z Kościerzyny, dr M. Marchlewski z Grudziądza. Podobno później na wniosek Abrahama, do składu delegacji dokooptowano Antoniego Miotka z Pucka.

Specyficzną rolę w składzie tak pomyślanej delegacji miał dr Mieczysław Marchlewski, który jako człowiek wykształcony i dobry mediator, miał tonować spontaniczne, wręcz radykalne żądania delegatów, którzy skłonni byli podobnie jak Majkowski nawet do siłowego, militarnego działania na rzecz przyłączenia Pomorza do Macierzy. O zamiarze takim wspomina Majkowskiego, Damroka, w jednej z pisemnych wypowiedzi o działalności ojca.

Jak powszechnie wiadomo, do Paryża ostatecznie dotarli Abraham i Rogala. Niekiedy do tej dwójki dodaje się dr Marchlewskiego, a także bliżej nie znanego Chłapkowskiego. Kontradmirał Steyer, powołując się na rozmowę z Abrahamem, wymienia w składzie delegacji niejakiego Augustyna Konkola ze wsi Nadole, położnej nad jeziorem Żarnowieckim. Podobno to jego obecność w składzie delegacji zaowocowała włączeniem tej miejscowości do terytorium Polski. I chociaż wersję tę potwierdzają inni autorzy, wydaje się ona mało prawdopodobna, bowiem, jak ustalono, o przyłączeniu Nadola do Polski zdecydowano dopiero w roku 1920, a decyzje tę podjęła Międzynarodowa Komisja Demarkacyjna, działająca w powiecie puckim.

Ciąg dalszy nastąpi....

Wiadomości Gdyńskie nr 6(55), 2001

wtorek, 28 lutego 2012

Plac Kaszubski - Serce miasta

Plan Gdyni. Po lewej zielony kompleks leśny, po prawej niebieska Zatoka Gdańska, w którą portowymi pirsami wgryza się port.

Miasto rozciąga się niesymetryczną jasnobrązową plama wzdłuż osi torów kolejowych i ulic biegnących do Gdańska i w kierunku Wejherowa. Wzrok przesuwa się z wolna wzdłuż ulicy Świętojańskiej w kierunku portu. W pewnym momencie pojawia się myśl: tu jest śródmieście, a gdzie centrum? Gdzie jest centrum Gdyni? W starych miastach i miasteczkach zwykle jest rynek, ratusz, kościół lub katedra- dawne serce miasta. A gdzie jest serce młodej Gdyni?

Dla starych gdynian, ludzi znających historię, takim centrum jest plac Kaszubski, dawny renk, a jeszcze wcześniej plac mancowy. To cały czas to samo miejsce, tylko nazwy inne.
To tu - na pograniczu wsi Gdynia, Oksywskich Piasków – tu, gdzie w pobliżu ówczesnej plaży przykucnęły rybackie checze (rejon obecnej ulicy Waszyngtona), suszyły się na słońcu i wietrze rozpostarte na sztycach mance, czyli sieci. To było tu, gdzie dziś YMCE, Szkoła Ogólnokształcąca nr.9 i Kolonia Rybacka.

Nieco dalej od strandu przebiegała piaszczysta droga do kościoła parafialnego na Oksywiu i równie piaszczysta stegna wiła się w kierunku morenowych wzgórz i dalej przez lasy do Kartuz. Obie drogi przecinały się w pobliżu placu mancowego, a że miejsca było tu pod dostatkiem, jakoś tak samorzutnie na tym skrzyżowaniu zaczęto uprawiać handel, początkowo głównie wymienny – towar za towar. Drewno opałowe i wędzarnicze za ryby, drób i jaja za ryby. Tylko różnice wartości tych towarów wyrównywano pruską monetą. I tak obok placu mancowego powstał renk, czyli miejsce targowe, miejsce wymiany. Później renk się rozpanoszył, bo rybacy ze swoimi mancami przenieśli się bliżej wód zatoki. Z czasem pojawiły się prowizorycznie sklecone budy – osłona przed wiatrem od morza. Już ,, za Polski'”, na początku lat dwudziestych, budki strawił pożar. Szkoda była nieduża, bo szopki byle jakie, a i towaru w nich niewiele. A ponieważ w tym czasie rozmyślano już o budowie portu, kupcom zaproponowano inny teren -gdzie dziś stoi dom towarowy Batory i parking. Tu renk funkcjonował aż do drugiej połowy lat trzydziestych, do czasu wybudowania nowoczesnej Hali Targowej i Hali Rybnej przy ulicy Mościckich, obecna Wójta Radtkego.
Tymczasowy dawny renk – ten przy strandzie – zmienił się w plac Kaszubski, od którego promieniście wybiegały ulice: Portowa, Jana z Kolna, Mościckich, Starowiejska, Świętojańska i ulica Derdowskiego. A przy samym placu wybudowano szereg nowoczesnych, do dziś funkcjonalnych obiektów: dom towarowy Piotra Ferdynusa ( przybył tu z Tczewa), szpital Sióstr Miłosierdzia, sławny na cały świat Dom Wełny. Na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku doszedł Pałac Młodzieży, obecnie YMCA, a w ostatnich latach budynek mieszkalno - usługowy Komfort oraz gmach Banku, w ubiegłym roku powstał tuż przed budynkiem YMCA nowy obiekt mieszkalno - usługowy, który zapełnił ostatnie wolne miejsce do zabudowy.

W historię placu wpisano niedawno niekwestionowanego kaszubskiego przywódcę ludowego, bojownika o polskość Kaszub i przyłączenie Pomorza do Polski, Antoni Abraham. W czerwcu 2001 roku stanął tu – na placu Kaszubskim – jego pomnik.
Więc gdzie jest serce Gdyni?- Dla mnie i starych mieszkańców miasta jest oczywiste, że to plac Kaszubski.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Mój przedwojenny, dziecięcy świat w Gdyni był pluralistyczny.

Mieszkaliśmy wśród Kaszubów, „bosych Antków'', czyli ,,kongresowiaków” lub ,,galileuszy” - osób pochodzących z Galicji, a także ludzi ze wschodu - Ukraińców i Białorusinów. Tacy też byli moi podwórkowi i osiedlowi koledzy. Nie było tylko Żydów.

O ich istnieniu dowiedziałem się od rodziców, którzy chyba jesienią 1938 r., zabrali mnie na zakupy na ul. Abrahama, było tam mnóstwo sklepów prowadzonych przez Żydów, u których moi rodzice chętnie kupowali obuwie i konfekcję - bo było taniej, można było coś utargować, a i jakość towarów była bez zarzutu.

O niechęci do Żydów ze strony moich rodziców nie było więc mowy. Niechęć taką odczuwać zaczęliśmy do Niemców - czyli ,,szkiebrów” - jak mówił tata, który słuchał naszego starego ,,Philipsa” pienił się, gdy Hitler ,,darł mordę”, żądając korytarza.

Nie spotkałem się również z wrogością lub niechęcią w stosunku do Żydów w czasie okupacji. W naszej dzielnicy i chyba w całej Gdyni ich po prostu nie było. Nie wiele wiedzieliśmy o hitlerowskim antysemityzmie, rasizmie, bądź Holokauście.

Absorbowały nas sprawy bytowe i zmagania o przetrwanie. Nasza wiedza o gdyńskich Żydach była mizerna, potrzebna była perspektywa czasu.

Dziś wiadomo, że przed wojną w Gdyni zamieszkiwało ok. 5 proc. ludności żydowskiej, co stanowi ok. 6 tys. osób. Wiadomo też, że ok. 60 proc. gdyńskich lekarzy i adwokatów było pochodzenia żydowskiego. Gros Żydów w handlu-hurcie, spożywczym, w zaopatrzeniu statków, handlu owocami południowymi czy rybami.

Warto też wiedzieć, że społeczność żydowska w Polsce w okresie przed drugą wojną światową, stanowiła ponad 2 mln osób. Zorganizowano ona była w 818 gminach wyznaniowych. Największe skupiska miejskie Żydów to Warszawa i Łódź, a nieco mniejsze, bo poniżej 100 tys. zamieszkiwały we Lwowie, Wilnie, Białymstoku, Lublinie, Krakowie, Radomiu, i Częstochowie.

Na tym tle gmina żydowska w Gdyni jawi się dość mizernie. Wprawdzie pierwsi Żydzi pojawili się w Gdyni tuż po pierwszej wojnie światowej, ale było ich niewielu, a rodzaj zarządu gminy powstał w naszym mieście dopiero w 1932r. Jako filia okręgowej gminy w Kartuzach. Władze powiatowe tej gminy mieściły się w Wejherowie...

Z biegiem lat znaczenie gdyńskiej gminy rosło. Przybywało wyznawców i rosła ich pozycja ekonomiczna. Wyrazem tego może być fakt, że to tu ukazywały się aż trzy żydowskie gazety:
,,Hejtige Najes” i ,,Moment” w języku jidisz oraz ,,Przegląd Zachodni'' w języku polskim. W roku 1937 nastąpiło przeniesienie zarządu gminy z Kartuz do Gdyni.

Jednak nie wszystkie żydowskie sprawy miały w Gdyni pomyślny przebieg. W 1937 r. Stronnictwo Narodowe zainspirowało tu bojkot żydowskiego handlu. Chodziło o walkę konkurencyjną, czyli po prestu pieniądze. Otóż kupcy polscy zastosowali wobec swoich żydowskich konkurentów pikietowanie ich sklepów. Zatrudniono do tego bezrobotnych, bądź studentów, którzy za 2 zł dziennie patrolowali sklepy żydowskie, przepędzając spod nich potencjalnych klientów. Na ten bojkot żydowscy kupcy zareagowali bojkotem zakupów w polskich hurtowniach, decydując się na sprowadzenie towaru z Gdańska, mimo wyższych cen i dodatkowych kosztów transportu.

W przeddzień drugiej wojny światowej Żydzi gdyńscy, podobnie jak ich gdańscy pobratymcy zaczęli masowo emigrować na zachód w obawie przed hitlerowcami. Pozostali, po zajęciu Gdyni przez Niemców, uciekli do Polski centralnej, do Generalnej Guberni, bądź zostali wymordowani w Piaśnicy i Stuthofie. Gdynia stała się ,,Juden frei”!

Po wojnie garstka ocalałych z pogromu Żydów powróciła do Gdyni. Dopiero w maju 1959 r. - a więc po październikowej ,,odwilży” spotkały się w ,,Inter Clubie” 22 osoby zamierzając utworzyć trójmiejski Oddział Towarzystwa-Kulturalnego Żydów w Polsce. Z początkiem lipca tegoż roku, warszawska centrala towarzystwa wyraziła zgodę na utworzenie tego oddziału. Siedziba towarzystwa znalazła swoje miejsce we Wrzeszczu, przy ul. Konopnickiej 8. Wybory władz odbyły się 20 grudnia. Na przewodniczącego wybrano Bencjana Wasnera.

Jak mi wiadomo społeczność żydowska odrodziła się w niewielkim zakresie w skali Trójmiasta. W Gdyni - po wojnie - widocznej działalności nie odnotowano. Nie odrodziła się też gdyńska gmina.

Pierwsza gdyńska Noc Świętojańska 1923 rok oraz pierwszy post na blogu


Będzie to blog poświęcony głównie Gdyni i jej historii oraz ludziom, którzy żyli, pracowali i tworzyli miasto takie jakie znamy dziś. 

Na początek tak ja w tytule opisana zostanie pierwsza gdyńska Noc Świętojańska. 
Zapraszam do lektury. 

------------------------------------------------------------------------------


Noc Świętojańska 1923 rok. Pierwsza gdyńska.

Rok 1923

W życiu narodów i ludzi bywają wydarzenia, które z pozoru błahe, z czasem nabierają znaczenia, wagi urastają do rangi symbolu. Dopiero z upływem lat zdarzenia takie - niczym stare wino - nabierają smaku i na trwałe zapisują się w historii. Po prostu - do ich należytej oceny potrzebny jest dystans czasu. Rok 1923 w naszym mieście przyniósł parę takich wydarzeń. Oto ich specyfikacja:
  • 29 kwietnia - uroczyste otwarcie tymczasowego portu dla okrętów Marynarki Wojennej i łodzi rybackich, w którym m.in. uczestniczył Prezydent RP Stanisław Wojciechowski.
  • 23 czerwca - uroczystość puszczania wianków z okazji Nocy Świętojańskiej.
  • 13 sierpnia zawija do tymczasowego portu francuski parowiec s/s „Kentucky'' – jako pierwszy pełnomorski statek w gdyńskim porcie.

Dziś  nieco więcej o wydarzeniu czerwcowym.

Pierwsza gdyńska Noc Świętojańska.

Po powrocie Polski nad morze (luty 1920 r.) przystąpiono energicznie do zagospodarowania wybrzeża. Po pierwsze, Naczelnik Piłsudski powołał Marynarkę Wojenną  jako strażniczkę morza   jeszcze przed formalnym przejęciem Pomorza, bo już 28 listopada 1919 roku. Nieco później, bo 23 września 1922 roku, Sejm RP przyjął ustawę o „budowie portu morskiego przy Gdyni na Pomorzu''. To był początek...
Poza działaniami natury prawnej i ekonomicznej, konieczna była zmiana mentalności Polaków od lat dziesiątków bowiem pokutował w naszym narodzie pogląd, że „Polak gdy sieje i orze, to niepotrzebne mu morze„ (cytuje z pamięci). Tej misji już w roku 1919 podjęła się Liga Żeglugi Polskiej ,przekształcona później w Ligę Morska i Rzeczną, a od końca października  1930 r w Ligę Morską i Kolonialną. Tą ostatnią - aż do swojej tragicznej śmierci w wodach Zatoki Gdańskiej kierował gen. Orlicz-Dreszer. Jednym z celów Jego życia było popularyzowanie morza i jego spraw.

Temu samemu celowi - już wcześniej - służyć miały uroczystości gdyńskiej Nocy Świętojańskiej 1923 roku. Przygotowali je trzej patrioci, miłośnicy Gdyni i morza: Stefan Żeromski, autor ,,Wiatru od morza„ Jan Radtke, pierwszy polski wójt Gdyni i bojownik o polskość Pomorza  oraz Kaszub - Antoni Abraham. To oni zorganizowali i przygotowali tę Noc Świętojańską jako gdyńska i ogólnokrajową uroczystość. Rozpropagowano ją jako święto patriotyczne dla mieszkańców całej Rzecz pospolitej. Toteż na te noc zjechały do Gdyni tłumy rodaków ,aby uczestniczyć w przeobrażeniu starosłowiańskiej „nocy Kupały" we współczesną noc Św. Jana, poświęcona naszemu morzu.

Kierując się od dworca w stronę plaży tłumy witała orkiestra Marynarki Wojennej. Zgromadzeni na gdyńskim skwerze próbowali smaku morskiej wody, zbierali muszelki i okruchy bursztynu, wspinali się na zbocza Kamiennej Góry, aby stąd podziwiać zatokę i rysujący się na horyzoncie Półwysep Helski.

A wieczorem gdy zapadać zaczęła ciepła czerwcowa noc - na otaczających Gdynię morenowych wzgórzach rozbłysły dziesiątki ognisk, na Zatokę zaś wypłynęły rybackie łodzie, z których dziewczyny rzucały wianki, rozświetlone płonącymi świecami…

Szkoda tylko, że tych podniosłych chwil nie dożył Antoni Abraham, który w tym uroczystym dniu zmarł, ale o tym napisze następnym razem.

Artykuł opublikowany w Gazecie Świętojańskiej Gdynia – Rumia, rok 3, nr 2 (7), 23/24 czerwca 2004