niedziela, 30 grudnia 2012

Gdyńskie pijalnie

W kurortach mamy zwykle pijalnie wód mineralnych. Natomiast mówiąc o gdyński eh pijalniach mamy na myśli - jak na portowe miasto przystało - pijalnie piwa. W czasach PRL-u było ich w naszym mieście kilka. Prawie każda dzielnica miała swoją pijalnią.  W śródmieściu była pijalnia vis a vis Hali Targowej prowadzona przez Spółdzielnią Inwalidów „Przodownik”. Inne prowadzone były przez GZG lub „Społem”. Była więc pijalnia w Cisowej (bar „Cis”), była na Witominie (bar „Max”), był „Antałek” na Wzgórzu Nowotki (dzisiaj Wzgórze św. Maksymiliana), na Grabówku była „Baryłka”, o ile dobrze pamiętam nazwę, w miejscu dzisiejszego centrum handlowego „Batory” był bar „Postój”. Wszystkie prowadziły wyszynk piwa beczkowego, bowiem brak było peł­nej podaży piwa butelkowanego, poza tym na piwie rozlewanym z beczki do kufli był interes "na pianie".

Poza wspomnianymi pijalniami piwa jego wyszynk prowadziły także bary gastronomiczne. Tam pito piwo jako „utrwalacz” poprzedzając je „setą i galaretą”. Tylko w lokalach gastronomicznych wyższej kategorii („S” i I)próbowano, nie zawsze z powodzeniem, serwować nasz butelkowany „Żywiec” lub importowany „Pilzner” bądź „Radeberger”. Te piwa kierowano z rozdzielnika do „Warsu”, „Inter Clubu”, do kasyn oficerskich itp. W detalu były one z reguły nie do zdobycia, bowiem śladowe ilości jakie nie­kiedy kierowano do „Delikatesów” rozdrapywał personel sklepu bądź jego znajomi.

Tak więc w pijalniach piwa królowało piwo beczkowe. To nim leczono kaca, przy piwie komentowano wydarzenia sportowe (i nie tylko), tu wreszcie w tani sposób, w obłokach dymu tytoniowego, szukano kolejnych procentów.

Zupełnie inny charakter i innego konsumenta miały dwie inne pijalnie powstałe w Śródmieściu w latach 60-tych XX wieku. Mowa tu o pijalni mleka OMS „Kosakowo” przy ul. Traugutta róg ul. Świętojańskiej i pijalni soków PP „warzywa-owoce” przy Świętojańskiej 69.

Chronologicznie pierwsza była pijalnia mleka. Powstała w maju 1960 roku i od początku swojej działalności cieszyła się dużą popularnością. Pijalnią tą kierował Mieczysław Migdalski, a jej dobrym duchem był sam prezes „Kosakowa” Leon Kuboszek, długoletni radny gdyński i działacz  ZSL.

Lokal, w którym mieściła się owa pijalnia składał ale z kilku część. Część lokalu stanowił sklep nabiałowy dość dobrze jak na owe czasy  zaopatrzony w napoje mleczne i sery. Druga część to właściwa pijalnia. Tu stało kilka stolików kawiarnianych zwykle oblężonych. Tu pito mleko i jego pochodne, od maślanki po jogurt i kefir, pito także kawę ze śmietanką oraz mleczne napoje z alkoholem (gównie z rumem) sławetne koktajle mleczne. Podawano także lody przez okrągły rok i w szerokim wyborze. Napoje i lody przyrządzano na zapleczu, gdzie znajdowały się stosowne urządzenia oraz niewielki kantorek kierownika.

Przed pijalnia, pod drzewami osiki znajdował się „ogródek”, wyłożo­ny płytami chodnikowymi przestrzeń ze stolikami i krzesłami. Tam we wios­enne i letnie dni gościły młode mamy ze swoimi pociechami bowiem można tam było wjeżdżać dziecięcymi wózkami.

Pijalnię soków uruchomiło PP „Warzywa-owoce”, którego dyrektorem w tym czasie był Tadeusz Wendzland. Tu serwowano wyłą­cznie soki owocowe i z marchwi bez alkoholu. Placówką tą kierowała Aleksandra Chadrzyńska, miła i pogodna pani w średnim wieku. Pijalnia składała się w trzech pomieszczeń, sali konsumenckiej oraz zaplecza (gdzie wyciskało się sok z marchwi) oraz niewielkiego „biura” kierowniczki.

Czyszczenie marchwi odbywało się aż w Chyloni w ziemiaczarce przy ul. Pu­ckiej. Z tak daleka codziennie dowożono oczyszczona i umytą marchew do pijalni po uprzednim zapakowanie jej w konwie do mleka. Koszty osobowo i ko­szty transportu sprawiały, że działalność ta była nieopłacalna. Pomimo tego utrzymywano ją przez kilka lat z uwagi na społeczno zapotrzebowanie.

czwartek, 27 grudnia 2012

Ćmirowo - ul. Owsiana



W 15. numerze „Rocznika Gdyńskiego” z 2003 roku, znajduje się mój tekst dotyczący Ćmirowa - jednego z najstarszych osiedli współczesnej Gdyni (również na blogu pojawił się wpis o tej dzielnicy TUTAJ znajduje się ten post). W tekście wymieniam kilka razy ul. Owsianą. To ważna ulica Ćmirowa, gdyż łączy ul. Chylońska i przystanek SKM Gdynia-Cisowa z pobliskim lasem, Babskim Figlem i cisowskim cmentarzem. Połączenie z przystankiem SKM nastąpiło w 1993 roku, gdy po latach starań udało się taki przystanek uruchomić. Wcześniej, przez lata mieszkańcy Ćmirowa i Strasznicy korzystali z dworca kolejowego w Chyloni odległego o ok. 2 km.

Nieco wcześniej, bo w latach 7o. ubiegłego wieku ul. Owsianą poszerzono pokryto asfaltem i dodano drugą jezdnię. Poza tym poprowadzono tam trakcję trolejbusową od ul. Morskiej, odciążając ul. Chylońską. Poszerzenie ul. Owsianej wiązało się z koniecznością wyburzenia kilkunastu starych kaszubskich budynków i zabudowań gospodarczych, a także wycinką starych lip, klonów i kasztanowców. Kilka gospodarstw zlikwidowano budując na ich miejscu bloki mieszkalne, a na ugorach i lichych piaskach postawiono pawilony handlowe, usługowe, garaże, a nawet nowy komisariat policji przeniesiony tu z Chyloni.

Idąc w kierunku lasu a więc po prawej stronie ul. Owsiane powstało osiedle domków jednorodzinny i całkiem nowa ulica Lniana, która biegnie wzdłuż lasu do osiedla Sibeliusa (tam gdzie przed laty była wspomniana wyżej Strasznica ze swoja jedyną, piaszczystą "ulicą" Łubinowa). Ćmirowo dorobiło się też swojego kościółka, którego  wieża wyłania się z sosnowej gęstwiny.

To już całkiem inne Ćmirowo, niż to które pamiętam z lat mojej młodości i przedwojennego dzieciństwa. Wprawdzie pozostały nieliczne domy z tamtych lat, pojedyncze stare drzewa, lecz zmienili się mieszkańcy tego osiedla. Bloki i wieżowce zasiedlili ludzie nie mający tu korzeni, a liczni mieszkańcy starego Ćmirowa i Cisowej leżą już na pobliskim cmentarzu. Te wspomnienia i refleksje naszły mnie, gdy przeglądałem rodzinny album i natrafiłem tam na stare zdjęcie mojego syna stojącego na piaszczystej i ogrodzonej płotami ul. Owsianej. Już za parę lat tędy pobiegnie nowa Owsiana, dwupasmowa i wyasfaltowana.

Fragment ówczesnej Owsianej pokazuje nieistniejące już domy i sady. Po lewej fragment przydomowego sadu Szymanowskich, dalej szczyt baraku Flonsów. Po prawej zaś dom czynszowy Lubnera, dalej domek Barzowskich i drzewo (grusza) przed domem Buszów. Samego domu nie widać, zasłania go bowiem piętrowy domek Barzowskich. A szkoda, bo u Buszów spędziłem niejedną godzinę, grając w karty ze Stefanem i Staśkiem, słuchając beloczenia (mówienie po kaszubsku) ich matki i podziwiając podłogę tej chaty, która była wyłożona cegłami. Podłoga ta - częściowo wydeptana, pochodziła zapewne z XIX wieku na co wskazywały też stare wysokie drzewa owocowe, których konary sięgały poza dach chaty. Po przeciwnej stronie zabudowań Buszów znajdowano się gospodarstwo Potrykusów - Belbonów (Potrykusów w Ćmirowie było kilku, a każdy z nich miał dla odróżnienia swoje przezwisko często dodawane do nazwiska).

Dom Belbonów również był stary. Otaczał go wieloletni sad, a samą chatę osłaniały wiekowe klony. Wszystko to przestało istnieć, gdy budowano nową Owsianą. Zginęły budynki i sady, które dla nas dzieciarni były wielką atrakcją, bo wystarczyło sięgnąć ręką do wychodzących za płot gałęzi, by zerwać garść wiśni lub zebrać z ulicy stracone przez wiatr gruszki. Z tamtych czasów pozostały już tylko wspomnienia.

wtorek, 25 grudnia 2012

Natasza

Jadąc ul. Legionów w kierunku redłowskiego szpitala PCK mijamy żołnierski cmentarz są tu mogiły Obrońców Wybrzeża z września 1939 roku, mogiły kilku ofiar przeniesionych z Piaśnicy, a także ponad 1300 grobów poległych żołnierzy radzieckich, którzy oddali swe życie w walkach z Niemcami marcu 1945 roku. Tych grobów jest najwięcej, bo też walki o wyzwolenie Gdyni były długotrwałe i krwawe (pisałem o tym już wcześniej na moim blogu tutaj i tutaj). Wobec setek poległych, kilka lat po wojnie, pomyślano o ich upamiętnieniu stosownym pomnikiem. Był rok 1949. Już w lutym tego roku zawiązał się w Gdyni - cytuję za Dziennikiem Bałtyckim” z dnia 13 lutego samorzutnie obywatelski komitet budowy pomnika braterstwa polsko – radzieckiego”, który postanowił zlokalizować taki pomnik na Skwerze Kościuszki.

Z tej notki dowiadujemy się również, że podobny komitet powstał już w 1947 roku lecz nie przejawiał żadnej działalności.

Wtedy, w lutym 1949, sytuacja polityczna kraju była zupełnie inna. W zasadzie rozprawiono się z opozycją, spacyfikowano PSL, a co najważniejsze w grudniu 1948 roku doprowadzono do powstania PZPR monopartii rządzącej od tego momentu w kraju. Był więc sprzyjający klimat dla takich pomnikowych przedsięwzięć.

Po dwóch latach - w lutym 1951 roku - zaprezentowano społeczeństwu gdyńskiemu koncepcje tego pomnika. Pomnik składać się miał z dwóch części, z cokołu zdobionego płaskorzeźbami, oraz ustawionej na nim figury przedstawiającej dziewczynę trzymającej sztandar.

Równocześnie zwrócono się do gdynian z apelem o zakup  cegiełek wyemitowanych przez Komitet Budowy Pomnika Braterstwa Polsko – Radzieckiego. Z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży zamierzano finansować budowę tego pomnika. Cegiełki te miały różne nominały, miały je rozprowadzać organizacje społeczne - głównie TPPR – a jak apelował „Głos Wybrzeża” - winny się one znaleźć w każdej rodzinie. Jak przebiegała ta akcja w praktyce, dziś trudno ustalić. Przypuszczam, że nie obeszło się bez odpowiednich dotacji. Faktem jest, że w październiku 1953 roku, a więc po czterech latach od utworzenia Komitatu Budowy, ów pomnik stanął jak zakładano na Skwerze Kościuszki. Gdynianie szybko nazwali statuę dziewczyny z pomnika Nataszą.


Odtąd pomnik ten stał na Skwerze przez 37 lat, a więc przez większość PRL-u. Pod nim odbywały się różne uroczystości, apele poległych, capstrzyki, uroczyste warty, składanie kwiatów i wieńców z okazji ówczesnych świąt państwowych.

Po transformacji ustrojowej 1989 roku zdecydowano, aby pomnik ten, usunąć ze Skweru Kościuszki. Demontaż nastąpił 22 lipca 1990 roku, a Nataszę przeniesiono na Cmentarz Redłowski i ustawiono w zagajniku przy grobach radzieckich żołnierzy. Cokół stał jeszcze przez kilka miesięcy wreszcie i on zginął ze Skweru. Gdzie go przeniesiono - nie zdołałem ustalić.

Sic transit gloria mundi. 

Na koniec jeszcze zdjęcie Nataszy zrobione w grudniu 2012. 

Natasz na żołnierskim cmentarzu w Redłowie (09.12.2012).


poniedziałek, 24 grudnia 2012

Życzenia

Szanowni Państwo

Chciałbym złożyć wszystkim moim czytelnikom najserdeczniejsze życzenia pomyślności, zdrowia i przyjemnego czasu spędzonego z rodziną w te święta Bożego Narodzenia oraz wspaniałej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku.

Gdyński teatr – nieco historii.


Rodzące się w latach 20 – tych ubiegłego wieku miasto nie miało teatru. Było kilka sal restauracyjnych, była „Riwiera”, była nieco później galeria Mariana Mokwy dysponująca salą i był Plac Grunwaldzki – wszędzie tu dorywczo odbywały się występy przyjezdnych teatralnych zespołów. Później, już w latach trzydziestych uzyskała Gdynia teatr „Morskie Oko”. Właściwie był to obiekt wielofunkcyjny – takie dwa, a nawet trzy w jednym. Obiekt stał na Skwerze Kościuszki u wylotu Bulwaru Szwedzkiego i był salą kinową, teatralną, kasynem i chyba restauracją. Należał do żony kpt. ż.w. Szmita – tego samego, który w roku 1922 był współzałożycielem pierwszej, gdyńskiej stoczni... Obiekt ten – w nieznanych mi bliżej okolicznościach spłonął w 1939 roku. I odtąd Gdynia teatru nie miała.

Gdy okupant zdecydował się urządzić w naszym mieście i porcie bazę Kriegsmarine, gdy wzrósł liczebnie garnizon niemieckich wojsk w naszym mieście, gdy do Gdyni napływać zaczęły rodziny hitlerowskich cywilnych i wojskowych pracowników – czas było pomyśleć o życiu kulturalnym. Dla wojska w pierwszej kolejności uruchomiono dwa domy publiczne – jeden przy ul. Śląskiej 9 – 11, a drugi bliżej portu przy ul. Żeromskiego 8, oba przybytki „Nur fur Deutsche”. Szybko też uruchomiono w mieście kino – owe największe nowoczesne, uruchomiono zaledwie parę miesięcy przed wojną kino „Gwiazda”, któremu Niemcy nadali miano „Sternlichtspiele” (za PRL – u nieistniejące już kino „Warszawa”). Przystąpiono także do budowy prowizorycznej sali teatralnej przy Placu Grunwaldzkim nieopodal ul. Zawiszy Czarnego. Niemcy do sprawy podeszli pragmatycznie. Nie silono się na stylową fasadę, nowoczesną, dopracowano architektonicznie bryłą itp. Obiektowi nadano kształt dwu spadzistego, ceglanego budynku, przypominającego z wyglądu stajnię lub oborę i tak też budynek ten został przez ludność nazwany „stodołą”.

Jaki był repertuar tego niemieckiego teatru nie zdołałem ustalić. Pamiętam tylko, z opowieści rodziców, że w niedzielne przedpołudnia w teatrze odbywały się przedstawienia dla dzieci, były to spektakle kukiełkowe. Na przedstawienia te chodziły niemieckie dzieci wraz ze swoimi matkami, a w poniedziałki dzieciaki te dzieliły się wrażeniami z tych przedstawień i nuciły zasłyszane tam piosenki.

Ten obiekt przetrwał wojnę – o ile wiem w stanie nienaruszonym, to też w październiku 1945 roku, wystawiono tam pierwsze polskie przedstawienie. Repertuar był klasyczny - Zapolska, Fredro, Słowacki. Często też wykorzystywano salę teatralną na koncerty, a także na uroczyste akademie „ku czci” i polityczne mitingi.

Na przełomie lat 1940/50 często bywałem w tym gmachu na przedstawieniach szkolnych, które organizowano dla gdyńskich licealistów, poza normalnymi przedstawieniami, bowiem dla nas przedstawienia odbywały się w godzinach popołudniowych. Później, już jako dorosły i żonaty zaliczyłem tu kilka przedstawień ze swoją żoną, ostatnie na kilka dni przed tragedią jaka spotkała ten budynek.

Pod koniec lat 50 – tych działalność teatru na Placu Grunwaldzkim zawieszono, aby poddać go gruntownemu remontowi. Roboty trwały aż dwa lata. Przebudowano widownię, wyposażono ją w nowe tapicerowane fotele, a przede wszystkim zmieniono oświetlenie. Po sezonie letnim 1960 roku, teatr wznowił działalność. Zdążyliśmy z żoną zaliczyć w tym wyremontowanym obiekcie tylko jedno przedstawienie, gdy nagle gruchnęła w mieście hiobowa wieść – spaliła się „stodoła”. Stało się to w nocy 26 października 1960 roku. Przyczyną było – ale to ujawniło dopiero śledztwo – zwarcie instalacji elektrycznej. Płomienie strawiły prawie cały gmach, pomimo akcji licznych jednostek straży pożarnej.

Gdynia znów była bez teatru z prawdziwego zdarzenia, bo trudno było za taki uznać Zakładowy Dom Kultury Zarządu Portu przy ul. Polskiej, bądź nieco wcześniej, bo w 1959 roku, przysposobioną do celów teatralnych świetlicę MRN przy ul. Bema 26. Podjęto więc energiczne starania o wybudowanie nowego teatru, chociaż na starym miejscu... Tym razem gmach miał być nowoczesny, pojemny i architektonicznie ciekawy. Pojawiła się też myśl, aby nowy teatr był teatrem muzycznym lub operetkowym, bowiem już od dwóch lat placówka o takim charakterze działała w Nowym Porcie, wykorzystując do tego pomieszczenia miejscowego Domu Kultury.

W wyniku poczynionych starań ten gdyński zespół teatralny sprowadzono do Gdyni, lokując go w pomieszczeniach przy ul. Bema. Tymczasem przy Placu Grunwaldzkim trwały już prace przy budowie nowego teatru. Pomimo entuzjazmu z jakim władze miejscowe podeszły do przedsięwzięcia, trudności finansowe i braki materiałowe sprawiły, że budowa przeciągnęła się na lata. Trwało to aż 19 lat... Wreszcie 8 grudnia 1979 roku odbyła się w nowym teatrze premiera przedstawienia „Krakowiacy i Górale” W. Bogusławskiego z muzyką Stefaniego.

I teraz już poszło. Częste zmiany ciekawego repertuaru. Doskonała jak na nasze warunki obsada ról i świetna reżyseria sprawiły, że sala widowiskowa była zawsze pełna. Widzów liczono w tysiącach. Nazwiska D. Baduszkowej i J. Gruzy działały jak magnes. Poza tym na popularność „Teatru Muzycznego” wpłynęła wysoka klasa aktorów, tancerzy i piosenkarzy – częściowo kształconych w Studio Aktorskim działającym przy teatrze, a częściowo ściąganych z całego kraju, wabionych do Gdyni dobrymi warunkami oferowanymi przez miasto, a także mieszkaniami wybudowanymi dla aktorów przy ul. Witomińskiej 12, w wielokondygnacyjnym budynku o niebanalnej architekturze.

Corocznie organizowany jest też Festiwal Filmów Fabularnych.

Teraz Teatr jest rozbudowywany i będzie jeszcze większy i ładniejszy. Tak więc Teatr będzie nadal dodawał naszemu miastu splendoru.

piątek, 21 grudnia 2012

Komisja do walki ze spekulacją (KWS).



Z instytucją tą zetknąłem się pod koniec lat 50 – tych ubiegłego wieku. Wcześniej o jej istnieniu nie miałem pojęcia. KWS była zapewne reliktem niedalekiej, stalinowskiej przeszłości. Powstała chyba w czasie tzw. bitwy o handel, a więc pod koniec lat 40-tych i trwała na zasadzie inercji przez kolejne lata. W przypadku Gdyni koszty utrzymania tej struktury były niewielkie, bowiem w KWS na pełnym etacie pracował tylko jeden człowiek pan Kazimierz jako sekretarz. Podlegał on służbowo „resortowemu” wiceprzewodniczącemu Prezydium MRN, który pełnił z urzędu rolę przewodniczącego tej struktury. Sekretarz miał swoje biuro na 2 piętrze gmachu Prezydium, gdzie zajmował dwa niewielkie pokoje (później mieścił się tam przejściowo Wydział Komunikacji).

Za czasów KWS biura te w ciągu dnia były zamknięte, gdyż po porannej odprawie społeczników wyruszano w teren na kontrolę. A kontrolowane wszystkie sklepy i zakłady rzemieślnicze w mieście, bez względu na ich organizacyjne podporządkowanie i sektor. Kontrolowano ceny, rzetelność wag i miar, czystość i porządek – wchodząc niekiedy w kompetencje innych wyspecjalizowanych instytucji jak PIH, Sanepid, Straż Pożarna itp. na co dzień jednak instytucje te współpracowały ze sobą, a nawet organizowały wspólne działania tzw. akcje. Na tle tych profesjonalnych instytucji KWS był strukturą amatorską, nie mniej uciążliwą, bo działającą z zaskoczenia.

Trzon KWS stanowiła grupa mężczyzn – emerytów wojskowych, ORMO – wców, studentów na urlopach dziekańskich itp. , którzy otrzymywali od sekretarza jednorazowe upoważnienia, wyruszali w teren. Dorabiali w ten sposób do rent i emerytur. Jak funkcjonował system wynagrodzeń za ich czynności nie udało mi się ustalić. Przypuszczam, że byli oni wynagradzani stawką dzienną, podstawą której była poświadczona przez sekretarza obecność, czyli uczestnictwo w czynnościach kontrolnych. Owi „społeczni” inspektorzy sporządzali ze swoich czynności odpowiednie protokoły, które przekazywali sekretarzowi, a ten sporządzał z nich zbiorcze, kwartalne zestawienia. Informacje takie przedkładał resortowemu wiceprzewodniczącemu Prezydium MRN, czyli przewodniczącemu KWS.

Jak już wyżej wspomniałem, poza tym codziennymi kontrolami, od czasu do czasu sekretarz KWS organizował większe akcje kontrolne, których przeprowadzenie wymagało dodatkowego wsparcia. Wtedy włączano do takich działań „aktyw” z zakładów pracy – aktywistów PZPR, związków zawodowych, organizacji młodzieżowych itp. Ludzi tych powierzchownie instruowano, wyposażano w upoważnienia i wysyłano w teren z konkretnym wskazaniem obiektu, który należało poddać kontroli. Po akcji kontrolerzy ci wracali do Prezydium i przekazywali protokoły z kontroli sekretarzowi. Akcje takie organizowano zwykle w okresach przedświątecznym, gdy spodziewano się wzmożonego ruchu w sklepach i oszustw ze strony nieuczciwych sprzedawców. Efekty tych akcji były raczej mizerne, lecz dobrze prezentowały się w kolejnym, kwartalnym sprawozdaniu.

Ślad takiego działania „na pokaz”, mający świadczyć o tym, że władza ludowa troszczy się o interesy ludu pracującego, zwalczając spekulantów znaleźć możemy w „Dzienniku Bałtyckim” z dnia 6 października 1957 roku, gdzie informacja o włączeniu się całego aktywu KWS w Gdyni do kontroli w sklepach i zakładach pracy.

Działalność KWS trwała przez długie lata. Po „Październiku” - z upływem czasu, umarła ona śmiercią naturalną. Nastąpiło to zapewne za czasu „wczesnego Gierka”, a więc z początkiem lat 70 – tych ubiegłego wieku.

środa, 19 grudnia 2012

Dom Towarowy w Gdyni.


Zanim wybudowano w Gdyni dom towarowy z prawdziwego zdarzenia – czyli „Batorego” - i zanim powstały supermarkety zastępujące takie placówki, rolę domu towarowego spełniał przez długie lata Powszechny Dom Towarowy (PDT) przy ul. Jana z Kolna 4. Była to samodzielna firma „budżetowa”, czyli podległa MRN w Gdyni. Ta wielobranżowa placówka handlowa powstała w październiku 1948 roku, w przedwojennym budynku pana Ferdynusa, tczewskiego kupca, który zainwestował w naszym mieście węsząc tu – i słusznie – dobry interes w rozwijającym się portowym mieście.

W czasie okupacji w budynku tym mieścił się lokal gastronomiczny „Continental”, z dansingiem i alkoholem dla stacjonujących w Gdyni Niemców. Zaraz po wojnie mieściły się tu jakieś sklepy, które w ramach tzw. „bitwy o handel” zlikwidowano, tworząc podstawy do utworzenia placówki państwowej. Stał się nią PDT.

Jak podała ówczesna prasa („Głos Wybrzeża” z 25 października 1948 roku) pomieszczenia handlowe PDT -u zajęły parter i dwa piętra. Na parterze mieścił się dział spożywczy, na 1 piętrze były między innymi artykuły gospodarstwa domowego, szkło i porcelana, a na 2 piętrze – konfekcja i tzw. metraż czyli tkaniny.

Później, z uwagi na panującą tu ciasnotę, poszerzono powierzchnię handlową o parter sąsiadującego budynku (Jana z Kolna 2) gdzie przeniesiono sprzęt AGD. Większość tych poczynań przypada na dyrektorowanie Tadeusza Kwiatkowskiego, warszawiaka, który zakotwiczył w naszym mieście, a który przed wojną zdobywał handlowe ostrogi u Braci Pakulskich w Warszawie.


W 1958 roku T. Kwiatkowski powołany został na prestiżowe stanowisko kierownika Wydziału Handlu Prezydium MRN w naszym mieście, a dyrektorem PDT – u na krótko został mgr Andrzej Władyka. Wykorzystując zajmowane stanowisko i kierując się sentymentem do PDT T. Kwiatkowski podjął energiczne staranie o wybudowanie w Gdyni gmachu domu towarowego godnego naszego miasta. Starania te uzasadniał logicznie – ma Gdańsk dom towarowy we Wrzeszczu, ma Sopot swój dom towarowy „Bryza” przy Monte Casino, czemu więc Gdynia nie może posiadać takiej placówki w nowoczesnym obiekcie. Do pomysłu tego przekonał ówczesne gdyńskie władze, wykorzystując między innymi poczucie patriotyzmu lokalnego gdynian. Sprawę komplikował brak środków finansowych niezbędnych do zrealizowania tego celu. Liczono na finanse ze źródeł centralnych, czyli Ministerstwa Handlu Wewnętrznego. Tam jednak po odpowiednich wyliczeniach stwierdzono, że w Śródmieściu Gdyni zagęszczenie sieci handlowej jest wystarczające, i to znacznie lepsze niż w niejednym polskim mieście o podobnej ilości mieszkańców. To był argument nie do odparcia.

Miejscowe władze inspirowane przez T. Kwiatkowskiego zdecydowały się w tej sytuacji na działanie metodą „faktów dokonanych”. Ślad takiego działania odnaleźć można w „Dzienniku Bałtyckim” z dnia 19 września 1958 roku, gdzie znajduje się informacja, że budowę PDT – u zlokalizowanego w rejonie ul. Władysława 4, 10 lutego i 22 lipca (dziś AK) rozpocznie się w 1960 roku. Projektowany gmach liczył będzie 6 kondygnacji, a środki finansowe na opracowanie dokumentacji już zostały wyasygnowane.

W tej sytuacji na przełomie lipca – sierpnia 1959 roku T. Kwiatkowski wraz z projektantem udał się do Włoch, aby podpatrzeć tamtejsze rozwiązania techniczne i organizacyjne we włoskich domach towarowych. Lustrowano w tym celu kilka miast między innymi Wenecję i Neapol. Mnie, który w tym czasie zastępował T. Kwiatkowskiego w Wydziale Handlu, z wyprawy tej pozostała barwna pocztówka z Wenecji i muszelka z Neapolu, którą przywiózł dla mnie pan Kwiatkowski.

Na zdjęciu w ciemnym garniturze Tadeusz Kwiatkowski (kierownik Wydziału Handlu i Prezydium Miejskiej Rady Narodowej) i jego zastępca Michał Sikora (autor bloga) wówczas dwudziestoparoletni. Gdynia rok 1960. 
Po tej eskapadzie prace projektowe ruszyły z kopyta. Wnet gotowa była koncepcja i kosztorys. Wraz z ówczesnym dyrektorem PDT Antonim Ptakiem wybraliśmy się do MHW na posiedzenie tzw. Komisji Ocen Projektów Inwestycyjnych (KOPI), aby przeforsować opracowany projekt. Efektem naszych starań była akceptacja budowy PDT o powierzchni 6500 metrów kwadratowych oraz termin rozpoczęcia prac pod koniec 5 – latki, czyli za 3 – 4 lata... (patrz „Głos Wybrzeża z 28.06.1961 roku). I tak zostało.

Rok później – w kwietniu 1962 roku – w MHW rozstrzygnięto konkurs rozpisany wcześniej na gmach PDT w Gdyni. I znów nic... Cały czas coś się działo, a sprawa budowy nie ruszyła z miejsca.

Minęły lata. W 1974 roku nastąpiła głęboka reorganizacja handlu wewnętrznego w skali kraju. Większość firm handlowych przejęło „Społem”. W Gdyni spółdzielnia ta przejęła – wraz z dobrodziejstwem inwentarzu – także sprawę budowy domu towarowego. Dom towarowy przy Jana z Kolna 4 zlikwidowano, a w pomieszczeniach na piętrze zlokalizowano biuro obliczeniowe – początek komputeryzacji. Ustawiono tam maszyny liczące typu „Askota”, przeszkolono operatorki itp., ale nie miało to nic wspólnego z domem towarowym dla Gdyni.

W połowie lat 80 – tych ubiegłego wieku do sprawy budowy domu towarowego powrócono. Tym razem konkurs rozpisała Spółdzielnia „Społem”. Nowy konkurs, nowe plansze, nowe makiety i zwycięstwo firmy „El – gaz”, która miała zaangażować się w to przedsięwzięcie. I dalej nic.

Tak zeszło do 1989 roku – do transformacji ustrojowej. Nowa gdyńska władza miejska przejęła również temat budowy domu towarowego w mieście. Zrezygnowano z pomocy Warszawy, a sprawą budowy zajęła się Gdynia – jej władze i powołane do życia zrzeszenie prywatnych kupców.
Niebawem vis a vis poczty przy ul. 10 lutego wkroczyły spychacze, które mimo protestów użytkowników „pawilonów” przygotowały front robót pod przyszły dom towarowy. Roboty ruszyły. W grudniu 1998 roku otwarto DH „Batory”. Niemożliwe stało się możliwe.

I dziś trudno wyobrazić sobie Gdynię bez tego handlowo – usługowego obiektu, który nie tylko służy ludności, ale też stroi tę część naszego miasta.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Grudzień 70 w Gdyni

W związku z rocznicą wypadków grudniowych zapraszam do czytania serii postów poświęconych temu wydarzeniu.

1. Jak to wszystko się zaczęło, czyli post pod tytułem "Grudniowy detonator".
3. Część 1 posta poświęconego grudniowym postulatom.
4. Część 2 posta poświęconego grudniowym postulatom.

Serdecznie zapraszam do czytania. 

niedziela, 16 grudnia 2012

Grudniowe postulaty. Część 2.

Zapraszam również do przeczytania wcześniejszych postów na temat Grudnia 70:

Jak się wszystko zaczęło czyli post pt.: Grudniowy detonator
Skrócone kalendarium wydarzeń grudniowych 
oraz Części 1 grudniowych postulatów. 

A teraz zapraszam na ciąg dalszy posta pt.: Grudniowe postulaty.

Protokół porozumiewawczy pomiędzy delegacją siedmioosobową zakładów pracy Stoczni Komuny Paryskiej, Stoczni Remontowej, Zarządu Portu i Dalmoru, a przedstawicielami Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni spisany w dniu 15 grudnia w Prezydium MRN w Gdyni.

Delegacja zgłasza następujące postulaty pod adresem władz:
  1. Zredukowanie rozpiętości zarobków pomiędzy zarobkami pracowników umysłowych (kierownictwa zakładów), a zarobkami pracowników fizycznych.
  2. Wobec wprowadzenia podwyżki cen artykułów spożywczych płace robotników winny być w odpowiedniej wysokości podniesione
  3. Zarobki pracowników fizycznych winny być mniejsze o około 100 zł od pracowników z wykształcenie średnim zawodowym.
  4. Różnice pomiędzy zarobkami pracowników fizycznych i z wykształceniem wyższym winna wynosić około 200 zł.
  5. Dyrektor przedsiębiorstwa powinien zarabiać nie więcej niż o jeden tysiąc złotych od pracownika z wykształceniem wyższym.
  6. Należy bezwzględnie podwyższyć minimalne wykształcenie pracowników, a przede wszystkim kobiet najniżej zarabiających.
  7. Zasiłki chorobowe winny być stuprocentowe, tzn. w pełni odpowiadać utraconemu zarobkowi.

Na tym postulaty zakończono.

Gdynia, dnia 15 grudnia 1970 roku.

Podpisy przedstawicieli Prezydium:
J. Mariański Przewodniczący PMRN
Latra Z – ca Przewodniczącego PMRN
T. Biernacki Z – ca Przewodniczącego PMRN
B. Karel Sekretarz PMRN

Podpisy delegacji:
Słodkowski Stanisław SKP
Marian Walas SKP
Grześkowiak Sławomir SKP
Kozłowski Emilian ZPG
Krzysztof (nazwisko nieczytelne) Dalmor
Ilnicki Włodzimierz ZPG

Według „Grudniowej Apokalipsy” Wiesławy Kwiatkowskiej (patrz str. 207 – 208) do protokołu dopisano ręcznie dodatkowe punkty : 1a, 8, 9, które brzmią następująco:
1a. Wszyscy w czwartek 17 grudnia 1970 roku zbierają się tu ponownie dla dalszego trwania strajku w godzinach rannych.
  1. Strajk okupacyjny będzie trwać tak długo, aż nasze postulaty zostaną spełnione (słowa „zostaną spełnione” są podkreślone).
Poniżej podpisów dopisany jest natomiast punkt 9:
  1. Pracownicy wybierają nowe władze związków zawodowych.
Pod tym punktem widnieje podpis Edmund Hulsz.

Inne źródła, do których miałem dostęp, punktów 1a i 9 nie cytują, ani też o nich nie wspominają.

Do realizacji postulatów w formie ujętej zapisem nigdy nie przystąpiono. Z czasem zrealizowano postulat nr 7, ale wydaje się mało prawdopodobne, że zrównanie „zasiłków chorobowych” i ich uzależnienie od tak zwanego stażu pracy spowodowane było owym grudniowym postulatem.

Natomiast jeszcze tego samego dnia, około 24 złamano zapis zawarty w punkcie 1a. Na polecenie wspomnianego wyżej „sztabu lokalnego” aresztowano bowiem wszystkich delegatów przebywających w ZDK. Łącznie aresztowano 31 osób, które umieszczono w więzieniu w Wejherowie.

Po tym wydarzeniu napięcie w gdyńskich zakładach pracy jeszcze bardziej wzrosło. Do dotychczasowych postulatów doszedł nowy – załogi żądały uwolnienia aresztowanych delegatów!

16 grudnia – w środę, wieczorem, po dzienniku telewizyjnym, przed kamerami gdańskiej TV wystąpił wicepremier Stanisław Kociołek. Wzywał on załogi do powrotu do zakładów i podjęcia przerwanej pracy. W tym samym czasie oddziały broni pancernej i MO rozpoczynały blokadę stoczni i portu.

17 grudnia – czwartek. Gdy po godzinie 5 pierwsze kolejki elektryczne dowoziły od strony Gdańska i Wejherowa setki robotników i pracowników na przystanek kolejowy Gdynia Stocznia, padły śmiertelne strzały wymierzone w tłum. Tak zaczął się „gdyński krwawy czwartek” ... Bilans jest porażający. Zabitych zostało 18 osób, najwięcej ze wszystkich miast objętych „wydarzeniami grudniowymi”


Bibliografia:
W. Kwiatkowska „Grudniowa Apokalipsa”
E. J. Nalepa „Wojsko Polskie w grudniu 1970”
Nowe drogi „Sprawozdanie z prac komisji KC PZPR” Warszawa 1983
„Grudzień 1970 – przebieg wydarzeń na Wybrzeżu Gdańskim” praca zbiorowa Gdańsk 1989
„Głos Wybrzeża” numery 298 i 306 z 1970 roku

sobota, 15 grudnia 2012

Grudniowe postulaty. Część 1.

O postulatach spisanych i przekazanych władzy przez protestujących pracowników w Grudniu 1970 roku – wiedzą nieliczni, a ich treść jest w ogóle mało znana. Gdyńskie postulaty spisane zostały 15 grudnia 1970 roku – we wtorek w południe, w gmachu ówczesnego Prezydium MRN, przy ul. Czołgistów. Jak doszło do ich podpisania? Kto je podpisał? Jaka była ich treść? Jakie wydarzenia je poprzedziły?

Oto próba odpowiedzi na te pytania.
30 października 1970 roku – wobec pogarszającej się z roku na rok sytuacji społeczno – ekonomicznej PRL. Biuro Polityczne partii podjęło uchwałę o wprowadzeniu podwyżki cen na artykuły żywnościowe, a głównie na mięso i przetwory mięsne. Termin podwyżki wyznaczono na początek grudnia – w czasie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia. Szczegóły – tzn. dokładny termin podwyżki, jej zasięg i „głębokość” powierzono do opracowania Państwowej Komisji Cen.

12 grudnia – w sobotę w godzinach porannych, stosowne zarządzenie i cenniki PKC doręczono dyrektorom uspołecznionych jednostek handlowych. Termin przeceny wyznaczony był na godziny wieczorne tego samego dnia, po zamknięciu sklepów. Z cenników wynikało, że mięso i jego przetwory mają zdrożeć o ponad 17%. Obawiając się wybuchu niezadowolenia społecznego, partia wystosowała do swych członków list, który odczytano na zebraniach w większych zakładach pracy. Reakcją na ten list i wiadomość o mającej nastąpić podwyżce były pierwsze przestoje w pracy na terenie niektórych wydziałów Stoczni Gdańskiej.

O godzinie 20 Gomułka wystąpił przed kamerami TVP, informując społeczeństwo o podjętych decyzjach cenowych.

13 grudnia – niedziela – CRZZ popiera decyzje cenowe partii, a prasa lokalna publikuje artykuły uzasadniające konieczność podwyżek.

14 grudnia – poniedziałek – w godzinach rannych przerwy w pracy w Stoczni im. Lenina i porcie gdańskim. Więc pod gmachem dyrekcji stoczni, a około godz. 11 wyjście pochodu przez bramę nr 2 pod KW PZPR. Rozpoczynają się rozruchy uliczne w Gdańsku. W Gdyni spokój.

15 grudnia – wtorek – w Gdańsku nadal trwają rozruchy. Strajki obejmują coraz liczniejsze zakłady pracy. W Gdyni w Stoczni im. Komuny Paryskiej rano odbywa się więc. Formuje się pochód, który wyrusza na miasto. Do pochodu dołączają inne zakłady pracy – Zarząd Portu, Dalmor, Nauta. Pochód przybywa pod gmach komitetu miejskiego partii przy ul. Władysława 4 24 (obecnie ZUS). Zgromadzeni żądają spotkania z pierwszym sekretarzem komitetu miejskiego, ale do spotkania nie dochodzi.

W tym czasie w Warszawie trwa od rana posiedzenie Biura Politycznego. Przewodniczy Gomułka. Podjęta zostaje decyzja o użyciu broni przez MO i wojsko. Decyzję tę telefonicznie przekazuje premier Józef Cyrankiewicz. Odbiera ją gen. Grzegorz Korczyński – wiceminister Obrony Narodowej, który przebywa na Wybrzeżu. Decyzja wchodzi w życie o godz. 12. Równocześnie na tym posiedzeniu BP Gomułka decyduje o powołaniu tzw. sztabu lokalnego w składzie: gen Korczyński – jako kierujący sztabem, oraz jego członkowie – wicepremier Kociołek, 1 sekretarz KW PZPR w Gdańsku Karkoszka, wiceminister Spraw Wewnętrznych Słabczyk, komendant KW MO w Gdańsku płk Kolczyński. Do prac planistyczno – sztabowych włączony zostaje również gen Chocha, który m.in. określił zasady użycia broni przeciw demonstrantom.

W Gdańsku dochodzi do podpalenia gmachu KW PZPR...

O godz. 11 Marynarka Wojenna obsadza w Gdyni gmach sądu i prokuratury, budynek komitetu miejskiego partii i siedzibę Prezydium MRN, pocztę główną, areszt śledczy, KM MO oraz ujęcie wody pitnej. Do akcji tej użyto łącznie 760 oficerów i żołnierzy.

W tym czasie minister Obrony Narodowej gen. Jaruzelski rozkazuje wprowadzić na teren Trójmiasta dwie dywizje pancerne.

Prezydium WRN w Gdańsku wprowadza do odwołania od 18 do 5 godzinę policyjną i zakaz zgromadzeń na terenie Trójmiasta. Około 11 gdyńscy demonstranci spod gmachu komitetu udają się pod Prezydium MRN. Tu z inicjatywy zgromadzonych dochodzi do spotkania z przewodniczącym Prezydium Janem Mariańskim. Do 12.15 następuje spisanie tzw. protokołu uzgodnień – czyli grudniowych postulatów demonstrujących i strajkujących robotników z terenu naszego miasta z przedstawicielami lokalnej władzy. Ponieważ Prezydium MRN nie było kompetentne do negocjowania postulatów z pracownikami, jego przewodniczący Mariański telefonicznie przekazał ich treść o 12.15 przewodniczącemu Prezydium WRN Tadeuszowi Bejmowi.

Po podpisaniu postulatów demonstranci rozeszli się do domów bądź do swoich zakładów pracy. Ukonstytuował się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy pod przewodnictwem technika z Dalmoru , pana Edmunda Hulsza. Ta międzyzakładowa struktura na swoją siedzibę przejęła za zgodą dyrekcji Zarządu Portu Zakładowy Dom Kultury przy ul. Polskiej, gdzie kontynuowano prace organizacyjne.

Treść gdyńskich postulatów przytoczę w następnym wpisie w całości i bez komentarza w następnym wpisie pozostawiając wnioski Czytelnikom mojego bloga.

Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 13 grudnia 2012

Skrócone kalendarium wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu Gdańskim w 1970 roku.


Wydarzenia Grudnia 1970 roku na Wybrzeżu Gdańskim rozegrały się w trzech miastach – w Gdańsku, Gdyni i w Elblągu. W każdym z tych miast miały one inny przebieg, scenariusz i inną liczbę ofiar. Wystąpiły również pewne dość istotne różnice w czasie oraz różne było „apogeum” tych wydarzeń w poszczególnych miastach.

GDAŃSK:
Już 12 grudnia 1970 roku w sobotę, gdy rozeszła się wiadomość o podwyżce cen żywności, a głównie mięsa i jego przetworów o ponad 17 % - zaczęły się przestoje w Stoczni im. Lenina i niektórych wydziałach Zarządu Portu w Gdańsku. W poniedziałek 14 grudnia, stoczniowcy wyszli na miasto i rozpoczęły się rozruchy uliczne.

We wtorek 15 grudnia trwają dalsze rozruchy w Gdańsku. Wybrzeżowa prasa podaje informacje o grabieżach i aktach wandalizmu. W Gdańsku stosownie do ustaleń Biura Politycznego ukształtowuje się pod przewodnictwem generała Korczyńskiego tzw. sztab lokalny, którego zadaniem ma być koordynacja działań milicji i wojska w zwalczaniu rozruchów. W godzinach południowych zostaje przez demonstrantów podpalony gmach KW PZPR. Siły porządkowe używają broni. Są ranni i zabici. Władze wprowadzają godzinę milicyjną na terenie Trójmiasta, która obowiązuje od 18 do 5 rano.

Środa 16 grudnia – prasa lokalna podaje komunikat o wprowadzeniu godziny milicyjnej oraz informację o ilości ofiar w Gdańsku. Według tego komunikatu śmierć poniosło 6 osób, rannych zostało 115 w tym 33 osoby ciężko.

GDYNIA:
W poniedziałek 14 grudnia Gdynia była spokojna i zapatrzona w Gdańsk. We wtorek 15 grudnia około 7 rano w stoczni wtedy im. Komuny Paryskiej zaczynają się wiece na wydziale K – 2. Kolejne wydziały i brygady dołączają do przestojów. Około godziny 9.15 część załogi wychodzi na miasto, pod gmach KM PZPR, gdzie żądają spotkania z pierwszym sekretarzem. Sekretarz jest nieobecny, do spotkania nie dochodzi. Manifestanci wsparci w międzyczasie o załogi z innych zakładów pracy wyruszają pod Prezydium MRN. Tu dochodzi do spotkania z przewodniczącym prezydium Janem Mariańskim. Dochodzi do spotkania delegatów poszczególnych zakładów pracy z
Prezydium MRN i podpisania tzw. protokółu uzgodnień czyli grudniowych postulatów robotniczych. Grupie delegatów przedsiębiorstw przewodniczy Edmund Hulsz – technik z „Dalmoru”. Postulaty te około godziny 12.00 pan Mariański przekazuje telefonicznie przewodniczącemu Prezydium WRN w Gdańsku Tadeuszowi Bejmowi.

Demonstranci rozchodzą się do domów i zakładów. Delegaci zakładów natomiast w liczbie 31 osób gromadzą się w Zakładowym Domu Kultury Zarządu Portu w Gdyni przy ul. Polskiej. Próbują opracować regulamin strajku i ulotkę do załóg przedsiębiorstw. Około północy siły bezpieczeństwa na polecenie lokalnego sztabu aresztują wszystkich delegatów załóg i umieszczają ich w więzieniu w Wejherowie.

W dniu następnym, w środę 16 grudnia na wieść o aresztowaniu wrzenie w gdyńskich zakładach narasta. Załogi żądają uwolnienia aresztowanych. Wieczorem tego dnia wicepremier Stanisław Kociołek – jeden z członków sztabu lokalnego występuje przed kamerami gdańskiej telewizji i apeluje do ludzi pracy wybrzeża, aby wrócili do przerwanej pracy.

Gdy w dniu 17 grudnia w czwartek przed godziną 6.00 pracownicy przybywają na przystanek szybkiej kolei miejskiej Gdynia – Stocznia witają i strzały.

Są zabici i ranni. A gdy zszokowani pracownicy niosą pod Prezydium MRN ciało zabitego 18 letniego Zbigniewa Godlewskiego – również tu witają ich strzały, co powoduje dalsze ofiary. Z jednej strony jest zdesperowany tłum, z drugiej – broń pancerna, helikoptery, gazy łzawiące, świece dymne i broń krótka i maszynowa.

ELBLĄG:
W Elblągu niepokoje zaczęły się już w dniu 14 grudnia, czyli w poniedziałek. Wieczorem na murach pojawiają się antyreżimowe hasła. 15 grudnia wieczorem w różnych punktach miasta zbierają się demonstranci, którzy udają się do komitetu PZPR. Są próby podpalenia tego gmachu. W środę 16 grudnia pracy nie podejmuje Spółdzielnia „Metal” i jeden z wydziałów „Zamechu”.

Wieczorem tłum ponownie manifestuje pod komitet partii i próbuje go ponownie podpalić. Dochodzi do wybijania szyb w sklepach. W czwartek – 17 grudnia w godzinach popołudniowych i wieczornych załogi pracy wychodzą na ulice miasta. Robotnicy dalszych wydziałów „Zamechu” przerywają pracę. Dochodzi do starć z milicją i wojskiem. Czołgi rozpraszają tłum. Broni wojsko nie użyło. W piątek 18 grudnia rozruchy uliczne narastają, atakowany jest ponownie gmach partii, więzienie i podpalono czołg. Atakowane są poza tym centrala telefoniczna i poczta oraz bank. Dochodzi do użycia broni przez milicję. Są ofiary śmiertelne.

W niedzielę 19 grudnia – po tygodniu, wrócił spokój do Trójmiasta i Elbląga.

Czas na kilka zdań podsumowania. Rozruchy – strajki, przestoje, wiece, manifestacje i walki uliczne rozpoczęły się w Gdańsku, a zakończyły w Elblągu. Według oficjalnych danych najwięcej ofiar było w Gdyni – a mianowicie tu śmierć poniosło 18 osób, rannych zostało 992 osoby, z tego 233 osoby hospitalizowano, w tym 52 w stanie ciężkim. W Gdańsku zginęło 9 osób – danych o rannych nie przytaczam bowiem dokumenty dotyczące dnia 15 i 16 grudnia z terenu tego miasta obejmujące tzw. „bilans strat” - zaginęły. W Elblągu wg danych oficjalnych zginęła 1 osoba – o osobach rannych brak danych, można przyjąć, że było ich kilkadziesiąt.

Tak więc łącznie w Gdańsku, Gdyni i Elblągu zostało zabitych 28 osób. Ogólna ilość zabitych – uwzględniając w tym Wybrzeże Szczecińskie wyniosła 44 osoby. Najbardziej krwawy był czwartek – 17 grudnia 1970 roku w Gdyni, zginęło wtedy 18 osób – wszystko mężczyźni w wieku od 15 do 34 lat.

Według powszechnej opinii miejscowej ludności, w tej liczbie i mojej ocenie, ponieważ byłem naocznym świadkiem tych wydarzeń w Gdyni – liczby oficjalnie udostępnione są znacznie zaniżone. Mam nadzieję, że kiedyś dowiemy się prawdy.

wtorek, 11 grudnia 2012

Grudniowy detonator.


Ze złożonej, wielopłaszczyznowej tematyki tak zwanych wypadków grudniowych 1970 roku, tu tylko jeden temat, mianowicie ten, który legł u podstaw rozruchów i krwawego stłumienia przez ówczesne władze. Owym detonatorem był Cennik Detaliczny nr 3/70 na „Artykuły mięsne”. Określony tym cennikiem wzrost cen średnio o 17% był kroplą, która przelała dzban narastającego napięcia społecznego i w efekcie doprowadziła do wybuchu.

Cennik o którym mowa wchodził w życie z dniem 12 grudnia 1970 roku, w godzinach wieczornych, czyli po zamknięciu sklepów branży mięsnej. Cennik ten miał aż 56 stron z czego 42 zawierały 933 pozycje i stanowiły cennik właściwy. Pozostałe strony to załączniki dotyczące marż handlowych, cennik zbytu, cennik zbytu żywca rzeźnego, oraz sprawy cen sprzedaży mięsa gospodarce uspołecznionej i nieuspołecznionej z tak zwanego uboju gospodarczego.

Przypatrzmy się cennikowi właściwemu, bo to on wprowadził nowe ceny, te które wchodziły w życie (w detalu) od 15 grudnia, czyli od wtorku bo jak wiadomo w niedzielę i poniedziałki bezmięsne, sprzedaż praktycznie nie istniała. Zmiany cen wprowadzało Zarządzenie nr 211/70 Państwowej Komisji Cen z dnia 12 grudnia 1970 roku w sprawie cen detalicznych, tłuszczów zwierzęcych i przetworów mięsnych oraz niektórych cen zbytu w przemyśle mięsnym. Regulował to rozdział 1 tego zarządzenia. Zarządzenie te podpisał Przewodniczący Państwowej Komisji Cen pan Karpiuk, minister Przemysłu Spożywczego i Skupu pan Gucwa oraz Minister Handlu Wewnętrznego pan Sznajder.

Cennik opracowany był w sposób wyczerpujący i wszechstronny, i nie pozostawiał żadnego marginesu dla dowolności w interpretacji. I tak załącznik nr 1 określał ceny mięsa i tłuszczy, kiełbas i wędzonek, rolad i wędlin plasterkowanych i porcjowanych,, wędlin sprzedawanych na gorąco i zimno, kanapek z wędliną, a także wędlin regionalnych. Dalej cennik obejmował konserwy mięsne, warzywno – mięsne i mięsno – warzywne w puszkach blaszanych oraz w słojach, rolady i salcesony. Oddzielny fragment cennika obejmował wyroby krwiste i kaszanki. Następny rozdział obejmuje artykuły garmażeryjne w podziale na półfabrykaty z mięsa, wyroby gotowe (w podziale na rodzaj mięs). Cennik obejmuje też mięso ze zwierzyny łownej i mięso królicze. Tu też podział na przetwory, konserwy, podroby i pasztety. Dalej są rozdziały dotyczące drobiu i przetworów drobiowych w podziale na rodzaje drobiu, z uwzględnieniem przetworów świeżych i mrożonych, a także w podziale na drób cały i porcjowany, a także na konserwy z tego mięsa. Oddzielny cennik obejmował mięso końskie i jego przetwory. Na końcu cennika jest mięso niepełnowartościowe w podziale na surowe, gotowane, podroby i tłuszcz kotłowy.

A oto kilkanaście przykładów zaczerpniętych z omawianego cennika dla zilustrowania podwyżki. Świadomie prezentuję tu te asortymenty, które cieszyły się największym zainteresowaniem klientów.

Artykuł
Jednostka
Stara cena w zł
Nowa cena w zł
Schab wieprzowy
1 kg
56
66
Żeberka wieprzowe
1 kg
28
32
Mięso wołowe bez kości
1 kg
42
58
Mięso cielęce z udźca bez kości
1 kg
58
74
Udziec barani
1 kg
27
33
Wątroba wieprzowa
1 kg
36
44
Słonina świeża
1 kg
36
40
Smalec stołowy
opakowanie 250 g
7
10
Kiełbasa toruńska
1 kg
60
78
Kiełbasa krakowska sucha
1 kg
90
110
Kiełbasa biała surowa
1 kg
50
60
Parówki parzone
1 kg
54
66
Boczek wędzony bez żeber
1 kg
40
48
Szynka gotowana porcjowana
250 g
26,7
30,7
Konserwa turystyczna
puszka 200 g
11
15
Pasztet popularny
puszka 160 g
6
7,5
Konserwa "Luncheon Meat"
1 kg netto
54
72
Gołąbki w sosie pomidorowym
słój 500 g
15
17
Klopsiki w sosie pomidorowym
słój 350 g
16,5
20
Głowizna wieprzowa prasowana
1 kg
33
36
Salceson wieprzowy wiejski
1 kg
26
30
Kurczęta tuczone kl. I i ii
1 kg
40
45

Nowe ceny wprowadzone przed Bożym Narodzeniem 1970 roku obowiązywały przez kolejne trzy miesiące. Na skutek dalszych protestów społecznych między innymi łódzkich włókniarek zostały uchylone.

Cennik będzie lepiej widoczny jeśli zostanie otworzony w nowym oknie i powiększony. 
Cennik będzie lepiej widoczny jeśli zostanie otworzony w nowym oknie i powiększony.