W
kurortach mamy zwykle pijalnie wód mineralnych. Natomiast mówiąc o gdyński eh
pijalniach mamy na myśli - jak na portowe miasto przystało - pijalnie piwa. W
czasach PRL-u było ich w naszym mieście kilka. Prawie każda dzielnica miała
swoją pijalnią. W śródmieściu była
pijalnia vis a vis Hali Targowej prowadzona przez Spółdzielnią Inwalidów „Przodownik”.
Inne prowadzone były przez GZG lub „Społem”. Była więc pijalnia w Cisowej (bar „Cis”),
była na Witominie (bar „Max”), był „Antałek” na Wzgórzu Nowotki (dzisiaj
Wzgórze św. Maksymiliana), na Grabówku była „Baryłka”, o ile dobrze pamiętam
nazwę, w miejscu dzisiejszego centrum handlowego „Batory” był bar „Postój”. Wszystkie
prowadziły wyszynk piwa beczkowego, bowiem brak było pełnej podaży piwa
butelkowanego, poza tym na piwie rozlewanym z beczki do kufli był interes
"na pianie".
Poza
wspomnianymi pijalniami piwa jego wyszynk prowadziły także bary gastronomiczne.
Tam pito piwo jako „utrwalacz” poprzedzając je „setą i galaretą”. Tylko w
lokalach gastronomicznych wyższej kategorii („S” i I)próbowano, nie zawsze z
powodzeniem, serwować nasz butelkowany „Żywiec” lub importowany „Pilzner” bądź „Radeberger”.
Te piwa kierowano z rozdzielnika do „Warsu”, „Inter Clubu”, do kasyn
oficerskich itp. W detalu były one z reguły nie do zdobycia, bowiem śladowe
ilości jakie niekiedy kierowano do „Delikatesów” rozdrapywał personel sklepu
bądź jego znajomi.
Tak
więc w pijalniach piwa królowało piwo beczkowe. To nim leczono kaca, przy piwie
komentowano wydarzenia sportowe (i nie tylko), tu wreszcie w tani sposób, w
obłokach dymu tytoniowego, szukano kolejnych procentów.
Zupełnie
inny charakter i innego konsumenta miały dwie inne pijalnie powstałe w Śródmieściu
w latach 60-tych XX wieku. Mowa tu o pijalni mleka OMS „Kosakowo” przy ul.
Traugutta róg ul. Świętojańskiej i pijalni soków PP „warzywa-owoce” przy
Świętojańskiej 69.
Chronologicznie
pierwsza była pijalnia mleka. Powstała w maju 1960 roku i od początku swojej
działalności cieszyła się dużą popularnością. Pijalnią tą
kierował Mieczysław Migdalski, a jej dobrym duchem był sam prezes „Kosakowa”
Leon Kuboszek, długoletni radny gdyński i działacz ZSL.
Lokal, w którym
mieściła się owa pijalnia składał ale z kilku część. Część lokalu stanowił
sklep nabiałowy dość dobrze jak na owe czasy
zaopatrzony w napoje mleczne i sery. Druga część to właściwa pijalnia.
Tu stało kilka stolików kawiarnianych zwykle oblężonych. Tu pito mleko i jego
pochodne, od maślanki po jogurt i kefir, pito także kawę ze śmietanką oraz
mleczne napoje z alkoholem (gównie z rumem) sławetne koktajle mleczne. Podawano
także lody przez okrągły rok i w szerokim wyborze. Napoje i lody przyrządzano
na zapleczu, gdzie znajdowały się stosowne urządzenia oraz niewielki kantorek
kierownika.
Przed pijalnia, pod
drzewami osiki znajdował się „ogródek”, wyłożony płytami chodnikowymi
przestrzeń ze stolikami i krzesłami. Tam we wiosenne i letnie dni gościły
młode mamy ze swoimi pociechami bowiem można tam było wjeżdżać dziecięcymi
wózkami.
Pijalnię soków
uruchomiło PP „Warzywa-owoce”, którego dyrektorem w tym czasie był Tadeusz
Wendzland. Tu serwowano wyłącznie soki owocowe i z marchwi bez alkoholu.
Placówką tą kierowała Aleksandra Chadrzyńska, miła i pogodna pani w średnim
wieku. Pijalnia składała się w trzech pomieszczeń, sali konsumenckiej oraz
zaplecza (gdzie wyciskało się sok z marchwi) oraz niewielkiego „biura”
kierowniczki.
Czyszczenie
marchwi odbywało się aż w Chyloni w ziemiaczarce przy ul. Puckiej. Z tak
daleka codziennie dowożono oczyszczona i umytą marchew do pijalni po uprzednim
zapakowanie jej w konwie do mleka. Koszty osobowo i koszty transportu
sprawiały, że działalność ta była nieopłacalna. Pomimo tego utrzymywano ją
przez kilka lat z uwagi na społeczno zapotrzebowanie.
Wspaniały artykuł! Pijalnie mleka i soków warzywnych to całe moje dzieciństwo w centrum Gdyni (lata 80-te)! Do dziś pamiętam smak soku z marchwi...
OdpowiedzUsuńW Gdyni pracowałem w latach osiemdziesiątych. Często bywałem w kotwicy i antałku
OdpowiedzUsuń