czwartek, 3 stycznia 2013

Franek - najmłodszy gdyński rybak



Poznałem go dopiero po wojnie. Wcześniej, chociaż bywałem w Śródmieściu, do Kolonii Rybackiej, gdzie mieszkał Franek Konkol, nie chodziłem. Wiedziałem, gdzie jest Kolonia, bo często wspominał o niej Szwagier, który miał tam krewnych i przyjaciół, ale osobiście tam nie bywałem. Z Kolonii dostawaliśmy też od czasu do czasu ryby, które Szwagier podrzucał nam do Cisowej. Były to zwykle duże pomuchle, czyli dorsze, z których Mama wyczarowywała kulinarne cuda. Przy skąpych kartkowych przydziałach, pomuchle te były na wagę złota.

Do Kolonii Rybackiej trafiłem po wojnie, w kwietniu lub maju 1945 roku, gdy Szwagier zamustrował na żaglowo-wiosłową łódź Plichty, jednego z mieszkańców tej osady. Z Plichtą „zaliczyłem” parę rybackich wypraw po dobisy i jedną wyprawę na Zatokę po dorsze. Szwagier zabierał mnie do Kolonii do swoich przyjaciół (pamiętam liczną rodziną Kreftów), a także poznał mnie z Frankiem - kuzynem, nieco starszym ode mnie chłopcem mieszkańcem Kolonii. Franek, jedyny syn ciotki Konkolki, imponował mi swoją dorosłością. Chociaż miał w tamtym czasie ok. 16 lat, a już pływał ze swoim wujem Józefem Kurem na jego łodzi, zarabiał spore pieniądze, a to w przypadku rodziny Konkolów było ważne, bowiem ciotka Konkolka od wielu lat była wdową, a poza tym miała na utrzymaniu niepełnosprawna córkę Elżbietę. Tak więc Franek w praktyce  był głową tej rodziny i nadzieją na lepszy byt.

Franek imponował mi nie tylko swoją dorosłością, ale też umiejętnością pływania. Podczas gdy ja z ledwością utrzymywałem się na wodzie, Franek bez większego wysiłku przepływał Basen Prezydenta. Nurkował, pływał pod wodą, skakał z nabrzeża z rozbiegu itp. Byłem świadkiem tych jego wyczynów i byłem nim zafascynowany.

Było lato 1947 roku. Do końca nauki w szkole podstawowej pozostał mi rok. Marzyłem o pracy na morzu dalekich morskich podróżach, bo rybactwo,  jakie zdołałem poznać bliżej, mnie nie pociągało. Przy Skwerze Kościuszki działała już Szkoła Jungów. Tam się widziałem.

I wtedy dotarła do nas wieść, że Franek Konkol się utopił, wieść tą przywiozła moja Siostra, która nie znała szczegółów tej tragedii. Jedno było pewne Franek nie żyje, a jego ciała jak dotąd nie odnaleziono.

Z czasem docierały do nas kolejne wieści. Otóż ten tragiczny wypadek wydarzył się nie w czasie rybackiej wyprawy, lecz w pobliżu Redłowskiej Plaży, w czasie niedzielnej, rozrywkowej eskapady łodzią po Zatoce. Według relacji osób, które się uratowany, kilkoro młodych Kaszubów korzystają z pięknej słonecznej pogody wyprawiło się na Zatokę dla rozrywki. Wody Zatoki były spokojne. Żeby uatrakcyjnić rejs i postraszyć dziewczęta które znajdowały się na łodzi, Franek rozbujał łódź. W pewnym momencie nastąpiła wywrotka i wszyscy znaleźli się w wodzie. Świadkami zdarzenia byli liczni spacerowicze znajdujący się w pobliżu plaży. Odległość od brzegu była niewielka i niebawem wszyscy znaleźli się na lądzie. Wszyscy z wyjątkiem Franka.

Początkowo przypuszczano, że specjalnie zanurkował, aby nastraszyć przyjaciół. Gdy jednak mijały kolejne minuty, a Franek nie wypływał, zaczęto poszukiwania. Niestety okazały się one bezowocne. Dopiero po kilku tygodniach fale, wyrzuciły na brzeg ciało topielca. Wezwana dla identyfikacji Konkolka ledwo rozpoznała swojego syna. Pomogła jej w tym koszula, którą sama uszyła. Okazało się, że głowa topielca jest poważnie zraniona, stąd wysnuto wniosek, że w momencie wywrotki łodzi, został on uderzony w głowę masztem łodzi, bądź uderzył głową o kamieniste dno. Uderzenie spowodowało utratę przytomności tego doskonałego pływaka i jego utonięcie.

Wraz ze śmiercią Franka przekreślone zostały plany rodziny Konkolów na lepsze życie. Społecz­ność kaszubska spontanicznie podjęła się zorganizowania stałej pomocy dla Konkolki i jej córki. A mnie raz na zawsze odeszła ochota na pracę na morzu.

1 komentarz:

  1. Witam serdecznie,
    nie mogę znaleźć kontaktu do Pana, dlatego piszę tutaj. Biorę udział w konkursie i poszukuję świadków Wydarzeń grudnia 1970 roku. Tu nasuwa się moja prośba do Pana. Czy zechciałby odpowiedzieć mi Pan na kilka pytań odnośnie tego co działo się na ulicach ówczesnej Gdyni? Jeżeli mógłby mi Pan pomóc byłabym bardzo wdzięczna. Zostawiam maila i z góry dziękuję - dysiak112@wp.pl

    OdpowiedzUsuń