Poznałem go dopiero po
wojnie. Wcześniej, chociaż bywałem w Śródmieściu, do Kolonii Rybackiej, gdzie
mieszkał Franek Konkol, nie chodziłem. Wiedziałem, gdzie jest Kolonia, bo
często wspominał o niej Szwagier, który miał tam krewnych i przyjaciół, ale
osobiście tam nie bywałem. Z Kolonii dostawaliśmy też od czasu do czasu ryby,
które Szwagier podrzucał nam do Cisowej. Były to zwykle duże pomuchle, czyli
dorsze, z których Mama wyczarowywała kulinarne cuda. Przy skąpych kartkowych
przydziałach, pomuchle te były na wagę złota.
Do Kolonii Rybackiej trafiłem po wojnie, w kwietniu lub maju 1945 roku,
gdy Szwagier zamustrował na żaglowo-wiosłową łódź Plichty, jednego z mieszkańców tej osady. Z Plichtą „zaliczyłem” parę rybackich wypraw po dobisy
i jedną wyprawę na
Zatokę po dorsze. Szwagier zabierał mnie do Kolonii do swoich przyjaciół (pamiętam liczną rodziną Kreftów), a
także poznał mnie z
Frankiem - kuzynem, nieco starszym ode mnie chłopcem mieszkańcem Kolonii.
Franek, jedyny syn ciotki Konkolki, imponował mi swoją dorosłością. Chociaż miał w
tamtym czasie ok. 16 lat, a już pływał ze swoim wujem Józefem Kurem na jego łodzi, zarabiał
spore pieniądze, a to w przypadku rodziny Konkolów było ważne, bowiem
ciotka Konkolka od wielu lat była wdową, a poza tym miała na
utrzymaniu niepełnosprawna córkę Elżbietę. Tak więc Franek w praktyce był głową tej rodziny i nadzieją na lepszy byt.
Franek imponował mi nie tylko swoją dorosłością, ale
też umiejętnością pływania. Podczas gdy ja z ledwością utrzymywałem się na
wodzie, Franek bez większego wysiłku przepływał Basen Prezydenta. Nurkował,
pływał pod wodą, skakał z nabrzeża z rozbiegu itp. Byłem świadkiem tych jego
wyczynów i byłem nim zafascynowany.
Było lato 1947 roku. Do końca nauki w szkole
podstawowej pozostał mi rok. Marzyłem o pracy na morzu dalekich morskich
podróżach, bo rybactwo, jakie zdołałem
poznać bliżej, mnie nie pociągało. Przy Skwerze Kościuszki działała już Szkoła
Jungów. Tam się widziałem.
I wtedy dotarła do nas wieść, że Franek Konkol się utopił,
wieść tą przywiozła moja Siostra, która nie znała szczegółów tej tragedii.
Jedno było pewne Franek nie żyje, a jego ciała jak dotąd nie odnaleziono.
Z czasem docierały do nas
kolejne wieści. Otóż ten tragiczny wypadek wydarzył się nie w czasie rybackiej
wyprawy, lecz w pobliżu Redłowskiej Plaży, w czasie niedzielnej, rozrywkowej
eskapady łodzią po Zatoce. Według relacji osób, które się uratowany, kilkoro
młodych Kaszubów korzystają z pięknej słonecznej pogody wyprawiło się na Zatokę
dla rozrywki. Wody Zatoki były spokojne. Żeby uatrakcyjnić rejs i postraszyć
dziewczęta które znajdowały się na łodzi, Franek rozbujał łódź. W pewnym
momencie nastąpiła wywrotka i wszyscy znaleźli się w wodzie. Świadkami
zdarzenia byli liczni spacerowicze znajdujący się w pobliżu plaży. Odległość od
brzegu była niewielka i niebawem wszyscy znaleźli się na lądzie. Wszyscy z
wyjątkiem Franka.
Początkowo przypuszczano, że specjalnie zanurkował, aby nastraszyć przyjaciół. Gdy jednak mijały kolejne minuty, a Franek nie wypływał, zaczęto poszukiwania. Niestety okazały się one
bezowocne. Dopiero po kilku tygodniach fale, wyrzuciły na brzeg ciało topielca.
Wezwana dla identyfikacji Konkolka ledwo rozpoznała swojego syna. Pomogła jej w
tym koszula, którą sama uszyła. Okazało się, że głowa topielca jest poważnie
zraniona, stąd wysnuto wniosek, że w momencie wywrotki łodzi, został on
uderzony w głowę masztem łodzi, bądź uderzył głową o kamieniste dno. Uderzenie
spowodowało utratę przytomności tego doskonałego pływaka i jego utonięcie.
Wraz ze śmiercią Franka przekreślone zostały plany rodziny
Konkolów na lepsze życie. Społeczność kaszubska spontanicznie podjęła się
zorganizowania stałej pomocy dla Konkolki i jej córki. A mnie raz na zawsze odeszła ochota na pracę na
morzu.
Witam serdecznie,
OdpowiedzUsuńnie mogę znaleźć kontaktu do Pana, dlatego piszę tutaj. Biorę udział w konkursie i poszukuję świadków Wydarzeń grudnia 1970 roku. Tu nasuwa się moja prośba do Pana. Czy zechciałby odpowiedzieć mi Pan na kilka pytań odnośnie tego co działo się na ulicach ówczesnej Gdyni? Jeżeli mógłby mi Pan pomóc byłabym bardzo wdzięczna. Zostawiam maila i z góry dziękuję - dysiak112@wp.pl