W tekście o Franku Konkolu wspomniałem
mimochodem o Józefie Kur, u którego po wojnie Franek praktykował.
Tym razem nieco więcej o wuju Józefie, w owym czasie najstarszym
gdyńskim rybaku. Poznałem go tuż po wojnie. Był postacią
nietuzinkową. Dla naszego rybołówstwa morskiego zasłużoną.
Człowiekiem, który na przestrzeni lat przeszkolił „przy
warsztatowo” dziesiątki rybaków do połowów pełnomorskich,
bowiem wcześniej połowy ograniczały się do wód przybrzeżnych.
Tak było już po I wojnie światowej.
Natomiast po II wojnie, J. Kur był jednym z pierwszych, którzy już
w kwietniu 1945 roku rozpoczęli połowy (pamiętać przy tym należy,
że Niemcy bronili się na Helu do 10 mają 1945 roku). Fakt ten
potwierdza prof. dr A. Ropelewski w swojej książce pt. „1000 lat
naszego rybołówstwa” (str. 141). Wtedy to ryby były cennym
artykułem spożywczym dla ludności naszego miasta.
Życiorys J. Kura jest niebanalny.
Urodzony na Oksywskich Piaskach jeszcze w XIX wieku, już przed I
wojną światową, jako jedyny Kaszub, opłynął na jachcie
niemieckiego cesarza Wilhelma II ziemski glob. Później była
„wilusiowa” Kriegsmarine, a zaraz po wojnie, gdy odradzała się
Polska, wspierał w patriotycznych działaniach Antoniego Abrahama.
Z Oksywskich Pasków do Gdyni trafił z
początkiem lat 20 – tych ubiegłego wieku, wtedy gdy inż. T.
Wenda szkicował swoje pierwsze plany budowy portu. Nabył wówczas
parcele przy ul. Starowiejskiej 12 A, na której wybudował
dwupiętrowy , niewielki dom mieszkalny, ustawiony szczytem do ulicy,
a przed domem posadził drzewo (lipa ta rośnie tam do dziś).
W tym czasie rybaczył na zatoce, żył
dostatnio, lecz męczył go brak rozmachu i ciasnota takiego
działania. To też, gdy pod koniec lat 20 – tych Morski Instytut
Rybacki zakupił w Danii dwa duże kutry pełnomorskie, J. Kur bez
większego zastanowienia przyjął zostanie szyprem na jednym z nich.
Dowodził i szkolił młodych rybaków na „Sterni” (numer boczny
kutra 90). Niebawem na dogodnych warunkach kredytowych, kuter ten
nabył na własność, nadal szkoląc rybaków w pracy na pełnym
morzu. Pisałem o ty już w „Przekroju” (nr 19 z 2001 roku, gdzie zamieszczono tekst pt.: „Najstarszy gdyński rybak” oraz zdjęcie, na
którym między innymi J. Kur na pokładzie „Sterni”).
Połowy prowadzone były na Ławicy
Słupskiej i Głębi Bornholmskiej. To tam właśnie na kutrze
swojego wuja J. Kura szlify rybackie zdobywał mój szwagier Feliks
Hohn, przyszły szyper „Arki” i „Kogi”, o którym pisałem
już w „Roczniku Gdyńskim” nr 15 (str 339), natomiast o J. Kurze
pisałem też w „Pomeranii” nr 2 z 2001 roku – gdzie jest mój tekst
pt.: „Wuja Józef”.
A wracając do tematu dodać należy,
że już po dwóch latach – w 1931 roku – gdy powstała spółka
połowowa „Mopol” (skrót od Morze Północne), szkoleniem
naszych rybaków zajęli się Holendrzy. Szkolenia i połowy odbywały
się na 8 lugrach, a przeprowadzali je oficerowie holenderscy.
Ale jak by na sprawę nie patrzeć –
wyprzedził ich J. Kur – który jak się rzekło – był pierwszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz