Rzeczka, czyli Cisowski Potok
Ma ponoć około 4 km długości i wypływa w lesie nieopodal
Łężyc. Płynie przez Pustki Cisowskie, omija lesiste pagórki, łukiem omija
Cisowę i koło Starej Szkoły – pod mostkiem płynie na teren łąk. Tam podobno
łączy się z Potokiem Chylonki, by wspólnie wpłynąć do Zatoki, w rejonie
gdyńskiego portu, a ściślej Terminalu Kontenerowego...
W czasach mojego dzieciństwa woda w tej rzeczce (bo tak o tym
mówili miejscowi), była zimna i krystalicznie czysta. Przed laty były tu
podobno pstrągi. Później pływały tam tylko cierniki, kijanki, rzadziej minogi i
żaby. Wtedy brzegi potoku były nieuregulowane i koło Starej Szkoły pojono
krowy, pędzone na łąki.
My, ćmirowska dzieciarnia, właśnie tu przy szkole
korzystaliśmy z kąpieli w rzeczce, bowiem na plażę do Gdyni trzeba było
dojeżdżać, a to było wtedy kosztowne. Potok był płytki, sięgał nam do kolan,
był więc bezpieczny dla kąpiących się dzieci. Poza kąpielą, w potoku tym
łapaliśmy do słoików kijanki lub cierniki, wyławialiśmy owoce, które spadły tu
z pobliskiego, starego sadu Juńskich, a także wchodziliśmy pod mostek. Ta
ostatnia czynność była szczytem dziecięcej odwagi, bowiem sklepienie mostku
było niskie, ciemne, przejście długie, a w dodatku istniała opinia, że pod
mostkiem są wodne szczury. O ile pamiętam – nikt nigdy nie przeszedł pod całym
mostkiem, chociaż próbowano.
Łąki
Zaraz za torem kolejowym były łąki, które częściowo
uprawiano. O ile pamiętam były tu tylko trzy zabudowania. Później zabudowań
stopniowo było coraz więcej. Przy zabudowaniach gospodarze uprawiali ziemniaki
i buraki. Za torami też były łąki, i tam wypasane było lokalne nieliczne krowy
i kozy. Już po wojnie na nasypie kolejowym i przy gospodarstwach, wypasaliśmy z
bratem nasze kozy, to był nasz sposób na wakacyjną nudę.
Las
Las był dla nas ćmirowiaków bardzo ważny. Z lasu czerpaliśmy
różne korzyści, stąd czerpaliśmy drewno na opał, chrust i szyszki na podpałkę,
stąd pochodziło zbierane corocznie runo leśne – jagody i grzyby. Znaliśmy
„miejsca”, gdzie było najwięcej czarnych jagód, gdzie rosły maliny i jeżyny, a
także miejsca w lesie na różne gatunki grzybów.
Na jagody i grzyby chodziło się całymi rodzinami lub grupami
sąsiedzkimi, zwykle w niedzielę, bo tylko ta była niepracująca.
W czasie wojny, a właściwie pod jej koniec, las był nam
schronieniem. Tu na jego obrzeżach mieszkańcy wybudowali liczne schrony,
korzystając z sosnowych pni jako budulca. Tu wreszcie chodziło się na
świąteczne spacery, a młodzi tu szukali ukrycia w czasie randek.
Zabudowania
Zabudowania na Ćmirowie były niejednolite, chociaż w lepszej
kondycji niż te na Demptowie, Pustkach Cisowskich, Meksyku oraz na pagórkach
Grabówka. Na Ćmirowie były liczne budynki mieszkalne murowane i otynkowane.
Sporo też było tu domów piętrowych, a jak już wcześniej wspomniałem, Lubner
wybudował przy ul. Owsianej dom czynszowy, dwupiętrowy, dla kilkunastu
najemców. Poza domami wybudowanymi w latach 20 – tych ubiegłego wieku
znajdowało się tu również kilka domów pochodzących zapewne z XIX wieku.
Nieopodal „Cisowianki” w cieniu starych lip, stał do lat 70 – tych ubiegłego
wieku, dworek o konstrukcji szachulcowej. Obiekt ten doprowadzono do ruiny,
chociaż był niewątpliwie zabytkiem, a następnie rozebrano, uzyskano plac pod
budowę szkolnego molocha. Parę starych chat było przy ul. Pszenicznej i
rzeczce. Były to chaty miejscowych gospodarzy. O wieku tych domów świadczyły
drzewa je otaczające, równe wzrostem tym, które rosły wzdłuż ul. Chylońskiej.
Większość zabudowy w ówczesnym Ćmirowie pochodziło z czasu
budowy portu w Gdyni, mieszkańcy pochodzili z całej Polski, bowiem przyjeżdżali
do Gdyni „za chlebem”, i osiedlali się wśród miejscowej ludności na przedmieściach,
po latach stanowili już jedność, bez podziału na swoich i obcych.
Szkoły
W okresie przedwojennym były na Ćmirowie dwie szkoły, a
właściwie klasy szkolne, które mieściły się w różnych miejscach. Istniała stara
szkoła przy rzeczce, kilka klas mieściło się w domu Stencla na ul. Jęczmiennej.
Poza Ćmirowem, przy ul. Chylońskiej w domu nauczyciela Mielczarskiego, także
mieściło się kilka klas. tak było do jesieni 1939 roku, gdy Niemcy uruchomili
wybudowaną wcześniej szkołę, której nadano nr 17, pisałem już na blogu i w
„Roczniku Gdyńskim” nr 14, o tej szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz