Jak podawał "Głos Wybrzeża" - organ KW PZPR ("Głos Wybrzeża" z dnia 23.10.1959) za przepite w Gdyni pieniądze można by wybudować 650 czteropokojowych domów jednorodzinnych. Nie wiem jakiego okresu dotyczyło takie "spożycie", ale liczba ilustruje skalę zjawiska, tym bardziej, że nie policzono tu alkoholu w wypitym piwie, a także bimbru pędzonego według znanej receptury 1410 (jest to również rok bitwy pod Grunwaldem). Nie uwzględniono tu także ilości alkoholu wypitego przez zagranicznych marynarzy, korzystających z naszych restauracji, co przy wzrastającym ruchu statków w porcie, nie było bez znaczenia. Mimo tego - pamiętając o wspomnianych korektach - zjawisko w tamtym czasie narastało.
W zaistniałej sytuacji, już w październiku 1958 roku, ówczesne władze miejskie postanowiły utworzyć Izbę Wytrzeźwień. Na przybytek ten wyznaczono lokal po Pogotowiu Ratunkowym, które to pogotowie przeniesiono do nowo wybudowanego obiektu przy ulicy Żwirki i Wigury 12. Tak więc "izdebka" znalazła się przy Skwerze Kościuszki 14, tuż obok kina "Goplana".
Zdecydowano, że "izdebka" będzie czynna całą dobę, cały tydzień, a z uwagi na lokalizację w centrum Śródmieścia, aby uniknąć gorszących scen ustalono, że dowóz "pacjentów" do placówki będzie odbywał się od strony, osłoniętego ze wszystkich stron podwórza. Następnie skompletowano załogę. Kierownikiem placówki został Jerzy Elwertowski (emerytowany oficer Marynarki Wojennej), zatrudniono lekarzy, pielęgniarzy i personel administracyjny. Lokal wyposażono w kilkanaście łóżek, organizując osobne pomieszczenia dla kobiet i mężczyzn.
Ustalono, że pobyt w "izdebce" jest odpłatny, przy czym opłata ta była znaczna i restrykcyjna. Rachunek za pobyt zwykle "wzbogacano" takimi dodatkowymi opłatami jak zastrzyk na uspokojenie, zanieczyszczenie pomieszczeń, podaną kawę zbożową itp.
Według relacji bywalca "izdebki" obowiązywały tam określone procedury. Po dostarczeniu, "pacjenta" pobieżnie badał lekarz ( lub felczer), następnie pijanego rozbierano z wszelkiej odzieży i kierowano pod natrysk. Tam pozostawiano go samego sobie i puszczano strumień bardzo ciepłej wody. Na zakończenie kąpieli włączano zimny strumień wody. Po tych zabiegach "pacjent" był ubierany w długą do podłogi koszulę i dopiero wtedy kierowano go do sali, pozostawiając go samego. Takich sal było kilka, a w każdej z nich po kilka (4 - 5) łóżek.
W tym czasie personel spisywał na podstawie dokumentów dane osobowe "pacjenta"oraz sporządzał depozyt przedmiotów będących jego własnością. Personel "izdebki" ściśle współpracował z Milicją, dlatego dane o osobowe przekazywano do Komendy Miejskiej MO. W przypadku ujawnienia osoby poszukiwanej ( np. alimenciarza), "pacjent" po wytrzeźwieniu przekazywany był temu organowi.
O innych "pacjentach" kierownictwo "izdebki" informowało pisemnie zakład pracy. Wyczyny pijaka nagrywano na magnetofon i niekiedy filmowano. Był to materiał dowodowy i niekiedy szkoleniowo - terapeutyczny. W "Dzienniku Bałtyckim" z 6.03.1963 roku można znaleźć informację, że Izba Wytrzeźwień stosowała nagrania w celach wychowawczych. Miał to być jeden ze sposobów walki z alkoholizmem. Czy służył tylko tym celom?
Jak wspomniałem już wyżej,do "izdebki" poza mężczyznami trafiały także kobiety, które stanowiły ok 6 - 8% pensjonariuszy. Trafiała tu też młodzież, lecz był to zaledwie margines "pacjentów". Jak zdołałem ustalić, do "izdebki" średnio w ciągu dnia trafiało 16 - 20 osób pijanych. Liczby te wahały się, w popularne imieniny i niektóre święta (Sylwester) ich liczba wzrastała znacznie, powodując zakłócenie pracy zakładu. Ten czynnik oraz rozwój terytorialny i demograficzny Gdyni spowodowały konieczność wybudowania nowego pojemniejszego obiektu. Powstał on pod koniec 1966 roku, przy ulicy Redłowskiej 31.
Przed paru laty Izba Wytrzeźwień została zlikwidowana, a pijani trafiają do gdyńskich szpitali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz