Przez wiele lat, w czasach PRL – u, działała na Grabówku
knajpa „Renesans”, zwana przez bywalców
„Brudasem”, bądź knajpą „Na lewo most”. Ta ostatnia nazwa brała się stąd, że
lokal ten mieścił się przy ówczesnej ulicy Czerwonych Kosynierów (dzisiaj
Morska) pod nr 65, a więc na lewo od pomostu dla pieszych przy historycznym
przystanku SKM „Gdynia Stocznia”. Dla wychodzących z pracy stoczniowców i
portowców lokal, o którym tu mowa położony był na lewo od pomostu – stąd nazwa.
Knajpa była najbliżej położonym „zakładem gastronomicznym” wobec wspomnianych
morskich przedsiębiorstw, które w tamtym czasie zatrudniały tysiące
pracowników. To zapewne zapewniało frekwencję „Brudasowi”, bowiem tu z portu
można było z łatwością dojść, nie korzystając ze środków lokomocji.
„Brudas” działał od wczesnych godzin przedpołudniowych, do
godz. 22.00. Obsługiwał więc głównie zmianę kończącą pracę o godz. 14.00, wtedy
też zagęszczenie w knajpie osiągało apogeum.
Przychodzono tu na piwo, na „setę i galaretę”, a także na
flaczki i golonkę. Zależało to od zasobności portfela własnego, lub fundatora.
Z usług knajpy korzystali zarówno robotnicy jak też pracownicy umysłowi. Nie
widziałem tam nigdy żołnierzy lub marynarzy różnej rangi – widocznie
obowiązywał tu zakaz ich przebywania w tym lokalu.
Do połowy lat 50 – tych ubiegłego wieku lokal prowadził
prywatny właściciel. Później przejęła go Spółdzielnia Inwalidów „Przewodnik” w
Sopocie. Lokal był wielopoziomowy, na parterze, gdzie znajdował się bufet,
mieściła się niewielka sala z kilkoma stolikami. Tu konsumowano głównie piwo i
o ile dobrze pamiętam, funkcjonowała tu samoobsługa. Stąd po kilku schodkach
wchodziło się na rodzaj podwyższenia. Tu była kolejna salka z paroma stolikami.
Tam jadano zakrapiane alkoholem posiłki. W podziemiach, czyli w piwnicy (w
pomieszczeniu bez okien) znajdowała się sala, w której pod ścianami były loże,
gdzie mieścił się stolik i ławki. Takich boksów było tu kilka – po 3 – 4 po
każdej stronie. Środek pomieszczenia był pusty i stanowił rodzaj parkietu –
chociaż nigdy nie widziałem tu tańczącej pary.
Ważnym pomieszczeniem w tej knajpie był tzw. „pokoik”.
Mieścił się on na lewo od schodów. Było to pomieszczenie o powierzchni zaledwie
2 – 3 m.kw. Z jednym stolikiem i paroma krzesłami. Pomieszczenie to było
zamykane, a drzwi o wewnątrz zamykać można było na klucz. Służyło ono głównie
ówczesnym prominentom i zakochanym parkom.
Lokal, mimo to że wyglądem przypominał spelunę, gościł nie
tylko robotników portowych i stoczniowych, ale też miejscowych prominentów,
którzy oczywiście gościli w „pokoiku”.
Witam Panie Michale.
OdpowiedzUsuńTrafiłem wczoraj przypadkowo na Pana bloga i zaczytałem się bez opamiętania. Wspaniałe teksty, traktujące o historii naszego pięknego miasta, a do tego niejednokrotnie dzielnicy na której się wychowałem, Cisowej :) Czapki z głów i dziękuję za Pana pracę! Pozdrawiam serdecznie.
Panie Michale, mam kilka oryginalnych zdjęć Kazimierza Gosza, oczywiście nie dotyczą tego tekstu. Po prostu pomyślałam, że mogły by się Panu spodobać. Jeśli jest Pan zainteresowany nimi proszę o podanie adresu mailowego gdzie mogłabym wysłać miniaturki i ewentualnie ustalić miejsce przekazania oryginałów. Patrycja K.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, bardzo dziękuję, że Pani o mnie pomyślała i oczywiście chętnie zobaczę te zdjęcia. Prosiłbym żeby je wysłać na adres email mojej wnuczki magda_sikora3@wp.pl
UsuńPozdrawiam
Jeden raz tam byłem na golonce. Kelnerka w widocznej ciąży, lekko wstawiona i z papierosem.
OdpowiedzUsuń