piątek, 10 stycznia 2014

Gdyńska „hrabina”

Przed laty spotkałem się z porzekadłem mówiącym, że gdy na morzu jest burza, to na brzegu gromadzą się szumowiny. O trafności tego porzekadła w odniesieniu do wszelkiego typu wydarzeń społecznych, miałem się niejednokrotnie przekonać. Pierwszy raz przekonałem się o jego celności na przełomie lat 1957/1958, gdy zaczynałem swój zawodowy staż.

Po krótkim epizodzie pracy w gdyńskim porcie, korzystając ze zniesienia tzw. nakazów pracy, przeniosłem się do Prezydium MRN w Gdyni. Zatrudniłem się w ówczesnym Zarządzie Handlu (w przyszłości Wydziale Handlu), w którym spędzić miałem kolejne lata mojej pracy zawodowej. W pierwszym okresie mojej pracy, w lecie 1957 roku, gdy dopiero co aklimatyzowałem się w nowym środowisku, spotkałem się ze sprawą, która w owym czasie w naszym mieście wywołała masę kontrowersji. Sprawa o której tu mowa zaistniała na fali tzw. odwilży, wydarzeń października 1956 roku, „poluzowania śruby” dokręconej w czasach stalinizmu, a także kolejnej fali repatriantów zza Buga. W naszym mieście już z początkiem 1957 roku powołano Komitet Pomocy Repatriantom, którego celem było świadczenie pomocy materialnej powracającym Rodakom.

Na tej fali pojawiła się w Gdyni kobieta w wieku ponad balzakowskim, która podając się za hrabinę Potocką zwróciła się do miejscowych władz o pomoc. Pomoc ta polegać miała na przydzieleniu hrabinie mieszkania w śródmieściu oraz jego kompletne umeblowanie. W zamian hrabina obiecywała władzom dokonanie dewizowej darowizny na rzecz miasta, zaraz po zwolnieniu przez zagraniczne banki rodzinnych depozytów hrabiów Potockich. Oferta była atrakcyjna i gdyńskie ówczesne władze tę przynętę połknęły. Obiecana darowizna miała być znaczna, lecz termin jej przekazu bliżej nieokreślony. Żądane mieszkanie zaś wraz z wyposażeniem przekazane miało być hrabinie niezwłocznie. To był warunek rychłego przekazania darowizny.

W sprawę zaangażował się osobiście Przewodniczący MRN  i Komitet Miejski PZPR. W rezultacie hrabina w ciągu kilku tygodni otrzymała mieszkanie w nowo wybudowanym bloku przy ul. Abrahama. Wyposażenie i zakup mebli władze zleciły do niezwłocznego wykonania mojej biurowej koleżance, którą na pewien czas oddelegowano wyłącznie do „tego tematu”. Niebawem hrabina zamieszkała w przydzielonym sobie mieszkaniu.

Jak w szczegółach sprawa ta się rozwinęła nie mam pojęcia, bowiem na trzy miesiące powołano mnie na ćwiczenia wojskowe. Gdy w styczniu 1958 roku powróciłem do swoich obowiązków zawodowych, sprawa hrabiny Potockiej miała w naszym mieście już zupełnie inny przebieg.

Hrabinę, jako oszustkę, aresztowano. Mieszkanie ponownie przejęło miasto, a moja biurowa koleżanka wzywana była co pewien czas do Prokuratury celem składania zeznań.


Mieszkańcy Gdyni natomiast mięli niekłamaną sensację, komentowaną na różne sposoby, również przez miejscową prasę.

1 komentarz:

  1. Kobieta obrała trochę ryzykowną taktykę. Za pochodzenie w tamtych latach chyba w najgorszym razie aresztowali. Czytałem wspomnienia powojenne ludzi z Wileńszczyzny i tam za korzenie szlacheckie wysyłano na Sybir.A tu proszę bardzo, jeszcze mieszkanie dostała.

    OdpowiedzUsuń