Przed laty spotkałem się z porzekadłem mówiącym, że gdy na
morzu jest burza, to na brzegu gromadzą się szumowiny. O trafności tego
porzekadła w odniesieniu do wszelkiego typu wydarzeń społecznych, miałem się
niejednokrotnie przekonać. Pierwszy raz przekonałem się o jego celności na
przełomie lat 1957/1958, gdy zaczynałem swój zawodowy staż.
Po krótkim epizodzie pracy w gdyńskim porcie, korzystając ze
zniesienia tzw. nakazów pracy, przeniosłem się do Prezydium MRN w Gdyni.
Zatrudniłem się w ówczesnym Zarządzie Handlu (w przyszłości Wydziale Handlu), w
którym spędzić miałem kolejne lata mojej pracy zawodowej. W pierwszym okresie
mojej pracy, w lecie 1957 roku, gdy dopiero co aklimatyzowałem się w nowym
środowisku, spotkałem się ze sprawą, która w owym czasie w naszym mieście
wywołała masę kontrowersji. Sprawa o której tu mowa zaistniała na fali tzw.
odwilży, wydarzeń października 1956 roku, „poluzowania śruby” dokręconej w
czasach stalinizmu, a także kolejnej fali repatriantów zza Buga. W naszym
mieście już z początkiem 1957 roku powołano Komitet Pomocy Repatriantom,
którego celem było świadczenie pomocy materialnej powracającym Rodakom.
Na tej fali pojawiła się w Gdyni kobieta w wieku ponad
balzakowskim, która podając się za hrabinę Potocką zwróciła się do miejscowych
władz o pomoc. Pomoc ta polegać miała na przydzieleniu hrabinie mieszkania w
śródmieściu oraz jego kompletne umeblowanie. W zamian hrabina obiecywała
władzom dokonanie dewizowej darowizny na rzecz miasta, zaraz po zwolnieniu
przez zagraniczne banki rodzinnych depozytów hrabiów Potockich. Oferta była
atrakcyjna i gdyńskie ówczesne władze tę przynętę połknęły. Obiecana darowizna
miała być znaczna, lecz termin jej przekazu bliżej nieokreślony. Żądane
mieszkanie zaś wraz z wyposażeniem przekazane miało być hrabinie niezwłocznie.
To był warunek rychłego przekazania darowizny.
W sprawę zaangażował się osobiście Przewodniczący MRN i Komitet Miejski PZPR. W rezultacie hrabina
w ciągu kilku tygodni otrzymała mieszkanie w nowo wybudowanym bloku przy ul.
Abrahama. Wyposażenie i zakup mebli władze zleciły do niezwłocznego wykonania
mojej biurowej koleżance, którą na pewien czas oddelegowano wyłącznie do „tego
tematu”. Niebawem hrabina zamieszkała w przydzielonym sobie mieszkaniu.
Jak w szczegółach sprawa ta się rozwinęła nie mam pojęcia,
bowiem na trzy miesiące powołano mnie na ćwiczenia wojskowe. Gdy w styczniu
1958 roku powróciłem do swoich obowiązków zawodowych, sprawa hrabiny Potockiej
miała w naszym mieście już zupełnie inny przebieg.
Hrabinę, jako oszustkę, aresztowano. Mieszkanie ponownie
przejęło miasto, a moja biurowa koleżanka wzywana była co pewien czas do
Prokuratury celem składania zeznań.
Mieszkańcy Gdyni natomiast mięli niekłamaną sensację,
komentowaną na różne sposoby, również przez miejscową prasę.
Kobieta obrała trochę ryzykowną taktykę. Za pochodzenie w tamtych latach chyba w najgorszym razie aresztowali. Czytałem wspomnienia powojenne ludzi z Wileńszczyzny i tam za korzenie szlacheckie wysyłano na Sybir.A tu proszę bardzo, jeszcze mieszkanie dostała.
OdpowiedzUsuń