Wydział, w którym pracowałem sąsiadował z Wydziałem Spraw
Wewnętrznych, później przemianowanym na Wydział Spraw Społeczno –
Administracyjnych. Zajmował on kilka pomieszczeń na II piętrze Urzędu
Miejskiego (wcześniej Prezydium MRN), czyli gmachu byłego Komisariatu Rządu.
Jednym z referatów tego wydziału, obok spraw ewidencji
ludności, spraw wojskowych oraz kartoteki ludności i dowodów osobistych, był
pion kolegium do spraw wykroczeń. Zadaniem tego pionu zwanego potocznie
kolegium, było karanie osób, które dopuściły się na terenie Gdyni wykroczeń.
Trafiały tu więc sprawy drobne, których nawał zakłóciłby normalny tok spraw
sądu, a które władza nie zamierzała pozostawić bezkarnie.
Kolegium korzystało z konsultacji prawników, jednakże samo
prowadzenie rozpraw leżało w gestii amatorów, czyli tzw. czynnika społecznego,
oddelegowanego do tych spraw przez organizacje społeczne, zawodowe i inne.
Według spisu telefonów Urzędu Miejskiego z września 1979
roku, będącego w moim posiadaniu, w Kolegium zatrudniano: radcę prawnego,
inspektora ds. wykroczeń, kilkunastu referentów ds. wykonawstwa kar. Poza tym
same posiedzenie obsługiwał protokolant na pełnym etacie. Sam skład kolegium
orzekającego, czyli przewodniczący oraz dwóch ławników było aktywistami
społecznymi, nisko płatnymi od każdego posiedzenia, bez względu na ilość i
ciężar gatunkowy spraw rozpatrywanych w danym dniu. Oskarżycielem publicznym
był z reguły milicjant w stopni starszego sierżanta, który wraz ze składem
zasiadał przy stole.
Sala rozpraw mieściła się w suterynie (pokoje nr 2, 4) przy
czym mniejsze pomieszczenie znajdujące się na zapleczu, było salą narad.
Okratowane okna z tych pomieszczeń wychodziły na ul. Bema.
Wnioski do kolegium kierowała głównie milicja, ale także
straż pożarna, PIH, terenowa inspekcja sanitarna i inne. Wnioski były
sporządzane na znormalizowanych formularzach. W inspektoracie do spraw wykroczeń
były one przy udziale radcy prawnego
opracowywane i kwalifikowane oraz opisywano je pod względem prawnym wyznaczając
paragrafy, według których należało orzekać.
Tak przygotowane wnioski w dziennych porcjach, po 6 – 8
kompletów dokumentów, trafiały pod orzeczenie. Wnioski te dotyczyły spraw
porządkowych, zakłócania porządku publicznego, udziału w zbiegowiskach,
niszczenie mienia, przechodzenie przez jezdnię nie na pasach, brak książeczek
zdrowia w placówkach handlowych, brak wentylacji i inne.
Kolegium posiadało ograniczony zakres karania. Stosowane były
kary grzywny, grzywny z zamianą na areszt do 3 miesięcy oraz kara aresztu do 3 miesięcy.
W czasie świąt państwowych był tryb przyspieszony w orzekaniu kar, za burdy lub
pijaństwo, kary były orzekane w trybie natychmiastowym. Zdarzało się, że
oskarżony prosto z posiedzenia kolegium trafiał do aresztu.
...a ja za mało czytelne oznakowanie przydatności do spożycia ORANŻADY, /brak urządzeń do datowania/,która "schodziła " nawet przed dostarczeniem do sklepu w latach 80-tych zostałem ukarany grzywną taką samą jak za zakłócanie porządku,niszczenie mienia czy pijaństwo - czyli 100 zł. plus koszty postępowania ok 150 zł.Dzisiaj to zrozumiałem dlaczego tak musiało być,ale wtedy??? Dobrze,że nie trafiłem za kratki...oj statystyka,statystyka.
OdpowiedzUsuńPo maturze dorabiałam sobie jako nieetatowa protokolantka na posiedzeniach kolegium. Większość spraw to były nudy ale czasem zdarzały się ciekawe :). Pamiętam dowód osobisty pewnej starszej pani z wpisem adresowym: ulica Św. Jańska i numer. Skład orzekający to był przewodniczący i dwóch ławników oraz oskarżyciel publiczny - milicjant :).
OdpowiedzUsuń