niedziela, 27 kwietnia 2014

Deklamator

W moim tekście zamieszczonym w numerze 17 „Rocznika Gdyńskiego” z 2005 roku, o nim nie wspominam (patrz tekst pt. „Gdyńskie bary, restauracje i kawiarnie w okresie PRL”), chociaż był niewątpliwą atrakcyjną „rozrywką” naszej gastronomi w tamtym okresie. Spotkać go można było codziennie w restauracji „Bałtycka”, przy ówczesnej ul. Szenwalda (dziś jest tu czytelnia naukowa a ulica nosi nazwę Biskupa Dominika). Był on stałym bywalcem i to oryginalnym, gdzie indziej nie można go było spotkać. Był mężczyzną około pięćdziesięcioletnim, średniego wzrostu, z daleko posuniętą łysiną, ubrany był w mundur marynarski, bez dystynkcji. Nigdy nie widziałem, aby się zataczał, chociaż po ruchach ciała było widać, że jest pod wpływem alkoholu. Nie udało mi się też ustalić jego nazwiska, a szkoda bo dziś pisząc po latach te wspomnienia, nazwisko by go jakoś utożsamiało.

Mówiono, że jest pracownikiem szkoły morskiej na Grabówku, jakimś wykładowcą lub pracownikiem techniczno – administracyjnym. Do lokalu przychodził już w godzinach popołudniowych, mijał szatnię i szedł prosto do baru, gdzie wypijał małą wódkę i literatkę wody sodowej, a następnie wdawał się w rozmowę z bufetową. Rozmowa nie trwała zbyt długo, bowiem wnet lokal się zapełniał i jakiś znajomy zapraszał naszego bohatera do swojego stolika. Tam częstowano go kolejnym kieliszkiem, po którym mężczyzna wstawał i rozpoczynał deklamację. Jego poetycki repertuar sprowadzał się do Mickiewicza, a właściwie do „Pana Tadeusza”. Przeważnie zaczynał od Inwokacji. Deklamował z werwą, modulował głos i gestykulował, podkreślając tym wypowiadane słowa. Obecni słuchali deklamacji w skupieniu i ciszy. Nawet kelnerzy przerywali podawane do stolików.

A potem już poleciało... Żądano kolejnych fragmentów poematu. Deklamator recytował płynnie, pomimo wypijania kolejnych kieliszków wódki. Po kilkunastominutowym występie deklamator opuszczał lokal pod pozorem udania się do ubikacji. Po dwóch, trzech dniach wracał i spektakl się powtarzał. Jak już wspomniałem, jego ulubionym lokalem była „Bałtycka”. Mówiono, że mieszka gdzieś w pobliżu. Po pewnym czasie w lokalu przestał się pojawiać. Mówiono, że zmarł z przepicia, inni twierdzili, że zmarł bo przestał pić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz