Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bałtyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bałtyk. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 grudnia 2013

Zimowy tragiczny bilans

W „Roczniku Gdyńskim” nr 15 z 2003 roku, zamieściłem tekst pt. „Ratownictwo morskie u polskich wybrzeży”.

We wstępie do tego tekstu piszę:
„W średniowieczu na wodach Bałtyku na czas jesienno – zimowych burz i sztormów zawieszano żeglugę. Trwało to zazwyczaj od października do połowy marca (...). Do sprawy tej przywiązywano dużą wagę, czego dowodem fakt, iż zakaz ten był np. przedmiotem ustaleń Związku Hanzy w Lubece w 1470 roku. Inna rzecz, że w praktyce zakaz ten nierzadko łamany był przez żądnych zysku kupców i armatorów!”.

Zakaz ten powodowany był z całą pewnością względami bezpieczeństwa statków, ładunków i ludzi. Dopiero później, gdy w żegludze korzystać zaczęto z napędu parowego (połowa XIX w.), a drewniane kadłuby statków zastąpiono blachą, od zakazu tego odstąpiono.

O tym, że zakaz ten nie był pozbawiony sensu, przypomniał tragiczny los „Titanica”, którego metalowy kadłub rozpruła lodowa kra.

Również większość naszych statków, które spotkał tragiczny los, tonęła w okresach jesienno – zimowych. Przyczyny tych zdarzeń były różne, sztorm, wysokie fale, oblodzenie kadłuba lub splot różnych innych okoliczności towarzyszących jesienią i zimą na morzu.

Oto kilka przykładów z tego zakresu.

Trauler rybacki „Dalmoru” - „Brda”, któremu poświęciłem oddzielny tekst, zatonął w duńskim porcie w nocy z 9/10 stycznia 1975 roku. Śmierć poniosło 11 rybaków. Po kilku latach, w styczniu 1983 roku, zatonął na Morzu Śródziemnym m/s „Kudowa Zdrój”. Armator PLO Gdynia. Zginęła 20 osób. Już po 2 latach, w lutym 1985 roku, na Morzu Północnym zatonął kolejny statek PLO, był to m/s „Busko Zdrój”. Utonęło wtedy 24 marynarzy. Po 8 latach, w styczniu 1993 roku, na Bałtyku w pobliżu naszego wybrzeża zatonął prom „Jan Heweliusz”. Fale odwróciły go do góry stępką. Zatonęło wtedy 37 osób. Już po 4 latach, w lutym 1997 roku, na Morzu Północnym, w pobliżu brzegów Norwegii, zatonął cypryjski statek z polską załogą m/s „Leros Strenght”. Życie straciło 20 osób. Przyczyny zatonięcia nie udało się ustalić...

środa, 27 listopada 2013

Zlekceważone zagrożenie

W niedzielne popołudnie 27 października 2013 roku, kanał National Geographic nadał program informujący o zagrożeniu jakie stwarzają gazy bojowe (głównie iperyt), które po II wojnie światowej zatopiono w Bałtyku. Pokazano szereg podwodnych zdjęć, zaprezentowano wypowiedzi naukowców, a lektor zwrócił uwagę na poważne zagrożenie dla ludzi jakie stwarzają tysiące ton trujących substancji. Jak poinformowano, badania przeprowadzone ostatnio między innymi przez Wojskową Akademię Techniczną w Warszawie wykazały, że złoża trujących gazów zalegają nie tylko w rejonie akwenów w pobliżu Bornholmu i Gotlandii, ale również w naszym sąsiedztwie, w Głębi Gdańskiej w Zatoce Gdańskiej.

Wypowiadający się naukowcy nie kryli zaniepokojenia tą sytuacją. Wskazywano na narastające z każdym dniem zagrożenie jakie stwarzają korodujące gazowe pociski, a jeden z nich wyraził pogląd, że uwolnienie tych trucizn do przybrzeżnych wód może stworzyć większe zagrożenie niż katastrofa w Czarnobylu.

W nieco okrojonej formie materiał ten wyemitowała dnia 30 października telewizja Regionalna Gdańsk, w wieczornej „Panoramie” o godz. 18.30. W komentarzu zwrócono uwagę na konsumpcję ryb łowionych na naszych wodach, a szczególnie fląder, które zalegają na dnie, są wyjątkowo narażone na skażenia. Wspomniano też, że uwolnienie trujących gazów może nastąpić w każdym momencie, zwłaszcza przy pracach podwodnych jak np. układanie na dnie kabli lub rurociągów.

Tym razem temat zagrożenia potraktowano z całą powagą, chociaż nie przedstawiono żadnego programu mogącego zapobiec istniejącemu zagrożeniu. Ale to i tak wiele, bowiem wcześniej temat ten zwyczajnie ignorowano. Wiem co piszę, bo już w marcu 2013 roku zamieściłem na blogu tekst „Czyhająca śmierć - iperyt”, który nie doczekał się żadnej reakcji, a wcześniej, już w kwietniu 2000 roku, opublikowałem w „Wiadomościach Gdyńskich” tekst poświęcony temu samemu zagrożeniu. Tekst nosił tytuł „Czyhająca śmierć - iperyt nadal groźny”.

Jedyną reakcją na mój tekst był telefon (na mój domowy numer) wykonany przez oficera sztabowego Marynarki Wojennej. Oficer ten wyraził niezadowolenie z powodu ukazania się mojego tekstu. Zapewnił mnie, że sprawy zanieczyszczenia Bałtyku gazami bojowymi są przez Marynarkę Wojenną na bieżąco monitorowane. A sam gaz nie stanowi żadnego zagrożenia.


Ciekawe, czy obecnie ów Oficer zmieni swój pogląd na ówczesny mój sygnał?!

piątek, 10 maja 2013

Zanim pojawią się sinice

Ostatnio, prawie co roku, w czasie lata na plaży pojawiają się sinice. Wcześniej, przed laty glony te pojawiały się rzadziej, a ich ilość zanieczyszczająca przybrzeżną wodę była mniej obfita. Wystarczał krok lub dwa, aby pokonać zielono – siną barierę odgradzającą plażę od wód Zatoki i już można było się kąpać. Ostatnie lata przyniosły wręcz klęskę tych glonów. Ich przybrzeżny pas znacznie się poszerzył, a także gęstość ich występowania wzrosła do tego stopnia, że władze sanitarne zmuszone są wprowadzać czasowe zakazy kąpieli. Przybrzeżna woda opanowana przez glony przypomina wręcz zupę szczawiową i tylko niektórzy plażowicze korzystają z kąpiel w tej brei.

Co jest powodem zwiększonej rozrodczości sinic nie umiem wyjaśnić. Są od tego specjaliści botanicy i oceanografowie. Zaliczyłem wprawdzie semestr oceanografii w czasie moich studiów w latach 50. ubiegłego wieku, ale w owym czasie o sinicach nie było mowy.

Osobiście uważam, że na gwałtowny przyrost tych glonów wpływ ma wzrost zanieczyszczenia wód Bałtyku jaki nastąpił na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, między innymi tzw. „przenawożenie” naszego morza związkami azotu i fosforu spływających rzekami do naszego morza.

Tymczasem władze sanitarne na bieżąco monitorują stopień zanieczyszczenia plaż i wód przybrzeżnych, przestrzegając w tym zakresie obowiązujące procedury i ścigając winnych zanieczyszczeń. Poza tym w ostatnich latach uruchomiono kilka oczyszczalni ścieków w rejonie Zatoki Gdańskiej – myślę tu o gdyńskiej na Pogórzu, gdańskiej na Wiśle i we Władysławowie, tuż u nasady Półwyspu Helskiego.

Równocześnie władze sanitarne kontrolują regularnie piasek i wodę na plażach. Przyjęto zasadę, że dopuszczona jest kąpiel, gdy 70% badanych próbek wody mieści się w I i II klasie czystości. Prowadzone są badania bakteriologiczne (nawet 4 razy w miesiącu), oraz fizyczno-chemiczne (co najmniej 1 raz na kwartał).

Poza wodą badany jest na plażach piasek – zarówno suchy jak i mokry. Prowadzący jest także bieżący monitoring zanieczyszczenia wód portowych i redy przez odpowiednie służby Urzędu Morskiego, pod kątem zrzutu nieczystości przez statki, proceder dość często stosowany, pomimo drastycznych kar stosowanych wobec winnych.

Wszystko to, a także wzrost świadomości ekologicznej ludzi, winno spowodować, że w najbliższym czasie nie powinno dojść do dalszego pogorszenia obecnego stanu.

czwartek, 21 marca 2013

Czyhająca śmierć - iperyt

W numerze 11 z dnia 11 – 17.03.2013 roku w Tygodniku „Przegląd” ukazał się interesujący artykuł Bronisława Tumiłowicza pt. „Bałtyk pełen iperytu”. Ponieważ na ten temat pisałem już 13 lat temu („Wiadomości Gdyńskie” nr 4 z kwietnia 2000 roku, gdzie jest mój tekst pt. „Czyhająca śmierć – iperyt nadal groźny”) z dużym zainteresowaniem sięgnąłem do aktualnej publikacji. W moim tekście przed laty sugerowałem niezwłoczne zajęcie się tą problematyką, a także zorganizowanie międzynarodowego lobby, które wypracuje, w trybie pilnym, kompleksowy plan obrony Europy Północnej przed skażeniem oraz konsekwentne wdrożenie tego planu przez społeczność międzynarodową. Zwracałem też uwagę na szereg katastrofalnych następstw skażenia Bałtyku iperytem. Między innymi na zagrożenie dla rybołówstwa i przetwórstwa rybnego, zagrożenie dla żeglugi pasażerskiej, turystyki nadmorskiej, wędkarstwa sportowego i żeglarstwa.

Pisząc przed laty mój tekst nie dysponowałem danymi, które teraz przytacza pan Tumiłowicz. Nie wiedziałem o tym, że trujące gazowe ładunki, pozostałości po II wojnie światowej zatopiono na naszych wodach przybrzeżnych – w okolicach Rynny Słupskiej, w okolicach Dziwnowa, Darłowa, Helu i Głębi Gdańskiej, czyli dosłownie za naszą miedzą... Mówiło się wtedy o zatopionych trujących ładunkach u wybrzeży duńskich i w rejonie Bornholmu.

Byłem chyba jednym z pierwszych, którzy ten temat próbowali nagłośnić – tak więc myli się Autor obecnego tekstu, że sprawa iperytu i innych gazów bojowych zatopionych w Bałtyku wypłynęła dopiero przy okazji budowy tzw. rurociągu północnego łączącego Rosję z Niemcami. Sprawę tę wcześniej zgłaszali nasi rybacy, była ona też znana naszej Marynarce Wojennej, czego dowodem jest telefon jaki otrzymałem ze sztabu Marynarki Wojennej informujący mnie, że problem ten jest przez tę instytucję monitorowany.

Ucieszyła mnie natomiast informacja, że problemem tym wreszcie zajęto się poważnie, że powstały międzynarodowe komisje pod patronatem Unii Europejskiej, skalkulowano nawet ewentualne koszty utylizacji tych niebezpiecznych śmieci (około 5 mld dolarów), zainteresowano też tym problemem NATO – jako instytucji zdolnej się uporać się z tym kłopotliwym i skomplikowanym przedsięwzięciem.

Tak więc po latach udawania, że „nie ma sprawy” - wszystko wskazuje na to, że Bałtyk zostanie oczyszczony, a zagrożenie dla fauny, flory i ludzi zażegnane.

sobota, 16 czerwca 2012

Dziwny okręt.

W przedwojennej flocie polskiej, okręt ten był największy bowiem jego długość wynosiła aż 126 metrów. Był nie tylko największy, ale zarazem najdziwniejszy gdyż był taranowcem, czyli okrętem, który z założenia był tak skonstruowany, aby mógł niszczyć okręty wroga poprzez staranowanie wrogiej jednostki.

Był początkowo okrętem francuskim zbudowanym u schyłku dziewiętnastego wieku, następnie krótko belgijskim, a w 1927 roku zakupiony przez Polskę. Jako okręt francuski w czasie pierwszej wojny światowej bronił Kanału Sueskiego. Odstąpiony po wojnie Belgi służył w jej marynarce jako okręt koszarowy. Gdy nabywała go Polska, wymontowano z niego cały osprzęt, tak więc kupiliśmy tylko kadłub tego statku, który został przez Kanał Kiloński przyholowany do Gdyni. Zacumowany na Oksywiu przeznaczony został na koszary dla szkolących się tu morskich specjalistów. W budującej się dopiero Gdyni, takie pomieszczenia koszarowe były bardzo użyteczne. Początkowo nosił nazwę „Władysław 4”, lecz niebawem zmieniono ją na „Bałtyk”, i tak już zostało. Jak nazwali go Niemcy po zajęciu Gdyni nie udało mi się ustalić, może ktoś z czytelników wie to proszę o kontakt w komentarzach. Niemcy użytkowali go podobnie jak Polacy jako koszary dla wojska. W roku 1942 kadłub „Bałtyku” przeholowano do Gdańska i tam złomowano. Tak więc większość swej służby spędził „Bałtyk” jako okręt koszarowy – belgijski, polski i wreszcie niemiecki.

Myliłby się jednak każdy, kto przypuszcza, że od czasu pierwszej wojny światowej „Bałtyk” już nie walczył. Otóż, we wrześniu 1939 roku okręt ten uczestniczył w obronie Wybrzeża, a konkretnie bronił gdyńskiego portu. Spodziewając się hitlerowskiej napaści okręt wyposażono w działa kalibru 75 i 47 mm oraz w najcięższe karabiny maszynowe jakimi dysponowaliśmy w tamtym czasie.

Uzbrojenie te okazało się bardzo przydatne już w trakcie pierwszego nalotu na port i miasto jaki nastąpił około godziny 14:00 w dniu 1 września 1939 roku. Wtedy to zaatakowany przez hitlerowców „Bałtyk”, którzy zamierzali go zniszczyć i wyeliminować zaokrętowanych tam specjalistów morskich, dzielnie się bronił, a także wspierał w walce obronę portu. Pomimo trafienia bombą (uszkodzenie prawej nadbudówki rufowej), okręt trwał w walce. Walkę kontynuował do 11 września, to jest do momentu wykwaterowania zeń załogi, oraz zdemontowania uzbrojenia. Nieświadomi tego Niemcy nadal atakowali okręt, czego dowodem jest ostrzał wykonany przez niemiecki trałowiec M – 4 w dniu 17 września.

Dziś po tym okręcie pozostało już niewiele śladów w fachowej literaturze, a w Gdyni także kilkutonowa kotwica typu admiralicji pochodząca z tego okrętu. Leży ona przed Domem Marynarza przy Alei Piłsudskiego, a na niej tabliczka znamionowa, a tam kilka danych o tym dziwnym okręcie – jedynym taranowcu w naszej Flocie.