sobota, 16 czerwca 2012

Dziwny okręt.

W przedwojennej flocie polskiej, okręt ten był największy bowiem jego długość wynosiła aż 126 metrów. Był nie tylko największy, ale zarazem najdziwniejszy gdyż był taranowcem, czyli okrętem, który z założenia był tak skonstruowany, aby mógł niszczyć okręty wroga poprzez staranowanie wrogiej jednostki.

Był początkowo okrętem francuskim zbudowanym u schyłku dziewiętnastego wieku, następnie krótko belgijskim, a w 1927 roku zakupiony przez Polskę. Jako okręt francuski w czasie pierwszej wojny światowej bronił Kanału Sueskiego. Odstąpiony po wojnie Belgi służył w jej marynarce jako okręt koszarowy. Gdy nabywała go Polska, wymontowano z niego cały osprzęt, tak więc kupiliśmy tylko kadłub tego statku, który został przez Kanał Kiloński przyholowany do Gdyni. Zacumowany na Oksywiu przeznaczony został na koszary dla szkolących się tu morskich specjalistów. W budującej się dopiero Gdyni, takie pomieszczenia koszarowe były bardzo użyteczne. Początkowo nosił nazwę „Władysław 4”, lecz niebawem zmieniono ją na „Bałtyk”, i tak już zostało. Jak nazwali go Niemcy po zajęciu Gdyni nie udało mi się ustalić, może ktoś z czytelników wie to proszę o kontakt w komentarzach. Niemcy użytkowali go podobnie jak Polacy jako koszary dla wojska. W roku 1942 kadłub „Bałtyku” przeholowano do Gdańska i tam złomowano. Tak więc większość swej służby spędził „Bałtyk” jako okręt koszarowy – belgijski, polski i wreszcie niemiecki.

Myliłby się jednak każdy, kto przypuszcza, że od czasu pierwszej wojny światowej „Bałtyk” już nie walczył. Otóż, we wrześniu 1939 roku okręt ten uczestniczył w obronie Wybrzeża, a konkretnie bronił gdyńskiego portu. Spodziewając się hitlerowskiej napaści okręt wyposażono w działa kalibru 75 i 47 mm oraz w najcięższe karabiny maszynowe jakimi dysponowaliśmy w tamtym czasie.

Uzbrojenie te okazało się bardzo przydatne już w trakcie pierwszego nalotu na port i miasto jaki nastąpił około godziny 14:00 w dniu 1 września 1939 roku. Wtedy to zaatakowany przez hitlerowców „Bałtyk”, którzy zamierzali go zniszczyć i wyeliminować zaokrętowanych tam specjalistów morskich, dzielnie się bronił, a także wspierał w walce obronę portu. Pomimo trafienia bombą (uszkodzenie prawej nadbudówki rufowej), okręt trwał w walce. Walkę kontynuował do 11 września, to jest do momentu wykwaterowania zeń załogi, oraz zdemontowania uzbrojenia. Nieświadomi tego Niemcy nadal atakowali okręt, czego dowodem jest ostrzał wykonany przez niemiecki trałowiec M – 4 w dniu 17 września.

Dziś po tym okręcie pozostało już niewiele śladów w fachowej literaturze, a w Gdyni także kilkutonowa kotwica typu admiralicji pochodząca z tego okrętu. Leży ona przed Domem Marynarza przy Alei Piłsudskiego, a na niej tabliczka znamionowa, a tam kilka danych o tym dziwnym okręcie – jedynym taranowcu w naszej Flocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz