Pod nadzorem SS - manów i marynarzy w gdyńskim podobozie, wzorem innych tego placówek na terenie całej Rzeszy, różne funkcje pełnili więźniowie tak zwani funkcyjni. W gdyńskim podobozie, z nielicznymi wyjątkami, funkcyjnymi byli Niemcy rekrutujący się głównie spośród kryminalistów. Starszym obozu był niemiecki kryminalista Johan Bank.
Warunki bytowe i warunki pracy były ciężkie. Niemniej, zdaniem ocalałych więźniów, było one nieco łagodniejsze w porównaniu do obozu macierzystego. Składały się na to dwie przyczyny – prawo oficjalnego korzystania z paczek żywnościowych oraz dostaw leków do obozowego rewiru - czym zajmował się początkowo lek. Lech Duszyński, a po jego ucieczce w marcu 1945 r. farmaceuta Leon Staśkiewicz.
Pewny wpływ nażycie obozowe miała
również 15 – osobowa, podziemna organizacja więźniów,
kierowana przez por. marynarki wojennej Mariana Kowalskiego. Jej
działalność z oczywistych względów była ograniczona, miała
jednak wpływ na ogólną atmosferę w obozie, zachowanie
funkcyjnych, stosunki między ludzkie wśród więźniów itp.
W okresie pierwszych dwóch miesięcy
istnienie podobozu (połowa października do 18 grudnia), ponad 500
więźniów pracowało przy montażu łodzi podwodnych, około 30 lub
nieco więcej jako Ausenkomando przy pracach na Babich Dołach, 40
osób na terenie obozu oraz około 25 przy budowie dróg.
Po wielkim nalocie na Gdynię, jaki
miał miejsce 18 grudnia 1944 r. (daty innych bombardowań) i zniszczeniach w stoczni, porcie i
mieście – nastąpiła daleko idąca zmiana w sposobie zatrudniana
więźniów.
Z uwagi na zniszczenia na terenie
stoczni nastąpiły poważne zakłócenia w pracach remontowych i
montażowych okrętów. W tej nowej sytuacji część więźniów
zatrudniono przy odgruzowywaniu portu, stoczni i miasta, a część
do odśnieżania gdyńskich ulic. W styczniu natomiast niektórzy
więźniowie pracowali przy budowie umocnień wojskowych, a ich
większość przy demontażu urządzeń stoczniowych i ich ewakuacji.
W tym okresie zaczęły mnożyć się ucieczki głównie polskich i
rosyjskich więźniów, którzy wykorzystywali pogłębiający się
bałagan i naloty. Część z tych ucieczek była udana.
Tymczasem front zbliżał się do
Pomorza Zachodniego – jak Niemcy nazywali Pomorze Gdańskie. 25 stycznia przystąpiono do ewakuacji
obozu macierzystego w Stutthofie, pędząc tysiące wycieńczonych
więźniów w mróz i śnieżyce w kierunku Lęborka. Zaczęto
również planować ewakuację drogą morską. W przypadku podobozu w
Gdyni pierwszą próbę takiej ewakuacji podjęto 8 marca, kolejną 14 marca 1945 roku,
obydwie zakończyły się niepowodzeniem – jak należy
przypuszczać, głównie z braku możliwości transportowych.
Ostatecznie do jej przeprowadzenia
przystąpiono 25 marca 1945 roku. Stan więźniów w podobozie w tym
dniu wynosił 719 osób, bowiem część z nich zginęła w czasie
bombardowania (około 20 osób), niektórym udało się zbiec,
kilkunastu ukryło się w momencie ewakuacji na terenie obozu. Sprawy
te są słabo udokumentowane, bo nawet niemiecki porządek w czasie,
gdy Rosjanie znajdowali się już w Sopocie, załamał się...
Tych więźniów, którzy pozostali –
a było ich około 650 – zaokrętowano na dwa statki. Na statek „Elbing” 250 więźniów, 4 osoby
eskorty i komendant podobozu, na statek „Zephyr” około 400 osób,
w tym około 30 SS – manów. Obydwa statki dołączono do
wyruszającego na zachód konwoju, co nastąpiło już na Helu i w
dniu następnym skierowano w kierunku Kilonii.
„Elbing” dotarł 30 marca do
Hamburga, a więźniowie zostali skierowani na krótko do podobozu
Neuengamme. Statek „Zephyr” natomiast, z powodu uszkodzenia
maszyn, odłączył się od konwoju i zawinął do Świnoujścia. Po
szybkim usunięciu awarii „Zephyr” 2 kwietnia zawinął do
Kilonii. Więźniowie z tego statku również po
krótkim pobycie w tym zostali skierowani do Neuengamme. Ich
transport z Kilonii do Neuengamme odbył się drogą kolejową. Tak
więc po kilku dniach więźniowie z gdyńskiego podobozu znowu się
spotkali. Z Neuengamme wraz z innymi więźniami przewieziono ich do
obozu jenieckiego w Sandbostel. Miało to miejsce w połowie
kwietnia. W obozie Sandbostel panowała epidemia tyfusu, czerwonki i
choroby głodowej, które to choroby zbierały swoje obfite żniwo.
Ilu więźniów z byłego podobozu w Gdyni znalazło tu swój kres,
trudno zliczyć. Mówi się o 50 % więźniów, którzy trafili tam z
Neuengamme.
21 kwietnia 1945 roku – na tydzień
przed wyzwoleniem obozu przez wojska brytyjskie, naszych więźniów,
przerzucono koleją do Lubeki i załadowano na statek z zamiarem
dalszej ewakuacji. Tu 3 mają, w Zatoce Lubeckiej, na skutek
tragicznej pomyłki, statki z więźniami zostały zbombardowane
przez brytyjskie samoloty. Zginęły tysiące więźniów.
Z więźniów gdyńskiego podobozu z
jatki tej ocaleli ci, którzy znaleźli się na nie zbombardowanym
statku „Athen”, a wcześniej ci, którym udało się uciec w
dniu ewakuacji w Gdyni, 25 marca – w sumie około dwieście
kilkadziesiąt osób.
Dokładna liczba do dziś nie jest
znana...chyba że, są jakieś nowe wiadomości to proszę o kontakt
w komentarzach w tej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz