środa, 20 czerwca 2012

Gdyńska filia KL Stutthof. Część 2.

I część artykułu. 


Pod nadzorem SS - manów i marynarzy w gdyńskim podobozie, wzorem innych tego placówek na terenie całej Rzeszy, różne funkcje pełnili więźniowie tak zwani funkcyjni. W gdyńskim podobozie, z nielicznymi wyjątkami, funkcyjnymi byli Niemcy rekrutujący się głównie spośród kryminalistów. Starszym obozu był niemiecki kryminalista Johan Bank.


Warunki bytowe i warunki pracy były ciężkie. Niemniej, zdaniem ocalałych więźniów, było one nieco łagodniejsze w porównaniu do obozu macierzystego. Składały się na to dwie przyczyny – prawo oficjalnego korzystania z paczek żywnościowych oraz dostaw leków do obozowego rewiru - czym zajmował się początkowo lek. Lech Duszyński, a po jego ucieczce w marcu 1945 r. farmaceuta Leon Staśkiewicz.

Pewny wpływ nażycie obozowe miała również 15 – osobowa, podziemna organizacja więźniów, kierowana przez por. marynarki wojennej Mariana Kowalskiego. Jej działalność z oczywistych względów była ograniczona, miała jednak wpływ na ogólną atmosferę w obozie, zachowanie funkcyjnych, stosunki między ludzkie wśród więźniów itp.

W okresie pierwszych dwóch miesięcy istnienie podobozu (połowa października do 18 grudnia), ponad 500 więźniów pracowało przy montażu łodzi podwodnych, około 30 lub nieco więcej jako Ausenkomando przy pracach na Babich Dołach, 40 osób na terenie obozu oraz około 25 przy budowie dróg.

Po wielkim nalocie na Gdynię, jaki miał miejsce 18 grudnia 1944 r. (daty innych bombardowań) i zniszczeniach w stoczni, porcie i mieście – nastąpiła daleko idąca zmiana w sposobie zatrudniana więźniów.

Z uwagi na zniszczenia na terenie stoczni nastąpiły poważne zakłócenia w pracach remontowych i montażowych okrętów. W tej nowej sytuacji część więźniów zatrudniono przy odgruzowywaniu portu, stoczni i miasta, a część do odśnieżania gdyńskich ulic. W styczniu natomiast niektórzy więźniowie pracowali przy budowie umocnień wojskowych, a ich większość przy demontażu urządzeń stoczniowych i ich ewakuacji. W tym okresie zaczęły mnożyć się ucieczki głównie polskich i rosyjskich więźniów, którzy wykorzystywali pogłębiający się bałagan i naloty. Część z tych ucieczek była udana.

Tymczasem front zbliżał się do Pomorza Zachodniego – jak Niemcy nazywali Pomorze Gdańskie. 25 stycznia przystąpiono do ewakuacji obozu macierzystego w Stutthofie, pędząc tysiące wycieńczonych więźniów w mróz i śnieżyce w kierunku Lęborka. Zaczęto również planować ewakuację drogą morską. W przypadku podobozu w Gdyni pierwszą próbę takiej ewakuacji podjęto 8 marca, kolejną 14 marca 1945 roku, obydwie zakończyły się niepowodzeniem – jak należy przypuszczać, głównie z braku możliwości transportowych.

Ostatecznie do jej przeprowadzenia przystąpiono 25 marca 1945 roku. Stan więźniów w podobozie w tym dniu wynosił 719 osób, bowiem część z nich zginęła w czasie bombardowania (około 20 osób), niektórym udało się zbiec, kilkunastu ukryło się w momencie ewakuacji na terenie obozu. Sprawy te są słabo udokumentowane, bo nawet niemiecki porządek w czasie, gdy Rosjanie znajdowali się już w Sopocie, załamał się...

Tych więźniów, którzy pozostali – a było ich około 650 – zaokrętowano na dwa statki. Na statek „Elbing” 250 więźniów, 4 osoby eskorty i komendant podobozu, na statek „Zephyr” około 400 osób, w tym około 30 SS – manów. Obydwa statki dołączono do wyruszającego na zachód konwoju, co nastąpiło już na Helu i w dniu następnym skierowano w kierunku Kilonii.

„Elbing” dotarł 30 marca do Hamburga, a więźniowie zostali skierowani na krótko do podobozu Neuengamme. Statek „Zephyr” natomiast, z powodu uszkodzenia maszyn, odłączył się od konwoju i zawinął do Świnoujścia. Po szybkim usunięciu awarii „Zephyr” 2 kwietnia zawinął do Kilonii. Więźniowie z tego statku również po krótkim pobycie w tym zostali skierowani do Neuengamme. Ich transport z Kilonii do Neuengamme odbył się drogą kolejową. Tak więc po kilku dniach więźniowie z gdyńskiego podobozu znowu się spotkali. Z Neuengamme wraz z innymi więźniami przewieziono ich do obozu jenieckiego w Sandbostel. Miało to miejsce w połowie kwietnia. W obozie Sandbostel panowała epidemia tyfusu, czerwonki i choroby głodowej, które to choroby zbierały swoje obfite żniwo. Ilu więźniów z byłego podobozu w Gdyni znalazło tu swój kres, trudno zliczyć. Mówi się o 50 % więźniów, którzy trafili tam z Neuengamme.

21 kwietnia 1945 roku – na tydzień przed wyzwoleniem obozu przez wojska brytyjskie, naszych więźniów, przerzucono koleją do Lubeki i załadowano na statek z zamiarem dalszej ewakuacji. Tu 3 mają, w Zatoce Lubeckiej, na skutek tragicznej pomyłki, statki z więźniami zostały zbombardowane przez brytyjskie samoloty. Zginęły tysiące więźniów.

Z więźniów gdyńskiego podobozu z jatki tej ocaleli ci, którzy znaleźli się na nie zbombardowanym statku „Athen”, a wcześniej ci, którym udało się uciec w dniu ewakuacji w Gdyni, 25 marca – w sumie około dwieście kilkadziesiąt osób.

Dokładna liczba do dziś nie jest znana...chyba że, są jakieś nowe wiadomości to proszę o kontakt w komentarzach w tej sprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz