poniedziałek, 13 maja 2013

O zmienności krajobrazu


Żyjąc przez kilka lat w jednym miejscu, nawet mało uważny obserwator zauważy zmiany w otoczeniu, czyli w krajobrazie. Na zmiany takie wpływają dwa czynniki, ludzie i przyroda. Działanie tej drugiej powolne lecz systematyczne, zaś działanie ludzi jest zwykle gwałtowne, dynamiczne i nieodwracalne. Przykładów takich działań nie trzeba daleko szukać. Wystarczy przejechać ulicami Gdyni, aby takie zmiany dostrzec. Ich nasilenie jest różne w różnych miejscach naszego miasta, zresztą samo miasto powstałe przed laty na „surowym korzeniu” jest tego doskonałym przykładem.

Jednym z miejsc, gdzie zmiany w otoczeniu, czyli krajobrazie są wyjątkowo wyraźne, jest teren Terminalu Kontenerowego, zbudowanego przy Nabrzeżu Helskim w latach 70 – tych ubiegłego wieku i do dziś ciągle rozwijającego się.

A przecież przed laty, w czasach mojego dzieciństwa i młodości krajobraz w tym miejscu był całkowicie inny. Gdzieś tu do Zatoki wpadała Chylonka, a wokół rozciągały się torfowiska. Nieco dalej, tam gdzie znajdowała się przed wojną przystań wewnątrz portowego promu łączącego Obłuże ze Śródmieściem, znajdowało się duże składowisko drewna, czekając na załadunek. W tym miejscu znajdowały się place składowe firmy PAGED, jednej z największych firm portowych owych czasów, bowiem drewno obok węgla, bekonów i cukru, było głównym towarem eksportowym.

PAGED czyli Państwowa Agencja Eksportu Drewna, była firmą znaną i przez gdynian szanowaną. Miała przy ul. Świętojańskiej 44 duży dom mieszkalno – biurowy, a na Kępie Oksywskiej spore osiedle mieszkaniowe dla swoich pracowników. Ale główną wizytówką PAGED – u były owe place składowe drewna.

Z pierwszych lat dzieciństwa, które spędziłem na Obłużu (a także z pierwszych lat powojennych) w pamięci utkwił mi krajobraz składowiska drewna ułożonego w równe sztaple na polach składowych, oddzielonych od siebie torami lorek. Wagoniki z drewnem przesuwane były przez robotników ręcznie. Zresztą nie widziałem tam żadnych urządzeń przeładunkowych, a jedynym sprzętem tam pracującymi były owe wagoniki lorek. Ręcznie układano drewno na sztaple, ręcznie przekładano dyle, deski i kantówki na placu. Ręcznie też je ładowano na lorki, aby następnie dopchać je pod burtę statków. Ponieważ nie było tu dźwigów, załadunek odbywał się za pomocą urządzeń załadunkowych statku. Ponieważ zarówno robotnicy, czyli sztauerzy wyspecjalizowani w tych pracach jak i załoga pokładowa na statkach znali się na swojej robocie, praca przebiegała sprawnie i bez zakłóceń.

Plac składowy nigdy nie pustoszał, bo wagony dowoziły tu ciągle nowe ładunki drewna. Leżały go tu tysiące metrów sześciennych. Była to tarcica sosnowa, bo latem gdy przygrzało słońce, a wiatr wiał od strony portu, w dolnych partiach Obłuża pachniało żywicą.

Po latach, kiedy czułem zapach żywicy przypominało mi się owe składowisko drewna koło Obłuża, należące do firmy PAGED.

1 komentarz:

  1. Panie Michale a pamięta Pan ten "zapach" beczek po rybach na przejeżdzie kolejowym na Obłużu??? taki męczący a przyjazny.Byliśmy u siebie na Obłużu a szczególnie wtedy ok.godz.15-tej.jak stał na przejeżdzie autobus linii 109.Pisał Pan o tym wcześniej.Sprawa "Pagedu" to inna hiastoria o czym zbieram materiały /a mam ich sporo/.Z tego miejsca pozwolę sobie poprosić osoby ,które chcą mi pomóc w opisaniu historii tej dzielnicy o kontakt mailowy.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń