Rok 1945 obfitował w wydarzenia.
Zakończyła się II wojna światowa. To było wydarzenie
najważniejsze. Rozproszeni po świecie Polacy powracali. Wprawdzie
nie wszystkim udało się przeżyć wojenny koszmar, ale Ci którym
się poszczęściło próbowali odnaleźć swoich bliskich i o ile
było to możliwe, powrócić w rodzinne strony. Wracali ze wschodu i
z zachodu. Kobiety i mężczyźni. Cywile i byli żołnierze. Wracali
byli więźniowie obozów koncentracyjnych i osoby wywiezione na
roboty przymusowe. Wracali zdrowi i chorzy, a także cali i
okaleczeni...
Powroty rozciągały się w czasie.
Niektórzy wracali do kraju już po kilku miesiącach, inni z różnych
przyczyn wracali po latach. Niektórzy – najmniej liczni – na
zawsze pozostali na obczyźnie.
Na niektórych czekały rodziny i
przyjaciele, na innych tylko mogiły najbliższych, zniszczone
domostwa i zagrody. Na niektórych nie czekał nikt i nic...
Bez względu na wszystko, każdy powrót
sprawiał radość, bo oznaczał, że komuś udało się przeżyć
wojnę, że powraca do żywych. Cieszyli się z tych powrotów nie
tylko najbliżsi. Radość była powszechna, chciałoby się
powiedzieć – plemienna.
Doświadczyłem tego jako 11 letni
chłopiec, gdy jesienią 1945 roku, w godzinach popołudniowych, na
nabrzeżu gdyńskiego portu uczestniczyłem w powitaniu powracającego
do kraju naszego statku handlowego s/s „Kraków”. Zaprowadzono
nas tam całą klasą. Jak tam dotarliśmy, nie pamiętam. Pamiętam
natomiast, że wracaliśmy do Cisowej pieszo oraz samo przybycie
statku.
Staliśmy wśród tłumu, na rampie
magazynowej. Obok nas i poniżej, na nabrzeżu kłębiły się tłumy.
Dzięki ustawieniu na rampie, widzieliśmy dobrze moment dobijania
statku do nabrzeża. Widzieliśmy rozwrzeszczane twarze witających.
Widzieliśmy osoby przybyłe na statku, które cisnęły się do
burty statku. Wyciągnięte ręce witających i witanych. Grała
jakaś orkiestra. Ktoś przemawiał witają powracających.
Zdziwiło mnie, że statek jest taki
niski, że jego burty dotykają relingiem skraju nabrzeża, tak więc
już wtedy można było uścisnąć dłonie przybyszów.
Wtedy wiedzieliśmy, że s/s „Kraków”
jest pierwszym naszym statkiem handlowym wracającym z wojennej
tułaczki do Gdyni. Dalsze szczegóły zgromadziłem dopiero po
latach, gdy zacząłem parać się historią naszego miasta. Wtedy to
ustaliłem, że wydarzenie to miało miejsce 21 września 1945 roku,
a poza setkami gdynian, statek witał w imieniu rządu inż.
Eugeniusz Kwiatkowski – wtedy Delegat Rządu do spraw Wybrzeża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz