Gdy panuje powszechna bieda, trudno nadążyć za trendami
światowej, bądź europejskiej mody. W tym miejscu potwierdzenie znajduje
porzekadło, że „krawiec kraje, jak mu materii staje”. A dotyczy to nie tylko
materiału jakim dysponuje krawiec, ale także rodzajem owego materiału, jego
dostępnością i ceną.
Tuż po wojnie, wobec powszechnego braku tkanin, w modzie
zapanował „demobil”. Wykorzystywano to, co zostało z wojennej zawieruchy, bądź
to, co owa zawierucha przyniosła. Nadal wśród kobiet i dziewcząt modne były
białe bluzeczki z nylonu spadochronowego, a mężczyźni i młodzieńcy paradowali w
battle dressach, które wraz z powracającymi z zachodu żołnierzami trafiły do
Polski. Chodzili w nich zarówno uczniowie starszych klas jak i nauczyciele.
Wykorzystywano też materiały z niemieckich wojskowych mundurów. Szyto z nich
kurtki na zimę, a nawet damskie spódnice. W powszechnym użyciu były mundurki
harcerskie szyte z niemieckich pałatek namiotowych.
W tym samym czasie, dorośli ze względu na braki i trudności
materialne, nosili tzw. nicejskie garnitury. Były to garnitury lub marynarki
przenicowane „na trzecią stronę”. Na żądanie klienta krawiec odwracał, czyli
nicował marynarkę na mniej zniszczoną, wewnętrzną stronę. Taką przenicowaną
marynarkę poznać można było z łatwością, bowiem kieszonka wypadała wtedy po
prawej stronie i zapinała się ona odwrotnie...
Niebawem w latach 50 – tych ubiegłego wieku na rynku pojawiły
się „samodziały”. Tkanina ta tkana sposobem chałupniczym, była gruba i mocna.
Szyto z nich marynarki i kurtki. Do tych marynarek dodawano wąskie spodnie
„rurki” oraz obuwie na tzw. słoninie, czyli grubej, gumowej podeszwie.
W połowie lat 60 – tych zapanowała moda na koszule „non
iron”, które jak nazwa wskazuje, nie wymagają prasowania. Poza tym koszule te
wykonane z tworzywa sztucznego, szybko schły i nadawały się do ponownego
ubrania. Pojawiły się wtedy płaszcze ortalionowe tzw. ortaliony były dostępne w
trzech kolorach: granatowym, oliwkowym i brązowym.
W Gdyni w związku z dużą ilością zagranicznych marynarzy
nowinki mody docierały dosyć szybko, wszystkie te nowości posiadali sprzedawcy
na Hali Targowej w Gdyni i w tzw. komisach rozsianych po całym mieście. Tak więc
na Hali można było kupić pończochy nylonowe, dżinsy, kupony materiału
krempliny, a także powszechnie dostępne były też różnego rodzaju słodycze i
owoce egzotyczne, których jak wiadomo w sklepach nie było. W czasach późnych
lat 70 – tych ubiegłego wieku, w dni targowe na Hali można było kupić „z ręki”
zegarki elektroniczne, swetry, koszulki polo i wiele innych towarów, których
nie było w Polskich sklepach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz