wtorek, 1 lipca 2014

Gdyńska moda czasu PRL

Gdy panuje powszechna bieda, trudno nadążyć za trendami światowej, bądź europejskiej mody. W tym miejscu potwierdzenie znajduje porzekadło, że „krawiec kraje, jak mu materii staje”. A dotyczy to nie tylko materiału jakim dysponuje krawiec, ale także rodzajem owego materiału, jego dostępnością i ceną.

Tuż po wojnie, wobec powszechnego braku tkanin, w modzie zapanował „demobil”. Wykorzystywano to, co zostało z wojennej zawieruchy, bądź to, co owa zawierucha przyniosła. Nadal wśród kobiet i dziewcząt modne były białe bluzeczki z nylonu spadochronowego, a mężczyźni i młodzieńcy paradowali w battle dressach, które wraz z powracającymi z zachodu żołnierzami trafiły do Polski. Chodzili w nich zarówno uczniowie starszych klas jak i nauczyciele. Wykorzystywano też materiały z niemieckich wojskowych mundurów. Szyto z nich kurtki na zimę, a nawet damskie spódnice. W powszechnym użyciu były mundurki harcerskie szyte z niemieckich pałatek namiotowych.

W tym samym czasie, dorośli ze względu na braki i trudności materialne, nosili tzw. nicejskie garnitury. Były to garnitury lub marynarki przenicowane „na trzecią stronę”. Na żądanie klienta krawiec odwracał, czyli nicował marynarkę na mniej zniszczoną, wewnętrzną stronę. Taką przenicowaną marynarkę poznać można było z łatwością, bowiem kieszonka wypadała wtedy po prawej stronie i zapinała się ona odwrotnie...

Niebawem w latach 50 – tych ubiegłego wieku na rynku pojawiły się „samodziały”. Tkanina ta tkana sposobem chałupniczym, była gruba i mocna. Szyto z nich marynarki i kurtki. Do tych marynarek dodawano wąskie spodnie „rurki” oraz obuwie na tzw. słoninie, czyli grubej, gumowej podeszwie.

W połowie lat 60 – tych zapanowała moda na koszule „non iron”, które jak nazwa wskazuje, nie wymagają prasowania. Poza tym koszule te wykonane z tworzywa sztucznego, szybko schły i nadawały się do ponownego ubrania. Pojawiły się wtedy płaszcze ortalionowe tzw. ortaliony były dostępne w trzech kolorach: granatowym, oliwkowym i brązowym.

W Gdyni w związku z dużą ilością zagranicznych marynarzy nowinki mody docierały dosyć szybko, wszystkie te nowości posiadali sprzedawcy na Hali Targowej w Gdyni i w tzw. komisach rozsianych po całym mieście. Tak więc na Hali można było kupić pończochy nylonowe, dżinsy, kupony materiału krempliny, a także powszechnie dostępne były też różnego rodzaju słodycze i owoce egzotyczne, których jak wiadomo w sklepach nie było. W czasach późnych lat 70 – tych ubiegłego wieku, w dni targowe na Hali można było kupić „z ręki” zegarki elektroniczne, swetry, koszulki polo i wiele innych towarów, których nie było w Polskich sklepach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz