Wspomnienia tamtych wydarzeń noszę w świadomości do dziś. Są
to strzępy wydarzeń jakie zachowała moja pamięć. Widocznie wydarzenia ta były
dla niespełna 6 letniego dziecka na tyle mocne, że na trwałe zapadły w moją
świadomość. Poniżej kilka wspomnień, które pomimo upływu 75 lat nadal dość
dobrze zapamiętałem.
Mauser
Wojna trwała już od kilku dni. Od kilku dni i nocy, bowiem
zwłaszcza nocą słychać było od strony Wejherowa odgłosy walki, które brzmiały
jak odległy grzmot. W ciągu dnia odgłosy te były mniej wyraźne, a o trwającej
wojnie przypominały nam tylko niemieckie samoloty, które na niskim pułapie
przelatywały nad Cisową w kierunku Śródmieścia i portu. Cisowej samoloty te nie
atakowały, pomimo tego na noc zaciemnialiśmy okna, bo takie było polecenie.
Pierwsze dni wojny upływały nam spokojnie. Ojciec nie jeździł
do pracy, więc godzinami słuchał radia, komentował wydarzenia, dzielił się
swoimi uwagami z mamą i klął. Mama z siostrą krzątały się po kuchni, bądź na
podwórzu plotkowały z sąsiadkami na wojenne tematy. Osiedlowy sklep Stencla
przy ul. Jęczmiennej, w którym głównie zaopatrywała się nasza rodzina(mieliśmy
tam zeszyt), był wprawdzie otwarty, ale towaru było w nim niewiele, bo
przezorni mieszkańcy Ćmirowa i Strasznicy wszystko co użyteczne wykupili. A
użyteczne było prawie wszystko – nie tylko żywność, ale też mydło, zapałki, a
nawet pasta do butów.
Mniej więcej po tygodniu trwania wojny, nocą odwiedziła nas
brat Ojca – Janek, mieszkaniec Orłowa, hydraulik, a teraz żołnierz Obrony
Narodowej. Korzystając z kilkugodzinnej przepustki przyszedł nas odwiedzić, bo
do Orłowa było zbyt daleko. Prosił Ojca, aby powiadomił jego żonę, że jest cały
i zdrowy, a jego oddział walczy w okolicach Łężyc i Rumi.
Wizyta Janka sprawiła, że wszyscy otoczyliśmy go ciasnym
kręgiem i słuchaliśmy jego wojennych relacji. Pamiętam, że mnie rodzice
posadzili na stole, tuż przy siedzącym wujku. Szczegółów wojennej opowieści
oczywiście nie pamiętam. Uderzyło mnie jedno – wujek mówił coś o brakach
karabinów u naszych żołnierzy, o silnych natarciach „szwabów” i chwalił się
zdobycznym niemieckim karabinem, który nazywał Mauserem. Wszyscy po kolei brali
ten karabin do rąk. Również mnie spotkał ten zaszczyt. Przez chwilę dane mi
było potrzymać ten karabin. Był dla mnie bardzo ciężki, a jego stal była bardzo
zimna.
Wizyta wujka Janka trwał krótko, ale my już do rana nie
spaliśmy. Rano dnia następnego rodzice zaczęli pakować niezbędne do życia
rzeczy i Ojciec zadecydował, że ewakuujemy się do Gdyni, do wujostwa, do Urzędu
Morskiego, gdzie pracował wujek Franek. Rodzice byli mocno przekonani, że
Niemcy mogą zająć przedmieścia, ale sama Gdynia się obroni, bo z pomocą przyjdzie
generał Bortnowski i jego „żelazna dywizja”.
Czy decyzja o ucieczce naszej rodziny do Śródmieścia
zdecydowała wizyta wujka Janka nigdy się nie dowiedziałem, bowiem do tej sprawy
już nigdy rodzice nie wracali, ale wujka Janka i jego zdobyczny niemiecki
karabin wspominam do dziś.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz