Urząd Morski w Gdyni miał dwa schrony, które istnieją do
dzisiaj. Jeden mieści się w piwnicach gmachu Urzędu, a drugi, wolno stojący, w
kształcie betonowej piramidy, nieopodal, w przyległym, niewielkim parku.
Pierwszy z nich, ten w podziemiach gmachu, przeznaczony był dla pracowników
Urzędu i ich rodzin, drugi natomiast był miejscem schronienia dyrekcji.
Nas zakwalifikowano jako rodzinę Wujka, a więc mieliśmy prawo
korzystania ze schronu dla pracowników i ich rodzin.
A schron, o którym tu mowa był rzeczywiście wspaniały. Nie
mógł się równać z naszym improwizowanym schronieniem w Cisowej, który w piwnicy
na ziemniaki urządziliśmy sposobem gospodarczym. W schronie Urzędu były
wszystkie cywilizacyjne udogodnienia, a więc światło elektryczne, bieżąca woda,
ubikacja, wentylacja itp. drzwi do schronu były hermetyczne, co miało chronić
przed gazem. We wnętrzu były wygodne ławy oraz kilka prycz. W jednym
pomieszczeniu, a było ich kilka, znajdował się punkt medyczny z dobrze
wyposażoną apteczką.
Ze schronu skorzystaliśmy tylko kilkakrotnie i nigdy w nim
nie nocowaliśmy. Przez cały czas mieszkaliśmy u Wujostwa, we wspomnianym
baraku, tuż za przejazdem kolejowym. W czasie bombardowania lub ostrzału
artyleryjskiego, biegliśmy do schronu i tam czekaliśmy na koniec ataku. Od
miejsca naszego zamieszkania do schronu było zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale
odległość ta mogła okazać się śmiertelnie niebezpieczna, ale wtedy o tym nikt
nie pomyślał.
Tymczasem odgłos strzałów karabinowych zbliżał się z każdym
dniem, a generał Bortnowski nie nadciągał. Zaczęły pojawiać się wątpliwości,
czy w ogóle nadejdzie. Zaczęto też wątpić w pomoc francuskiej lub angielskiej
floty, której z niecierpliwością oczekiwano. Tymczasem niemieckie lotnictwo
hulało na gdyńskim niebie, a okrętowa artyleria biła niemiłosiernie po porcie.
A później raptem nastała cisza. I tak było przez noc...
Rano, około 9.00, bo byliśmy już po śniadaniu, na motocyklach
pojawili się Niemcy. Nikt do nich nie strzelał. Zachowywali się swobodnie i z
jakąś pewnością siebie. Niemcy w Gdyni, w porcie? Nie wierzyliśmy własnym
oczom...
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz