Na takie, a nie inne zagospodarowanie przestrzenne Gdyni
wpłynęło szereg czynników i decyzji z minionych lat. Z grubsza rzecz biorąc
można by podzielić je na historyczne, topograficzne, ekonomiczne i ludzkie.
Wszystkie one, chociaż w różnym stopniu, wpłynęły na kształt miasta, jego
niektóre funkcje, a w konsekwencji na jakość życia gdynian.
Niewątpliwym czynnikiem historycznym było włączenie w 1772
roku, tzw. Prus Królewskich do Prus (w wyniku I rozbioru Polski), czyli
zagarnięcia przez mocarstwa całego Pomorza. Odtąd lokalna droga z Gdańska do
Wejherowa i dalej na Lębork i Koszalin (tzw. szosa gdańska) stała się główną
osią komunikacyjną dla północnej części
Prus, od Królewca po Berlin. Po stu latach, w 1871 roku, równolegle do tego
szlaku pociągnięto kolej żelazną i szlak pocztowy. Konsekwencje tych działań
nie wymagają komentarza. Dopiero późniejsze uruchomienie Magistrali Węglowej w
relacji Śląsk – Gdynia, w pewnym sensie układ ten skoryguje.
Czynnik drugi, o którym wyżej wspomniałem to topografia albo raczej ukształtowanie terenu, które zdecydowało o tym gdzie zlokalizować port i miasto.
Wystarczy rzut oka na mapę by dostrzec specyficzne położenie Gdyni z jednej
strony ograniczonej wodami Zatoki, a z drugiej, pagórkowatym terenem Wysoczyzny Gdańskiej,
wznoszącej się do kilkudziesięciu metrów nad poziom morza i znacznie
pofałdowanym. Pamiętać też trzeba, że port zlokalizowano przy ujściu Chylonki, a więc przyszłe baseny portowe i całą portową
infrastrukturę trzeba było usadowić na piaskach i torfowiskach tzw. Pradoliny
Kaszubskiej. To narzucało w znacznym stopniu technologię budowy, rzutowało na
koszty, a także odcinało całą prawie Kępę Oksywską od Śródmieścia, z wszystkimi
tego konsekwencjami odczuwalnymi do dziś...
Kolejny czynnik to ekonomia, bowiem o ile tereny pod budowę
portu wykupiono od dotychczasowych właścicieli płacąc z państwowej kasy, o tyle
wykup działek budowlanych pozostawiono w mieście w gestii prywatnej. To
zrodziło spekulację gruntami, bałagan w zabudowie i chaos. Taki stan rzeczy
sprawiał, że obok nowoczesnych, modernistycznych budynków stały kaszubskie, XIX
wieczne chaty, bądź rozciągały się pola uprawne.
Nie wolno też zapominać o czynniku ludzkim, a konkretnie o
roli decydentów mających wpływ na lokalizację budowanych obiektów, kompleksów i
całych fragmentów miasta i portu. Wystarczy wspomnieć inż. Kwiatkowskiego,
który główny akcent swojej działalności kierował na sprawę rozwoju portu. Ten
mąż stanu słusznie bowiem uważał, że port będzie dla miasta rodzajem koła
zamachowego w jego rozwoju. Stworzyło to dysproporcje w rozwoju. Miasto za
portem nie nadążało.
W zasadzie do 1926 roku, a więc w czasie pierwszych lat
budowy portu, miasto budowało się bez jakiegokolwiek planu. Dopiero w 1926 roku
inż. architekt Adam Kuncewicz opracował plan urbanistycznej zabudowy Gdyni.
Zakładał wtedy, że Gdynia w przyszłości liczyć winna 60000 mieszkańców. Nowy
plan, z 1931 roku, zakładał już 150000 mieszkańców, a takie założenie wymagało
korekty planu. Trzy lata później, w 1934 roku, zespół pod kierownictwem inż.
Stanisława Filipowskiego dokonał ponownej korekty. Według tego planu Gdynia
miała sięgać od granicy z Wolnym Miastem Gdańsk po Rumię, co jak wiadomo po latach
nastąpiło.
DYGRESJA
OdpowiedzUsuńGdy jadę Estakadą Kwiatkowskiego, to na zapleczu terminali kontenerowych widać potężne prace ziemne, związane z budową nowej ulicy oraz placów nowego centrum logistycznego.
Widok ten przypomina trochę budowę nowych basenów w pionierskim okresie budowy portu.
Ponieważ praktycznie nikt nie dokonuje fotograficznego zapisu tej budowy, zachęcam Pana M.S. do wysłania młodszego pokolenia w to miejsce, aby robili co pewien czas fotorelację z tej inwestycji.
O ile wygląd wykopów przypomina pierwotną budowę portu, o tyle nowoczesny sprzęt w niczym nie przypomina już dawnych furmanek z wozakami...