środa, 5 września 2012

Reglamentacja towarów w Peerel. Część 1


Dorasta pokolenie Polaków, dla którego pojęcie takie jak - kartka, talon, kolejka, sprzedaż spod lady, a także słowo reglamentacja, są słowami nic nie mówiącymi, niezrozumiałymi, często wymagającymi wykładni osób starszych, które „zaliczyły” swoje dorosłe życie w realiach Peerelu.

Zanim czas zatrze w naszej osunięci te reglamentacyjne majaki z przeszłości, pragnę przytoczyć nieco faktów i konkretów, historii i chronologii z tego zakresu wartych zapamiętania. Przy czym ograniczę się tu wyłącznie do spraw reglamentacji i jej najbliższej otoczki, a to dlatego, by zamierzonego szkicu nie komplikować i nie gmatwać.

Stawiam więc sobie za cel szerzej zarysować reglamentację ze schyłkowego Peerelu - z lat 1981 - 1989 - inne zaledwie zaznaczając. Ale za­cznijmy od początku - czyli od wyjaśnienia pojęcia „reglamentacji”. Słowo to pochodzi z języka francuskiego, oznacza w encyklopedycznym skrócie - ograniczenie, podporządkowanie jakiejś działalności przepisom prawnym. Potocznie znaczyło to ograniczoną sprzedaż towarów na kartki lub talony. Praktycznie zaś oznaczało ograniczenie roli pieniądza. W określonych przy­padkach spełniał rolę środka płatniczego wyłącznie w koegzystencji z odpowiednim talonem lub kartką wydaną przez organ władzy danemu obywatelowi.

Kartka lub talon określają (stwarzają ograniczenia):
1.      okres na który dany towar przysługuje
2.      osobę, której dotyczy
3.      ilość towaru
4.      rodzaj towaru .
Wszystkie te zadania spełniały kartki żywnościowe z jakimi mieliśmy do czynienia w nieodległej przeszłości. Pomówimy o nich za chwilę, a teraz parę zdań dotyczących historii.

W Peerelu z reglamentacją spotkaliśmy się trzykrotnie:
1.      w okresie powojennym, w latach 1945 – 1949 – sprzedażą kartkową objęte był wówczas takie towary jak: chleb, mąka, cukier, kasza, mięso i przetwory mięsne, tłuszcz i mydło.
2.      W okresie tzw. wojny koreańskiej, w latach 1951 – 1952 – stosunkowo krótko na kartki sprzedawano mięso i jego przetwory oraz tłuszcze.
3.      W okresie schyłkowego Peerelu, w latach 1981- 1989 - najdłuższa i naj­szersza reglamentacja. Objęła początkowo mięso i jego przetwory, tłuszcze zwierzęce towary sypkie takie jak mąka, cukier, kasze i ryż. Następnie: słodycze, czekoladę, alkohol, papierosy, proszek do prania i okresowo obuwie.
Reglamentację wprowadzano zawsze wtedy, gdy rynek był rozchwiany, gdy popyt przewyższał drastycznie podaż towarów.

Pierwszą powojenną reglamentację uzasadniały wojenne zniszczenia kraju. Druga - z początku lat pięćdziesiątych – kojarzona z wojną w Korei, w rzeczywistości spowodowana była głównie błędną polityką rolną ówczesnej władzy. Obowiązywały obowiązkowe dostawy płodów rolnych i żywca rzeźnego po zaniżonych cenach, co skutecznie zniechęcało chłopów do dynamizowania produkcji rolnej. Również sytuacja polityczna wsi była niepewna. Próby kolektywizowania polskiej wsi na siłę, powodowały odwrotny do zamierzonego skutek i również rzutowały na obniżanie plonów. Nie bez winy był bałagan w PGR-ach, które były zaniedbane i źle kierowane. Trzeciej reglamentacji nie potrafię racjonalnie uzasadnić. Bo żadna logika nie uzasadni totalnych braków towarowych jakie istniały pod koniec lat siedemdziesiątych - przy czerpaniu pełnymi garściami z dolarowej pomocy z Zachodu, poparciu społecznemu jakim cieszył się Gierek i jego ekipa oraz rzekomej pomocy „wschodniego sąsiada”.

Pierwsze symptomy braków towarowych pojawiły się już z początkiem 1976 roku. W czerwcu podjęto nieudolną próbę zrównoważenia rynku, przez niepopularną podwyżkę cen na mięso i przetwory mięsne. Kiedy po rozru­chach w Radomiu i Ursusie szybko wycofano się z tej decyzji, w sierpniu 1976 roku wprowadzono bony na cukier. Ta decyzja była majstersztykiem ekonomicznym. Jak można w kraju będącym potentatem produkcji cukru, w przeddzień nowej kampanii cukrowniczej wprowadzić reglamentacją tego towaru? Zakrawa to na kpiny ze zdrowego rozsądku i przypomina dow­cip o władzy komunistycznej na Saharze, na której niebawem zabrakło piasku...

Reglamentacja cukru w niczym nie wpłynęła na zrównoważenie rynku, bo wielkoprzemysłowa klasa robotnicza umiała skutecznie naciskać na wczesnych decydentów w celu osiągania wysokich wynagrodzeń. Wielkoprze­mysłowe lobby - górnicy, hutnicy, stoczniowcy, zakłady przemysłu zbrojeniowego i inni - umieli walczyć o swoje przywileje – między innymi o płacę.
Na rynku pojawiły się masy „pustego pieniądza”, czyli pieniądza nie mającego pokrycia w towarze. Półki sklepowe z każdym dniem coraz bardziej pustoszały. Początkowo nacisk skierowany był głównie na towary trwałego użytku jak meble, sprzęt elektryczny i elektroniczny oraz zmechanizowane urządzenia kuchenne. Wobec ciągłego niedostatku tych dóbr, nacisk skierowany został na wyroby tekstylne, włókiennicze, obuwnicze, skórzane i oczywiście żywność – głównie mięso i przetwory mięsne, słodycze, alkohole importowane, owoce cytrusowe i wiele, wiele innych. W pewnym momencie poza chlebem, podłej jakości mlekiem i płodami rolnymi, na półkach sklepowych dyżurował wyłącznie ocet.

Wtedy władza wymyśliła sklepy komercyjne, w których za wyższą cenę, można było w godzinach rannych nabyć nieco lepsze rodzaje mięsa i wyroby. Odbywało się to jednak kosztem pozostałych sklepów, którym zabrano nie­wielkie przydziały schabu, szynki, wędzonek lub lepszych kiełbas. Pod pozostałymi sklepami, głównie mięsnymi, kolejki klientów wydłużyły się niemiłosiernie, a dzieci, kobiety i starcy wystawali pod drzwiami tych sklepów od drugiej, trzeciej nad ranem.

2 komentarze: