Dorasta pokolenie Polaków, dla którego pojęcie takie jak - kartka, talon,
kolejka, sprzedaż spod lady, a także słowo reglamentacja, są słowami nic nie
mówiącymi, niezrozumiałymi, często wymagającymi wykładni osób starszych, które „zaliczyły”
swoje dorosłe życie w realiach Peerelu.
Zanim czas
zatrze w naszej osunięci te reglamentacyjne majaki z przeszłości, pragnę
przytoczyć nieco faktów i konkretów, historii i chronologii z tego zakresu wartych
zapamiętania. Przy czym ograniczę się tu wyłącznie do spraw reglamentacji i jej
najbliższej otoczki, a to dlatego, by zamierzonego szkicu nie komplikować i nie
gmatwać.
Stawiam więc
sobie za cel szerzej zarysować reglamentację ze schyłkowego Peerelu - z lat 1981
- 1989 - inne zaledwie zaznaczając. Ale zacznijmy od początku - czyli od
wyjaśnienia pojęcia „reglamentacji”. Słowo to pochodzi z języka francuskiego,
oznacza w encyklopedycznym skrócie - ograniczenie, podporządkowanie jakiejś działalności
przepisom prawnym. Potocznie znaczyło to ograniczoną sprzedaż towarów na kartki
lub talony. Praktycznie zaś oznaczało ograniczenie roli pieniądza. W
określonych przypadkach spełniał rolę środka płatniczego wyłącznie w
koegzystencji z odpowiednim talonem lub kartką wydaną przez organ władzy danemu
obywatelowi.
Kartka lub talon
określają (stwarzają ograniczenia):
1.
okres na który dany towar
przysługuje
2.
osobę, której dotyczy
3.
ilość towaru
4.
rodzaj towaru .
Wszystkie te
zadania spełniały kartki żywnościowe z jakimi mieliśmy do czynienia w nieodległej
przeszłości. Pomówimy o nich za chwilę, a teraz parę zdań dotyczących historii.
W Peerelu z reglamentacją spotkaliśmy się trzykrotnie:
1.
w okresie powojennym, w latach 1945
– 1949 – sprzedażą kartkową objęte był wówczas takie towary jak: chleb, mąka, cukier,
kasza, mięso i przetwory mięsne, tłuszcz i mydło.
2.
W okresie tzw. wojny koreańskiej, w
latach 1951 – 1952 – stosunkowo krótko na kartki sprzedawano mięso i jego
przetwory oraz tłuszcze.
3.
W okresie schyłkowego Peerelu, w latach 1981- 1989 - najdłuższa
i najszersza reglamentacja. Objęła początkowo mięso i jego przetwory, tłuszcze
zwierzęce towary sypkie takie jak mąka, cukier, kasze i ryż. Następnie: słodycze,
czekoladę, alkohol, papierosy, proszek do prania i
okresowo obuwie.
Reglamentację wprowadzano
zawsze wtedy, gdy rynek był rozchwiany, gdy popyt przewyższał drastycznie podaż
towarów.
Pierwszą powojenną
reglamentację uzasadniały wojenne zniszczenia kraju. Druga - z początku lat pięćdziesiątych
– kojarzona z wojną w Korei, w rzeczywistości spowodowana była głównie błędną
polityką rolną ówczesnej władzy. Obowiązywały obowiązkowe dostawy płodów
rolnych i żywca rzeźnego po zaniżonych cenach, co skutecznie zniechęcało
chłopów do dynamizowania produkcji rolnej. Również sytuacja polityczna wsi była
niepewna. Próby kolektywizowania polskiej wsi na siłę, powodowały odwrotny do
zamierzonego skutek i również rzutowały na obniżanie plonów. Nie bez winy był
bałagan w PGR-ach, które były zaniedbane i źle kierowane. Trzeciej
reglamentacji nie potrafię racjonalnie uzasadnić. Bo żadna logika nie uzasadni
totalnych braków towarowych jakie istniały pod koniec lat siedemdziesiątych -
przy czerpaniu pełnymi garściami z dolarowej pomocy z Zachodu, poparciu
społecznemu jakim cieszył się Gierek i jego ekipa oraz rzekomej pomocy
„wschodniego sąsiada”.
Pierwsze symptomy
braków towarowych pojawiły się już z początkiem 1976 roku. W czerwcu podjęto
nieudolną próbę zrównoważenia rynku, przez niepopularną podwyżkę cen na mięso i
przetwory mięsne. Kiedy po rozruchach w Radomiu i Ursusie szybko wycofano się
z tej decyzji, w sierpniu 1976 roku wprowadzono bony na cukier. Ta decyzja była
majstersztykiem ekonomicznym. Jak można w kraju będącym potentatem produkcji
cukru, w przeddzień nowej kampanii cukrowniczej wprowadzić
reglamentacją tego towaru? Zakrawa to na kpiny ze zdrowego rozsądku i
przypomina dowcip o władzy komunistycznej na Saharze, na której niebawem
zabrakło piasku...
Reglamentacja cukru w niczym nie wpłynęła na zrównoważenie
rynku, bo wielkoprzemysłowa klasa robotnicza umiała skutecznie naciskać na wczesnych decydentów w celu osiągania wysokich wynagrodzeń. Wielkoprzemysłowe lobby -
górnicy, hutnicy, stoczniowcy, zakłady przemysłu zbrojeniowego i inni - umieli
walczyć o swoje przywileje –
między innymi o płacę.
Na rynku pojawiły się masy „pustego pieniądza”, czyli
pieniądza nie mającego pokrycia w
towarze. Półki sklepowe z każdym dniem coraz bardziej pustoszały. Początkowo
nacisk skierowany był głównie na towary trwałego użytku jak meble, sprzęt
elektryczny i elektroniczny oraz zmechanizowane urządzenia kuchenne. Wobec
ciągłego niedostatku tych dóbr, nacisk skierowany
został na wyroby tekstylne, włókiennicze, obuwnicze, skórzane i oczywiście
żywność – głównie mięso i przetwory mięsne, słodycze, alkohole importowane, owoce
cytrusowe i wiele, wiele innych. W pewnym momencie poza chlebem, podłej jakości
mlekiem i płodami rolnymi, na
półkach sklepowych dyżurował wyłącznie ocet.
Wtedy władza
wymyśliła sklepy komercyjne, w których za wyższą cenę, można było w godzinach
rannych nabyć nieco lepsze rodzaje mięsa i wyroby. Odbywało się to jednak kosztem pozostałych
sklepów, którym zabrano niewielkie przydziały
schabu, szynki, wędzonek lub lepszych kiełbas. Pod pozostałymi sklepami, głównie
mięsnymi, kolejki klientów wydłużyły się niemiłosiernie, a dzieci, kobiety i starcy wystawali
pod drzwiami tych sklepów od drugiej, trzeciej nad ranem.
dzięki, przydatny post! ;) pama
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło z tego powodu.
Usuń