poniedziałek, 24 września 2012

Cyganie w Gdyni


Podjęta z początkiem lat dwudziestych ubiegłego wieku decyzja o budowie portu i miasta „przy Gdyni” sprawiła, że poszukujący pracy i swojego miejsca na ziemi, Polacy zaczęli masowo napływać nad polskie morze. W pierwszej kolejności nadciągnęli tu młodzi mężczyźni. W ślad za nimi ruszyły dziewczęta i kobiety - ich żony, siostry i narzeczone. Do Gdyni zmierzano z pobliskich wsi i miasteczek pieszo, bądź furmankami. Z odległych krańców kraju jechano koleją, często za pożyczone pieniądze lub „na gapę”.

Przybysze poza pracą poszukiwali dachu nad głową, toteż niebawem na obrzeżach budującego się miasta powstawać zaczęły dzielnice prowizorycznych baraków i slumsów owe Meksyki, Pekiny i Drewniane Warszawy (o takich dzielnicach pisałem już na blogu, były to wpisy Dzielnica po której zaginął ślad część 1, część 2, część 3, Meksyk - co dalej? i jeszcze o Przeklętym Wzgórzu Orlicz – Dreszera). Tu spotkać można było ludzi z całej Polski, ze wszystkich byłych zaborów, a także miejscową kaszubską biedotę. Wnet powstawać zaczęły luźne, etnicznie jednorodne grupy sąsiedzkie, z czasem wymieszane i skoligacone.

Odrębną grupę etniczną, hermetyczną i różną obyczajowo stanowili pojawiający się w Gdyni Cyganie. Na ich temat nasza wiedza jest znikoma. Brak o nich informacji w „Gdyńskiej Encyklopedii” a także w „Rocznikach Gdyńskich”. Z tego powodu pozostały relacje starych gdynian oraz osobiste wspomnienia, z tego zakresu.

Na początek, aby przybliżyć problem kilka wiadomości encyklopedycznych. Według tego źródła, Cyganie to lud koczowniczy przybyły do Europy z Indii w XIII i XIV wieku. Początkowo zamieszkali na Bałkanach, skąd wędrowali na wschód i zachód naszego kontynentu, zajmując kolejne tereny od Rumunii, po Hiszpanię. Wędrówki te, trwające przez wieki, zakłóciła II wojna światowa, a konkretnie hitlerowcy, którzy lud cygański objęli eksterminacją, podobnie jak Żydów.

Jak wspomniano wyżej, Cyganie pojawili się w Gdyni i jej okolicy już w latach dwudziestych ubiegłego wieku. W przeciwieństwie do innych przybyszy nie szukali stałego osiedlenia ani pracy. Gdynię „zaliczali” przejazdem, czując się lepiej w okolicznych wsiach i miasteczkach kaszubskich gdzie łatwiej było o paszę dla koni i żywność dla ludzi. Cygańskie tabory zdążały więc w kierunku Rumi, Redy, Wejherowa bądź Pucka, a nawet do Hallerowa i na Półwysep Helski. Tu szukano terenów nadających się na popas lub obozowiska, głównie na zacisznych polanach, zagajnikach i łąkach. W Gdyni tabory były przejazdem już od kwietnia czyli od momentu zazielenienia się pól i łąk. Zima eliminowała Cyganów z krajobrazu. Na tą porę roku cygańskie tabory zapadały we wsiach, jak niedźwiedzie w gawrach, ale już wczesną wiosną pojawiały się znów.

Wraz z przylotem bocianów, pojawiały się barwne wozy cygańskie na gdyńskich ulicach. Tabory ciągnęły od strony Kartuz przez Wielki Kack, Orłowo i dalej do Świętego Jana a stąd Szosą Gdańską, zwaną później ul. Morską, przez Grabówek, Chylonię, Cisową i dalej. Tylko nieliczne tabory zatrzymywały się nieopodal gdyńskiej cegielni, tam gdzie dziś jest Wyższa Szkoła Administracji i Biznesu przy ul. Kieleckiej, a wtedy przy krętej, leśnej drodze z Gdyni na Witomino. Tu u wylotu lasu, na niewielkiej polanie zatrzymywano się na jedną lub kilka nocy, rozpalano ogniska, gotowano strawę i nocowano w wozach lub prowizorycznych namiotach. Rankiem, o ile nie ruszano dalej, Cyganki otoczone gromadką dzieci wyruszały do śródmieścia - żebrać i wróżyć. Mężczyźni nieco później formowali niewielkie zespoły muzyczne, zwykle kwartety i niosąc akordeon, bas i skrzypce maszerowali na place i ulice, aby koncertować.

Tak było w centrum miasta. Natomiast na przedmieściach pojawianie się Cyganek wywoływało zwykle panikę. Chowano kury i kaczki, zapędzano do domu dzieci i starano się nie wpuszczać intruzów do obejścia. Mimo tego dość chętnie korzystano z wróżb (z dłoni lub kart) płacąc za tę usługę żywnością. Cyganki chodziły zwykle parami, co komplikowało sytuację goszczących je tubylców. Gdy jedna natrętnie narzucała się ze swoimi wróżbami, druga penetrowała obejście i kradła. Takie obrazki zapamiętałem z dzieciństwa.

W czasie wojny Cyganie zniknęli z gdyńskich ulic. Ich niewielka, w owym czasie 30 tysięczna populacja zepchnięta została do odludnych wsi, gdzie próbowała przetrwać hitlerowskie zapędy, pozostali zaś trafiali do obozów koncentracyjnych, głównie do Oświęcimia.

Po wojnie, już w 1945 roku, Cyganie powrócili do Gdyni. Niebawem barwnie ubrane Cyganki pojawiły się na Hali Targowej, a mężczyźni jak dawniej, koncertowali tworząc zespoły muzyczne. Cyganie nadal nie imali się stałej pracy zarobkowej.
W latach późniejszych gros Cyganów przeniosła się w rejon Rumi - Redy. Tylko nieliczne tabory tradycyjnie biwakowały przy ul. Kieleckiej, bądź zmierzając na zachód zatrzymywali się na noc w Cisowskim Małym Lasku (własność rodziny Skelników) przy ul. Chylońskiej, na granicy Cisowej i Rumi. Po uruchomieniu kolejki SKM na trasie Gdynia-Wejherowo i po przymusowym osiedleniu na stałe nieopodal Rumi (druga połowa lat 60. ubiegłego wieku) obecność Cyganów w Gdyni rozciągnęła się na cały rok. Ciągle widuje się Cyganki na gdyńskiej Hali Targowej, na placach i ulicach, a także cygańskie kwartety muzyczne głównie na skrzyżowaniach ulic.

1 komentarz:

  1. Z opowieści dziadków i rodziców dowiedziałem się że Cyganie pomieszkiwali w taborach w okolicach obecnej ulicy Boisko na Obłużu Leśnym, gdzie wśród drzew znajdował się kiedyś duży pusty plac.

    OdpowiedzUsuń