piątek, 1 lutego 2013

Gdyńskie promy.


Nie będzie tu mowy o promach kursujących z Gdyni do portów skandynawskich, ale o naszych „wewnątrz portowych” promach, które przed laty zapewniały komunikację między Śródmieściem a Kępą Oksywską. A była to połowa lat dwudziestych ubiegłego wieku, gdy ruszyły intensywne prace przy budowie gdyńskiego portu, gdy u ujścia Chylonki rozpoczęto prace ziemne, gdy na miejscu Oksywskich Piasków kopano przyszłe portowe baseny. W roku 1925 dotychczasowe lądowe połączenie Gdyni z Oksywiem zostało przerwane.

Ruch kołowy skierowano przez Grabówek – tędy gdzie dziś jest tzw. Zakręt na Oksywie. Połączenie kolejowe – przez Chylońskie Łąki – podjęto z rozmachem, aby je ukończyć w 1928 roku. Ruch pieszy natomiast rozwiązać miały wspomniane wyżej promy, które miały kursować przez kanał portowy. W tym celu zakupiono dwa niewielkie stateczki - „Maryśkę” i „Oksywie” - które mianowano promami. Przejazd tymi statkami był bezpłatny, a administrował nimi Urząd Morski.

Tak było do 1931 roku – do czasu wybudowania przez łąki nowego połączenia drogowego Obłuże – Oksywie ze Śródmieściem. Jezdnię tę wyłożono kocimi łbami (pozbawioną chodników dla pieszych), przetrwała do czasów powojennych, i chociaż daleka od nowoczesności, sprawę połączenia komunikacyjnego rozwiązywała.

Z 1931 rokiem skończono z bezpłatnymi przeprawami „promowymi” do i z miasta (tak wtedy mówiono na Gdynię), Urząd Morski zaniechał tej działalności, a przeprawa promową zajęły się firmy prywatne angażując do tych celów stare motorówki nabywane zwykle w Wolnym Mieście Gdańsk.

Stan techniczny tych „promów” był nie najlepszy, chociaż na tyle dobry że dopuszczono je do pływania. Pamiętam z opowieści rodziców jeden rejs takim statkiem z Gdyni do Obłuża (bowiem po drugiej stronie kanału były dwie przystanie – jedna na Oksywiu, a druga bliżej Obłuża), jaki odbyłem z moją mamą w roku 1937 lub z początkiem 1938. W czasie tego rejsu zastała nas burza i gwałtowna ulewa. Wnet stateczek zaczął nabierać wody – nie wiem czy była to woda opadowa, czy też był to przeciek kadłuba, na statku wybuchła panika. Kobiety bo to one głównie były pasażerami tego statku, popadły w histerię. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i statek dobił do przystani. Od tego momentu udając się „do miasta” rodzice korzystali wyłącznie z połączenia autobusowego. Autobusy miały przystanek przy dworcu głównym PKP, stąd blisko było na Halę Targową, na ulicę 10 – lutego i na pocztę, a tam była niezwykła atrakcja dla dzieci  obrotowe drzwi, jedyne takie w całej Gdyni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz