poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Trochę poprawek

Przed laty istniał dobry zwyczaj zamieszczania w książkach errat, czyli poprawek do zamieszczania tekstu. Zwykle poprawki te dotyczyły błędów drukarskich bądź tzw. literówek. Poprawki te zawarte w erracie pozwalały czytelnikom poprawnie odczytywać tekst. Były one szczególnie istotne przy korygowaniu dat, nazwisk itp. Ostatnio errat zaniechano, widać wychodząc z założenia, że drukowane teksty są bezbłędne, więc errat nie wymagają.

Jak się rzekło, errata jako sprostowanie pomyłek drukarskich nie korygowała pomyłek natury merytorycznej. Te koryguje się przypisami lub tekstami polemicznymi. Często też zaistniałe błędy w tekście korygowane są w kolejnym wydaniu danego tekstu. Wtedy zwykle na pierwszej stronie książki wydawca zamieszcza informację typu „Wydanie drugie, poprawione i uzupełnione”. Wymaga tego kultura wydawnicza świadcząca o szacunku autora i wydawcy do czytelnika.

Tyle tytułem wstępu, a przystępując do rzeczy, czyli do skomentowania i sprostowania paru potknięć jakie znalazły się w książce Kazimierza Małkowskiego pt. „Anegdoty i ciekawostki gdyńskie – miasto – ludzie – wydarzenia”, pragnę podkreślić, że czynię to wyłącznie z szacunku dla moich licznych czytelników bloga, który od ponad roku prowadzę. Czytelników, którzy zasługują na prawdę o naszym mieście bez względu na to jaka by ona nie była. Żałuję tylko, że uwag i poprawek, zresztą nielicznych nie mogę osobiście przekazać autorowi książki, którego ceniłem jako człowieka i znawcę dziejów Gdyni, który podobnie jak ja kochał nasze miasto. W tym kontekście zachęcam moich czytelników do sięgnięcia do prac K. Małkowskiego, do jego przewodników, bedekerów i tekstów w „Rocznikach Gdyńskich”, które są kopalnią wiedzy o Gdyni. Kaziu bo tak Go nazywaliśmy, był chłopcem z Grabówka. Był pracowity i bardzo aktywny. Pisał, wygłaszał prelekcje i oprowadzał wycieczki po trójmieście. A ponieważ tylko ten nie popełnia błędów, który nic nie robi, w omawianej książce znalazło się ich kilka. I tak na str. 43 znajduje się informacja, że w pierwszych latach po wojnie były w Gdyni cztery szkoły średnie, mianowicie dwa „ogólniaki” żeńskie i dwa męskie. Żeńskie to „ogólniak” przy Alei Czołgistów (dziś tam jeden z Wydziałów UG) oraz „ogólniak” sióstr Urszulanek przy ul. Pomorskiej. Męskie szkoły ogólnokształcące to szkoła na ul. Leśnej i „ogólniak” ojców Jezuitów. Tymczasem już dwa lata po wojnie powstały „ogólniaki” w Orłowie, na Oksywiu i w Cisowej. W tej ostatniej szkole maturzyści wyszli już w 1951 roku, a nauka trwała 4 lata.

Na str 36 znalazł się drobny, chociaż istotny błąd dotyczący imienia jednego z ostatnich PRL – owskich prezydentów naszego miasta Krzeczkowskiego. Pan Krzeczkowski ma na imię Jan nie Janusz.

Na str 87, gdzie autor opisuje przygody miejscowych Kaszubów z radiotelefonem znajduje się informacja, że urządzenie te wprowadzono na naszych kutrach w latach 60 – tych ubiegłego wieku. Tymczasem już w drugiej połowie lat 40 – tych ubiegłego wieku będąc na kutrze „Hilary” (otrzymanego w ramach UNRRA) widziałem tam radiotelefon przedmiot zachwytu załogi.

Na str 89 błędnie podano nazwę knajpy Wikaryjczyka mieszczącej się przy ul. Świętego Piotra. Mówiło się „idziemy do Wikarego”, a nie jak podano „Wikaryja”.

Na str 108, gdzie jest anegdota o nazwach, podaje się, że „Warzywa – Owoce było przedsiębiorstwem spółdzielczym. Otóż, pełna nazwa tej firmy brzmiała Przedsiębiorstwo Państwowe „Warzywa – Owoce”, i to tam inżynier Stanisław Listopad był długoletnim dyrektorem.

Natomiast zupełnie nie rozumiem pomyłki autora w sprawie pomnika „Nataszy” na str 138 autor mówi o „Nataszy” jako kobiecie w wojskowym mundurze, która znalazła nowe miejsce na cmentarzy w Redłowie. Z opinią taką spotkałem się po raz pierwszy. Nikt, nigdy tak „Nataszy” nie postrzegał. Była ona i nadal jest kobietą cywilem ze sztandarem byłego ZSRR w ręce.

1 komentarz:

  1. Zdarza się że wiadomości w publikacjach są celowo przekłamane, tak jak to było przed rokiem 1989. Celowo publikowano zakłamane informacje, bądź też z powodu obaw przed cenzurą. Ten drugi przypadek przytrafił się nawet Obertyńskiemu w "Gawędach o starej Gdyni". Sprostowanie znalazłem w internecie.

    OdpowiedzUsuń