niedziela, 7 kwietnia 2013

Moja szkoła

Aktualnie w Gdyni działa kilka szkół wyższych. Gdynia przedwojenna takiej uczelni się nie doczekała, bowiem nawet szkoła morska z której byliśmy tak dumni miała status szkoły średniej. Pomimo tego uważam, że w naszym mieście w zakresie oświaty zrobiono przed wojną bardzo dużo.

Zaczynaliśmy od zera. W przeddzień narodzin miasta była jedna wiejska szkoła podstawowa (mówiło się wtedy powszechna) przy ul. Starowiejskiej, oświatę na poziomie średnim gdyńska młodzież zdobywała w gimnazjum w Wejherowie, a na studia (kto wtedy studiował?) wybierano się do Gdańska. Tymczasem tuż przed wybuchem wojny działało w Gdyni 16 szkół powszechnych, praktycznie zlokalizowanych w każdej dzielnicy, a szkoła nr 17 była już wybudowana i czekała na swój start z dniem 1 września 1939 roku. Była to szkoła w Cisowej przy ul. Chylońskiej 227 róg ul. Żytniej, tuż za kuźnią Jana Lubnera, będącego właścicielem tej działki budowlanej. Według słów Heleny Pałczyńskiej (już od kilku lat nieżyjącej), bratanicy Jana, a córki Leona Lubnera, za działkę tę miasto nie zapłaciło, a uregulowanie spraw własnościowych nastąpiło dopiero po latach – już po 1989 roku. O początkach oświaty w powojennej Gdyni pisałem już wcześniej na blogu, zainteresowanych zapraszam tutaj.

Dziś na tej działce i chyba sąsiedniej, przyłączonej później mieszczą się budynki Szkoły Podstawowej nr 32, którą rozbudowano za Gierka stała się „kombinatem oświatowym” dla setek uczniów, z halą gimnastyczną itp.

O szkole powszechnej, którą jesienią 1939 roku uruchomili Niemcy, a którą do otwarcia przygotowali Polacy, pisałem już wcześniej w „Roczniku Gdyńskim” nr 14, gdzie jest mój tekst pt. „Szkolnictwo w Cisowej w krótkim historycznym zapisie”. Podaję tam nie tylko sporą ilość informacji o tym wtedy wybudowanym gmachu, ale także stosownie do tytułu nieco historii o szkolnictwie cisowskim w okresie wcześniejszym, historycznym.

Teraz czas na trochę osobistych wspomnień i refleksji o tej szkole, której jestem absolwentem, i której dużo zawdzięczam.

Pierwszy raz progi tej szkoły przestąpiłem wczesny latem 1939 roku. Prace budowlane już się zakończyły i teraz kończono wyposażenie i usprzętowienie tej nowoczesnej placówki. W Cisowej panowało powszechne zaciekawienie tym gmachem, bowiem dotąd dzieci uczyły się w różnych miejscach – w tzw. starej szkole (z drugiej połowy XIX wieku), w wynajętych kilku salach w prywatnym budynku niejakiego Stencla przy ul. Jęczmiennej oraz w wynajętym mieszkaniu nauczyciela Jana Mleczarskiego. Taki stan rzeczy nie sprzyjał nauce, utrudniał pracę nauczycielom i uczniom.

To też, gdy zaistniała możliwość zwiedzenia nowej szkoły, stało się to dla naszej rodziny wielkim przeżyciem. Zwiedzanie to umożliwił nam to jest mojemu rodzeństwu i mnie, nasz stryj – najmłodszy brat taty - stryjek Janek. Był hydraulikiem i wykonywał pracę z tego zakresu w nowej szkole. Stryjek wprowadził nas do budynku, a następnie oprowadził po jego pomieszczeniach – od kotłowni i WC, poprzez kolejne kondygnacje. Objaśniał nam także przeznaczenie poszczególnych urządzeń z zakresu wyposażenia szkoły.

Wtedy to widzieliśmy po raz pierwszy parkiet, podwójne okna, ubikację spłukiwaną wodą, pisuary, natryski i tym podobne dziwy, których w tamtym czasie w naszej dzielnicy nie było. Szczególnie zadziwiły nas kaloryfery i piec do ich ogrzewania, który miał podobno ogrzać cały budynek.

Była to pierwsza lekcja jakiej udzielił nam stryjek Janek, w nowym gmachu cisowskiej szkoły. Później aż po maturę w roku 1952 lekcji takich było więcej, dziesiątki i setki, ale tamtą pierwszą, zapamiętałem do dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz