Na zbliżony temat pisałem już w
marcu na blogu we wpisie pod tytułem „Mit miasta mlekiem i miodem
płynącego...”. Tym razem nieco inaczej i więcej na temat podany
w nagłówku.
Zacznijmy od tego, że praca robotnika
portowego we wszystkich portach świata ma charakter dorywczy, bowiem
uzależniona jest od prac przeładunkowych. W pracach tych bywają
spiętrzenia, ale także okresy stagnacji lub zmniejszonego napływu
statków do portów. Oddziaływanie na tę cykliczność jest
ograniczona i dotyczyć może jedynie statków linii regularnych,
które przypływają i odpływają z portu z regularnością.
Wszelkie inne statki tzw. trampy płyną do danego portu w zależności
od ładunku, który obsługują, a to jest zwykle wypadkową wielu
czynników. Dla przykładu wymienić należy tu takie czynniki jak,
ceny na rynku światowym, podaż i popyt na dany towar, warunki
atmosferyczne, konflikty zbrojne w określonych regionach świata
itp. Tak więc nawet najbardziej precyzyjne umowy pomiędzy
kontrahentami nie są w stanie zapewnić regularności dostaw towarów
do miejsc przeznaczenia za pośrednictwem transportu morskiego i
lądowego, czyli żeglugi, portów, kolei i autostrad.
Aby uniknąć nadmiernej huśtawki w
zatrudnieniu, czyli zatrudnianiu bądź zwalnianiu robotników
przeładunkowych w zależności od nasilenia pracy, firmy portowe
tworzą stałe stanowiska pracy o charakterze kadrowym, które
zapewniają stałą pracę wyspecjalizowanym pracownikom np.
dźwigowym, operatorom sprzętu, magazynierom itp., pozostałych
natomiast pracowników dobiera się w miarę potrzeb.
Tak pomyślaną dyspozycyjną rezerwę
robotników przeładunkowych trzeba było „związać” z portem,
czemu służyły nieco wyższe zarobki w okresach zatrudnienia. I tak
np. robotnik niewykwalifikowany w mieście zarabiał w 1937 roku
około 130 zł miesięcznie, to robotnik portowy niewykwalifikowany
zarabiał około 200 zł miesięcznie, co było w owym czasie
zupełnie przyzwoitym wynagrodzeniem. Dla porównania wg „Małego
Rocznika Statystycznego 1939 rok”, posterunkowy policji zarabiał
150 zł, listonosz od 100 do 120 zł, a podoficer zawodowy w wojsku
około 167 zł miesięcznie.
Jak podaje pan Jeryś w swojej książce
pt. „Budownictwo okrętowe w Gdyni 1920 – 1945”, przeciętne
zarobki miesięczne robotników portowych na przestrzeni lat były
zróżnicowane i tak o ile w 1932 roku wynosiły nieco ponad 125 zł,
to w 1938 roku wzrosły do 237 zł, co nawiasem mówiąc wydaje mi
się kwotą zawyżoną.
Poza płacami na przestrzeni lat
robotnicy portowi wspierani przez swój Związek Zawodowy
Transportowców doczekali się przepisów prawnych regulujących ich
warunki pracy, a także wprowadzenie karty portowca oraz rejestracji
robotników portowych w Portowym Biurze Zatrudnienia. Miało to na
celu powstrzymanie zatrudnienia obiboków i łamistrajków, strajki z
reguły odbywały się w celu podwyżki płac i organizowały je
zazwyczaj PPS i ZZT.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz