poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Praca i zarobki w gdyńskim porcie do 1939 roku

Na zbliżony temat pisałem już w marcu na blogu we wpisie pod tytułem „Mit miasta mlekiem i miodem płynącego...”. Tym razem nieco inaczej i więcej na temat podany w nagłówku.

Zacznijmy od tego, że praca robotnika portowego we wszystkich portach świata ma charakter dorywczy, bowiem uzależniona jest od prac przeładunkowych. W pracach tych bywają spiętrzenia, ale także okresy stagnacji lub zmniejszonego napływu statków do portów. Oddziaływanie na tę cykliczność jest ograniczona i dotyczyć może jedynie statków linii regularnych, które przypływają i odpływają z portu z regularnością. Wszelkie inne statki tzw. trampy płyną do danego portu w zależności od ładunku, który obsługują, a to jest zwykle wypadkową wielu czynników. Dla przykładu wymienić należy tu takie czynniki jak, ceny na rynku światowym, podaż i popyt na dany towar, warunki atmosferyczne, konflikty zbrojne w określonych regionach świata itp. Tak więc nawet najbardziej precyzyjne umowy pomiędzy kontrahentami nie są w stanie zapewnić regularności dostaw towarów do miejsc przeznaczenia za pośrednictwem transportu morskiego i lądowego, czyli żeglugi, portów, kolei i autostrad.

Aby uniknąć nadmiernej huśtawki w zatrudnieniu, czyli zatrudnianiu bądź zwalnianiu robotników przeładunkowych w zależności od nasilenia pracy, firmy portowe tworzą stałe stanowiska pracy o charakterze kadrowym, które zapewniają stałą pracę wyspecjalizowanym pracownikom np. dźwigowym, operatorom sprzętu, magazynierom itp., pozostałych natomiast pracowników dobiera się w miarę potrzeb.

Tak pomyślaną dyspozycyjną rezerwę robotników przeładunkowych trzeba było „związać” z portem, czemu służyły nieco wyższe zarobki w okresach zatrudnienia. I tak np. robotnik niewykwalifikowany w mieście zarabiał w 1937 roku około 130 zł miesięcznie, to robotnik portowy niewykwalifikowany zarabiał około 200 zł miesięcznie, co było w owym czasie zupełnie przyzwoitym wynagrodzeniem. Dla porównania wg „Małego Rocznika Statystycznego 1939 rok”, posterunkowy policji zarabiał 150 zł, listonosz od 100 do 120 zł, a podoficer zawodowy w wojsku około 167 zł miesięcznie.

Jak podaje pan Jeryś w swojej książce pt. „Budownictwo okrętowe w Gdyni 1920 – 1945”, przeciętne zarobki miesięczne robotników portowych na przestrzeni lat były zróżnicowane i tak o ile w 1932 roku wynosiły nieco ponad 125 zł, to w 1938 roku wzrosły do 237 zł, co nawiasem mówiąc wydaje mi się kwotą zawyżoną.

Poza płacami na przestrzeni lat robotnicy portowi wspierani przez swój Związek Zawodowy Transportowców doczekali się przepisów prawnych regulujących ich warunki pracy, a także wprowadzenie karty portowca oraz rejestracji robotników portowych w Portowym Biurze Zatrudnienia. Miało to na celu powstrzymanie zatrudnienia obiboków i łamistrajków, strajki z reguły odbywały się w celu podwyżki płac i organizowały je zazwyczaj PPS i ZZT.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz