3 września – w trzecim dniu wojny, wojska LOW, zostały całkowicie odcięte od połączeń transportowych z krajem i dowództwem armii Pomorze w Toruniu. Oznaczało to całkowite ich skazanie na własne siły.
W tymże dniu, po kilku incydentach,
wszystkie służby kwatermistrzowskie Komendy Portu Wojennego
podporządkowano kapitanowi J. Szolcowi. Równocześnie ustalono nową
i ostateczną strukturę organizacyjną intendentury dla LOW na czas
wojny. Określono również zapasy żywności dla wojsk LOW na dwa
miesiące z czego zapasy na 40 dni miano scentralizować i pozostawić
do wyłącznej dyspozycji kwatermistrzostwa LOW, zaś pozostały 20
dniowy zapas utrzymać w poszczególnych oddziałach.
Aby zgromadzić zaplanowane zapasy
żywności podjęto cały szereg działań, a w szczególności
zarekwirowano wszystkie zboże jakie znajdowało się w elewatorze
portowym przy nabrzeżu Rumuńskim, w łuszczarni ryżu zarekwirowano
200 ton ryżu, zabrano 100 ton cukru z magazynów portowych, a poza
tym znaczne ilości grochu i fasoli, konserw rybnych i mięsnych,
papierosów i zapałek, a nawet kawy palonej. Słowem sięgnięto do
tak zwanych zasobów miejscowych, które traktowane są w służbie
kwatermistrzowskiej jako drugie, obok dostaw centralnych, źródło
zaopatrzenia wojska.
Kontynuując działania w tym zakresie,
w dalszej kolejności:
- prowadzono ubój bydła i trzody w rzeźni miejskiej przy ul. Pogórskiej, rekwirując na te potrzeby bydło u miejscowych gburów
- prowadzono na bieżąco wypiek chleba, wykorzystując do tego celu trzy piekarnie cywilne i trzy piekarnie polowe zlokalizowane w rejonie Obłuża
- w firmie „Bałta” prowadzono produkcję marmolady po uprzednim zarekwirowaniu dla potrzeb wojska przetworów owocowo – warzywnych i kiszonek
- w przetwórni pana Januarego Rożkowskiego na Grabówku produkowano dziennie 500 kg konserw mięsnych
- zarekwirowano w mleczarni „Kosakowo” bańki do mleka, które wobec braku kuchni polowych służyły do przewozu zupy z zaplecza na linię frontu
- objęto nadzór nad wszystkimi kuźniami między innymi do osadzania kos na drzewce
- w kilku punktach miasta zorganizowano punkty gotowania strawy dla wojska, w których ochotniczo pracowało wiele kobiet i dziewcząt
- prowadzono warsztaty szyjące chlebaki, czapki polowe, bieliznę osobistą dla żołnierzy i bieliznę pościelową dla potrzeb szpitali
- zorganizowano kolumnę transportową wykorzystując do tego celu autobusy Miejskiego Towarzystwa Transportowego oraz prywatne – zmobilizowane samochody ciężarowe
jak widać nie próżnowano. Do dnia 10
września, w rejonie Oksywia, Obłuża i Pierwoszyna, zorganizowano
centralne składy żywnościowe, dbając przy tym o ich zamaskowanie,
zabezpieczenie i takie rozśrodkowanie, aby w przypadku
zbombardowania ponieść jak najmniejsze straty.
Zlokalizowanie tych składów na Kępie
Oksywskiej było zgodne z przyjętą koncepcją obrony Wybrzeża,
która zakładała długotrwałą obronę Oksywia jako osłony dla
Rejonu Umocnionego Hel.
Jak już wyżej wspomniałem, gorzej
było w zaopatrzenie w inne niż żywność materiały i sprzęt.
Szczególnie dotkliwe – poza brakami w uzbrojeniu – odczuwano
brak sprzętu saperskiego, a nawet zwyczajnych łopat. Zorganizowano
więc ich zbiórkę wśród ludności. Brak było drutu kolczastego
na zasieki , bo otrzymana ilość 140 ton nie pokryła potrzeb.
Bardzo dokuczliwy był brak kabla telefonicznego co utrudniało
łączność między wysuniętymi oddziałami, a dowództwem LOW i
było przyczyną niejednego błędu w dowodzeniu.
W czasie walki mściły się wszystkie
wcześniej popełnione błędy przez wojskową biurokrację, a które
to błędy ani płk .Dąbek, ani jego kwatermistrz kpt. Szolc nie
byli w stanie usunąć bądź naprawić, ponieważ leżały one poza
ich zasięgiem oddziaływania. Teraz za błędy Warszawy i Torunia –
płacił zwykły oficer liniowy i żołnierz na przedpolach Gdyni i
Kępy Oksywskiej.
Lecz pomimo tego „Intendenturze”
LOW z kapitanem Jerzym Szolcem na czele należą się słowa
najwyższego uznania i szacunku. To dzięki nim żołnierz na linii
nie był głodny i spragniony, to dzięki nim w razie potrzeby
przewożony był na front wygodnymi autobusami, był w zasadzie
dostatecznie zaopatrzony w amunicję i opatrunki, i miał łopaty,
którymi mógł wryć się w ziemię w razie ogniowej nawały.
Śmiało można stwierdzić, że
„Intendentura” sprawiała, że walki o polskie Wybrzeże trwały
na Kępie Oksywskiej aż do 19 września, i że ofiar w zabitych i
rannych przy miażdżącej przewadze wroga było, tyle a nie więcej.
To ona zadbała o zniszczenie wykazów ochotników, które w rękach
hitlerowców były równoznaczne z wyrokami śmierci...
Pamiętamy również o bohaterskich marynarzach z ORP "Nurek" i ORP "Mazur".Niestety już 1.IX.1939 r.atak lotniczy zatopił te okręty przy nabrzeżu,gdzie ładowali amunicję i żywność na Hel.Groby poległych marynarzy znajdują się na oksywskim cmentarzu,ale to już inna również tragiczna historia.
OdpowiedzUsuńw przetwórni pana Januarego Rożkowskiego na Grabówku produkowano dziennie 500 kg konserw mięsnych - JANUAREGO RÓŻKOWSKIEGO a nie ROŻKOWSKIEGO
OdpowiedzUsuń