Oddziały frontowe, aby mogły
wypełniać stawiane im zadania, muszą być stosownie wyposażone i
zaopatrzone. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga żadnego
uzasadnienia.
W przeddzień hitlerowskiej napaści na
Gdynię i nasze Wybrzeże, wojska Lądowej Obrony Wybrzeża (LOW).
Liczyły około 15000 żołnierzy. Ta masa wojska była pozbawiona
własnego kwatermistrzostwa, tego wszystkiego co dziś nazywamy
logistyką, a wtedy zwano często intendenturą. LOW w swoich
strukturach nie posiadało nawet etatu kwatermistrza, zakładano
bowiem (i tak to funkcjonowało), że sprawy te prowadzone będą
przez Komendę Portu Wojennego w Gdyni kierowaną przez komandora
porucznika Mieczysława Adamowicza.
Kiedy na 40 dni przed wybuchem wojny do
Gdyni przybył płk. Stanisław Dąbek, taką właśnie zastał
sytuację. Płk. Dąbek doświadczony żołnierz pierwszej wojny
światowej w lot zrozumiał, że istniejący stan jest nienormalny –
jak bowiem wojska lądowe podległe dowódcy armii w Toruniu miały
być sprawnie zaopatrywane przez Marynarkę Wojenną !? Ale spraw,
które wymagały uporządkowania i pilnego załatwienia było więcej.
Taki zatem stan rzeczy utrzymywał się do 24 sierpnia 1939 roku –
do dnia ogłoszenia alarmowej mobilizacji. W dniu 25 sierpnia płk.
Dąbek (w owym czasie już p.o. dowódcy LOW), wyznaczył na
kwatermistrza kpt. marynarki Józefa Szolc Nortowskiego, absolwenta
Wyższej Szkoły Intendentury w Warszawie.
Nie było już ani chwili do stracenia.
Kapitan Szolc z marszu przystąpił do energicznego działania.
Trzeba było wszystko tworzyć od podstaw, dosłownie z niczego. W
pierwszej kolejności trzeba było zorganizować w podległych
pododdziałach służbę kwatermistrzowską! Brakowało wszystkiego –
przeszkolonych oficerów i podoficerów, pomieszczeń na biura,
stosownych zarządzeń i przepisów prawnych i finansowych oraz
niezbędnego zaplecza magazynowego. A przede wszystkim, brakowało
zapasów i wyposażenia. Brak było pełnego wyposażenia w broń,
amunicję, mundury, żywność, sprzęt kuchenny, drut kolczasty,
sprzęt saperski, leki i opatrunki, transport brakowało po prostu
wszystkiego.
Przypomnijmy – LOW liczyła ponad
15000 żołnierzy. Według majora Józefa Rawskiego – szefa
uzbrojenia w dowódctwie LOW, od dnia 27 sierpnia 1939 roku – stan
uzbrojenia na koniec sierpnia 1939 roku wynosił: 10284 karabinów
różnych typów, 18 granatników, 18 moździerzy, 10 działek
przeciwpancernych, 6 armat piechoty 75 mm.
Poza tym w Morskim Dywizjonie Artylerii
Lekkiej: 7 działek 75 mm, 4 armaty kaliber 105 mm, 2 działa 75 mm
na lorach kolejowych, a w Morskim Dywizjonie Artylerii
Przeciwlotniczej: 8 armat 75 mm przeciwlotniczych oraz 2 działa na
podstawach stałych „Canet” 100 mm.
Dla tego uzbrojenia stan amunicji
wynosił około 12 jednostek dla piechoty, 8 jednostek dla artylerii.
Niedostateczny był poza tym stan granatów ręcznych i rakiet.
Na brakującą amunicję major Rawski
złożył niezwłocznie zapotrzebowanie do Dowódctwa Armii w
Toruniu, ponieważ wcześniej (po 24 sierpnia) wysłane przydziały
przez teren Wolnego Miasta Gdańska zostały przechwycone przez
Niemców (patrz w A. Rzepniewski „Gdynia 1939”).
Powyższe liczby są wymowne i
jednoznacznie wskazują, że dla pełnych stanów osobowych brakowało
zarówno broni jak i amunicji. Ale w tym przypadku służby
kwatermistrzowskie LOW były zdane na łaskawość armii, bądź
pożyczki w Marynarce Wojennej na przykład na Helu. Ale kto w
obliczu zagrożenia pozbawia się broni. Później szukać się
będzie innych rozwiązań – będą nimi strzelby myśliwskie i
kosy na sztorc.
Ale tak będzie dopiero za kilka dni.
Chwilowo trwa wielka improwizacja. Oficerowie robią co mogą, śpią
po 4 – 5 godzin na dobę. Jeszcze wojna się nie zaczęła, a oni
już padają z nóg. Za plecami niechętnemu lądowemu wojsku
komandorowi Adamowiczowi i przy pomocy urzędników Komisariatu
Rządu, udaje się zgromadzić kilkudniowe zapasy żywności. Nie
małą rolę odgrywa tu szczodrość gdyńskich firm, zarówno
miejskich jak i portowych. To też z problemem rezerw żywnościowych
kapitan Szolc i jego podkomendni uporają się najlepiej.
W dniu 30 sierpnia kwatermistrz LOW
zorganizował odprawę podległych sobie służb. Na odprawie tej
określono formy współpracy, funkcjonowania intendentury w
podległych oddziałach oraz ustalono zasady przeprowadzania
rekwizycji w czasie trwania działań wojennych.
Jak widać z powyższego, dzień 1
września nie był dla kwatermistrzostwa LOW zaskoczeniem, ale nadal
czekały te służby wielkie trudy i wielodniowy wysiłek – teraz w
dodatku pod nieprzyjacielskimi bombami i ogniem artylerii.
Ciąg dalszy nastąpi...
Dziękuję za wpis i pozdrawiam Bartosz Szolc-Nartowski
OdpowiedzUsuń