środa, 13 lutego 2013

Tragiczne losy „Orła”.

Okręty, podobnie jak ludzie, mają swoje losy i życiorysy. Podobnie jak ludzie, losy te i żywoty, bywają zróżnicowane. Jedne są barwne, długotrwałe i urozmaicone, inne są burzliwe, krótkie i często tragiczne. Jedne dożywają – podobnie jak ludzie – późnej starości i kończą się przy portowym nabrzeżu, inne umierają tragicznie i młodo...

Taki krótki, tragiczny życiorys miał „Titanic”, miał go również nasz ORP „Orzeł”.


ORP „Orzeł” żył dynamicznie i krótko.

Pływał zaledwie ponad rok – od lutego 1939 roku. Losy tego okrętu od lat budzą zainteresowanie, obrosły legendą, ba, stały się częścią naszej historii. Popularność tę „Orzeł” zawdzięcza znanemu filmowi z panem Wieńczysławem Glińskim w roli głównej. Ale ten film pokazuje tylko fragment losów „Orła” - jego wrześniowy epizod. Tymczasem dramatyzm i tragizm okręt miał jeszcze przed sobą.


Zbudowali go Holendrzy.

„Orła” zbudowali dla nas na przełomie lat 1938 1939 Holendrzy. Do Gdyni okręt zawinął 10 lutego 1939 roku na kolejne urodziny miasta i na pół roku przed wybuchem wojny. Z miejsca został włączony do morskiej służby. Na jego dowódcę wyznaczono kmdr. ppor. Henryka Kłoczkowskiego. Okręt był nowoczesny i duży – zwano go podwodnym krążownikiem. Jego wyporność nawodna wynosiła 1100 ton, a podwodna 1473 tony. Uzbrojony był w 12 wyrzutni torped, przy czym torped mógł zabierać jednorazowo 20 sztuk. Jego szybkość jedne źródła określają w położeniu nawodnym na 23 węzły, inne na ponad 18 węzłów. Prędkość podwodna była około 5 węzłów mniejsza.


Kurs na Gotlandię.

Wybuch wojny – ranek 1 września – zastał „Orła” w Gdyni. Niezwłocznie wyszedł na wody Zatoki Gdańskiej, na których zajął wyznaczony przez dowództwo rejon obrony. Nękany przez hitlerowskie lotnictwo i trałowce, przebywał w swoim sektorze do 4 września. W tym dniu dowódca, nie mając łączności ze sztabem, na własną odpowiedzialność podjął decyzję popłynięcia do Gotlandii w celu dokonania napraw zaistniałych uszkodzeń. W drodze do Gotlandii kmdr. Kłoczkowski rozchorował się. Istniało podejrzenie tyfusu. Aby ustrzec załogę przed zakażeniem, zdecydowano się na wpłynięcie do Tallina – neutralnego portu estońskiego, aby przekazać chorego do szpitala. Nastąpiło to 15 września. Dowództwo okrętu objął kpt. Jan Grudziński. Estończycy pod presją hitlerowskiego konsula w Tallinie najpierw internują nasz okręt, a w dniu następnym przystępują do jego rozbrojenia. Zabierają również mapy – aby uniemożliwić jego ucieczkę. Dowódca i załoga podejmują desperacką decyzję mającą na celu uratowania okrętu. W nocy z 17 na 18 września powodują awarię oświetlenia portu, i wykorzystują ciemności, uciekają z portu na pełne morze. Wszystko to znamy z filmu „Orzeł”.


Ucieka z Tallina i dociera do Anglii.

A teraz słów parę o dalszych, mniej znanych losach tego okrętu. „Orzeł” dysponował jeszcze sześcioma torpedami, których Estończycy nie zdążyli usunąć. Tak uzbrojony polski okręt czai się w głębinach i czeka na zaatakowanie jakiegoś przepływającego Niemca. Lecz szczęście mu nie sprzyja. Przebywa na Bałtyku do 7 października. Przez duńskie cieśniny przez Sund i Kattegat, ostrożnie – często w zanurzeniu – przez cztery dni okręt przedziera się na Morze Północne. 12 października okręt jest wreszcie na pełnym morzu. Wyprowadzając okręt, posługiwano się odręcznie, z pamięci wykonanymi mapami. 14 października „Orzeł” nawiązuje kontakt radiowy z Brytyjską Admiralicją i zostaje skierowany do bazy brytyjskich okrętów w Firth of Forth. Po krótkim remoncie i uzupełnieniu uzbrojenia już 1 grudnia 1939 roku „Orzeł” ponownie włączony zostaje do wojennej akcji. Jest gorący okres poprzedzający inwazję Niemców na Norwegię. Trwa bitwa o Morze Północne. Nasz okręt początkowo wraz z innymi okrętami pod alianckimi banderami konwojuje do Norwegi i odwrotnie – do W. Brytanii. Ale już od 18 stycznia 1940 roku wyrusza w swój pierwszy samodzielny patrol. Łącznie „Orzeł” uczestniczył w czterech takich patrolach. Każdy z nich trwał 14 dni, odbywał się w rejonie wybrzeży Norwegii i miał jako cel główny rozpoznanie hitlerowskich zamiarów w tym rejonie Europy.


Zatopienie „Rio de Janeiro”.

W czasie jednego z takich patroli „Orzeł” wykrył 8 kwietnia 1940 roku statek niemiecki „Rio de Janeiro”, który płynął do Bergen. Niemiecki statek wezwany do zatrzymania się podjął próbę ucieczki. Odpalone dwie torpedy z „Orła” okazały się celne i „Rio de Janerio” , wyładowany sprzętem i wojskiem, poszedł na dno. Wzięci przez aliantów rozbitkowie potwierdzili hitlerowskie zamiary inwazji. Niemieckie samoloty i okręty podjęły prawdziwe polowanie na „Orła”, który nadal, aż do 15 kwietnia, spełniał swoje zadania w wyznaczonym rejonie. W sumie na okręt nasz zrzucono 111 bomb lotniczych i głębinowych, lecz i tym razem „Orzeł” umknął, odnosząc tylko niegroźne uszkodzenia i powrócił do swojej bazy w Rosyth. Po wylizaniu się z ran, 28 kwietnia wypłynął w kolejny patrol na Morze Północne, z którego powrócił 11 mają. W swój ostatni patrol wypłyną w ten sam co zwykle rejon – 23 mają 1940 roku.


Jak zatonął?

Jak i kiedy zatonął „Orzeł”, nie udało się jednoznacznie ustalić. Wraz z nim poszła na dno jego 60 – osobowa załoga z dowódcą kpt. Grudzińskim. Istnieją dwie wersje tragedii – jedna mówi, że „Orła” zbombardowały niemieckie samoloty, druga – że okręt nasz wszedł na niemieckie lub angielskie pole minowe... Jaką datę zaginięcia okrętu przyjmuje się dzień 8 czerwca 1940 roku – dzień, w którym wydano „Orłowi” radiowy rozkaz powrotu do bazy – a który to rozkaz do dziś nie został wykonany...

1 komentarz:

  1. Trochę nieścisłości w tekscie. Kłoczkowski w przededniu wybuchu wojny, zachowywał się bardzo dziwnie. Przede wszystkim, wiedząc że wojna jest tuż tuż wysłał swoją załogę na przepustki i sam zszedł z okrętu. Pojawił się na burcie już jak wojna trwała w najlepsze, 1 wrześnie o godź 06:30, kiedy Ryś, Żbik, Sęp i Wilk wyszły już dawno w morze. Uszkodzenia okrętu o który Pan pisze, to kilka niegroźnych awarii, które powstały na skutek wybuchu bomby głębinowej zrzuconej z niemieckiego samolotu. W rejon Gotlandii, Kłoczkowski udał się bez zezwolenia przełożonych, gdzie nasze pozostałe okręty nadal operowały w zadanych rejonach. Już wtedy podejrzewano u Kłoczkowskiego problemy natury psychicznej, co potwierdził kpt. Bogusław Krawczyk z Wilka, po spotkaniu obu okrętów w morzu. Rozkaz Unruga brzmiał "wysadzić Kłoczkowskiego w neutralnym porcie i dalej prowadzić działania pod komendą ZDO, bądź pod osłoną nocy, dotrzeć na Hel w celu zmiany dowódcy. Na Hel Kłoczkowski nie miał zamiaru się wybierać, i zdecydował się na Tallin, gdzie miał sporo kontaktów jeszcze z czasów nauki w Petersburskiej Szkole Kadetów Morskich. Tam po prostu sam na własne życzenie i swoją decyzją zszedł z okrętu, czyli krótko mówiąc zdezerterował. Dalsze losy Orła pod dowództwem kpt Grudzińskiego, jak wyżej. Przedarli się bez uzbrojenia i map przez Sundy i dotarli do wybrzeży Szkocji. Sprawa Kłoczkowskiego miała swój epilog, w roku 1942 został przez Morski Sąd Wojskowy uzany winnym dezercji i skazany na degradację do stopnia marynarza, wydalenie z Marynarki Wojennej oraz 4 lata więzienia. Tej ostatniej kary nigdy nie wykonano. Nie wiadomo czemu komunistyczna propaganda, starała się za wszelką cenę wymazać ten fakt z historii, czego przykładem wspomniany film o Orle.

    OdpowiedzUsuń