poniedziałek, 21 lipca 2014

Niedoceniany bohater

Dla niego trzynastka była pechowa. To właśnie tego dnia poległ w obronie naszego miasta. Był 13 września 1939 roku, gdy podporucznik Zygmunt Cywiński oficer rezerwy, artysta malarz i mieszkaniec Gdyni zginął zakuty niemieckimi bagnetami. Kilka zdań o tym obrońcy Gdyni znajdziemy w książce S. Stumph Wojtkiewicza pt. „Alarm dla Gdyni”. Wzmiankę o nim znajdziemy też w zbiorze relacji W. Tyma i A. Rzepniewskiego, noszącego tytuł „Gdynia 1939”.

I to by było na tyle...

Człowiek, który dosłownie oddał swoje życie za nasze miasto, nie doczekał się tu żadnego upamiętnienia – najmniejszej uliczki, placyku, szkoły swojego imienia.

Ale zacznijmy od początku. Podporucznik rezerwy Zygmunt Cywiński po zmobilizowaniu objął funkcję dowódcy oddziału wartowniczego koszar w Redłowie (dzisiaj jest tu szpital im. PCK). Wyróżniał się obowiązkowością. W ostatnich dniach walk obronnych o nasze miasto włączony został ze swoim pododdziałem w skład 6 kompani dowodzonej przez kapitana Antoniego Kowrygę.

W dniu 12 września, gdy dowództwo podjęło decyzję o przystąpieniu do realizacji drugiego etapu obrony Wybrzeża, czyli obrony Kępy Oksywskiej, w nocy z 12 na 13 września wycofano oddziały 2 Morskiego Pułku Strzelców z linii frontu, przerzucając je w rejon Suchego Dworu i Pogórza. Wtedy to dla zamaskowania tego manewru, zdecydowano o pozostawieniu dwóch drużyn strzeleckich w opuszczonych okopach, aby pozorowały trwanie naszych linii obronnych. Zadanie to powierzono podporucznikowi Cywińskiemu i jego podkomendnych. Odcinek frontu dla tych dwóch drużyn wyznaczono od Krykulca po Zatokę. Czy Niemcy dali się nabrać na ten wojenny fortel – nie wiadomo, pewnym natomiast jest, że 2MPS osłonięty przez dwie drużyny Cywińskiego, wycofał się bezpiecznie na nowe pozycje.

Gdy rankiem 13 września Niemcy przypuścili atak na polskie okopy, w rejonie rzeki Kaczej, przywitał ich ogień polskich karabinów maszynowych. Nacierający ponieśli duże straty. Gdy w czasie ponownego natarcia zginął żołnierz obsługujący karabin maszynowy, porucznik Cywiński zastąpił gp niezwłocznie i kontynuował ostrzał.

Według nielicznych jego podwładnych, którym udało się wycofać na Kępę Oksywską, podporucznik Cywiński z taką zaciętością prowadził ogień do Niemców, że nie spostrzegł, że został okrążony...

Nacierający Niemcy z wściekłością dopadli go na jego stanowisku ogniowym i zakłuli go bagnetami...

1 komentarz:

  1. Zakuć można w kajdany, ale bagnetami to tylko można zakłuć.
    Bardzo interesujące są wszystkie Pana teksty.

    OdpowiedzUsuń