Wrogi okręt ,,Gneisenau” jak żaden inny wpisał się w dzieje naszego portu i miasta.
Krążownik liniowy ,,Gneisenau”, często mylnie nazywany pancernikiem, został zwodowany w Hamburgu 8 grudnia 1936 roku, a do służby wszedł 21 maja 1938 roku. Był okrętem potężnym. Jego wyporność wynosiła 31 800 ton, długość 226 m, szerokość 38,1 m, a uzbrojenie – często uzupełniane i modernizowane – sprawiało, że był groźnym przeciwnikiem dla okrętów nie tylko w swojej klasy.
Czas do wybuchu wojny spędził ,,Gneisenau” na ćwiczeniach, szkoleniach i próbach oraz kompletowaniu załogi. Do działań wojennych skierowany został wraz ze swoim bliźniakiem ,,Scharnhorstem” w rejon Atlantyku. W wyniku ich korsykańskich poczynań, już jesienią 1939 roku zatopiony został brytyjski krążownik pomocniczy ,,Rawalpindi”.
Wiosną 1940 roku ,,Gneisenau” włączony został do operacji norweskiej, w czasie której odniósł niewielkie uszkodzenia. Po szybkiej naprawie – już w maju i czerwcu tegoż roku – uczestniczył w agresji na Holandię. W dniu 8 czerwca wraz z ,,Scharnhorstem”, zatapia brytyjski lotniskowiec ,,Glorius” i dwa niszczyciele.
20 czerwca 1940 roku zostaje storpedowany przez okręt podwodny ,,Clayd” bandery brytyjskiej. Uszkodzenia są poważne.,,Gneisenau” zostaje na kilka miesięcy wyeliminowany z walki.
Pod koniec stycznia 1941 roku wraz z ,,Scharnhorstem” wyruszył do Kilonii w kolejny korsykański rejs, aby w ramach tzw. operacji ,,Berlin”, na Atlantyku topić alianckie statki i okręty. W czasie tej wyprawy odnosi ponownie uszkodzenia i już wiosną tegoż roku trafia na remont do Brestu. To miasto, port i stocznie znajdują się w zasięgu działań lotnictwa RAF-u, które dokonuje częstych i dokuczliwych nalotów. Ich skutki – po raz kolejny odczuwa ,,Gneisenau”. W takiej sytuacji Niemcy decydują się na ewakuację krążownika, kanałem Le Manche, do Wilhemshaven.
W lutym 1942 roku, okręt po remoncie włączony do walki, ponosi uszkodzenia spowodowane wejściem na minę oraz bombami lotniczymi. Tm razem uszkodzenia były tak poważne, że okręt już do końca działań wojennych pozostał wyłączony z działań. Między innymi wyrwana była część dziobu, która prowizorycznie załatano brezentem, deskami i cementem, maskując całość farbą...
Okręt zacumowano w Basenie Węglowym przy Nabrzeżu Holenderskim, w którym oczekiwać miał na remont. Przemieszczenie okrętu do Gdyni spowodowane było z jednej strony względami bezpieczeństwa ( siódma Flotylla Powietrzna USA podjęła swoją działalność dopiero w styczniu 1943 roku) oraz zgromadzonym w naszym mieście potencjałem technicznym i ludzkim. Tu znajdowały się największe niemieckie doki pływające, dobrze wyposażone warsztaty stoczniowe oraz fachowa kadra.
Do remontu ,,Gneisenau” jednakże nie przystąpiono – były bowiem pilniejsze zadania, jak np. seryjna produkcja segmentów do montowanych w gdańskiej stoczni Schichaua, sławetnych hitlerowskich U-Bootów. Tak zeszło do pierwszego kwartału 1945 roku, gdy Gdynia i całe Gdańskie Wybrzeże znalazło się w zasięgu bezpośrednim działań wojennych, gdy walki toczyły się na przedpolach Gdyni. Na trzy dni przed wypędzeniem hitlerowców z miasta, Krążownik ,,Gneisenau” przeholowano pod główne wejście do portu i zdecydowano, aby wykorzystać go do zablokowania portu wewnętrznego przez jego zatopienie przy samych główkach falochronu.
Jak podaje E. Obertyński w swojej interesującej książce ,,Łowcy wraków”, zatopienia tego dokonano za pomocą czterech torped, odpalonych od strony redy oraz ładunków wybuchowych umieszczonych we wnętrzu kadłuba. Spowodowało to wyrwę w burcie okrętu na długości ok. 40 metrów. W ten sposób ,,Gneisenau” stał się największym i najbardziej uciążliwym wrakiem w gdyńskim porcie i stosownie do niemieckiego zamysłu, miał uniemożliwić jego eksploatację. Plan ten zawiódł w całości, bowiem już w kilka tygodni po wojnie uruchomiono boczne wejście do portu. Sprawiło to, że do końca 1945 roku do portu w Gdyni zawinęło ponad 500 statków...
Tymczasem wrak krążownika blokował główne wejście do 11 wreśnia1951 roku, czyli ponad sześć lat od momentu zatopienia. Niczym widmo i wojenne memento, sterczał nad powierzchnią jego potężny kadłub z charakterystycznymi nadbudówkami i wieżami.
Do wydobycia wraku przymierzano się kilkakrotnie. Zwracano się do Szwedów, Duńczyków i Holendrów, jednak wszyscy oni – po zapoznaniu się na miejscu z sytuacją – odmawiali podjęcia się owego trudnego zadania. Wreszcie, po wieloletnich poszukiwaniach i negocjacjach, Zarząd Portu Gdańsk – Gdynia podpisał zlecenie na wydobycie wraku z Polskim Ratownictwem Morskim.
Wspomnę tylko, że wykorzystując konstrukcję krążownika i jego 32 grodzie poprzeczne, podzielono wrak na sekcje, które oddzielnie opróżniano z wody za pomocą pomp. Tych pomp było 36, a ich łączna wydajność wynosiła 10 tys. metrów sześciennych na godzinę. Wcześniej uszczelniono poszczególne sekcje, wykorzystując do tego nurków. Pod wodą przepracowali 25 tys. godzin. Same prace przygotowawcze zajęły ratownikom 345 dni roboczych.
Wynurzony wrak odholowano do Basenu trzeciego i zacumowano przy Nabrzeżu Śląskim. Tu jego demontażem zajęło się Przedsiębiorstwo Demontaży Wraków. Prace trwały około dwóch lat – do 1953 roku włącznie. Z demontażu uzyskano 30 tys. ton wysokowartościowej stali, około 400 ton metali kolorowych, tysiące metrów kabli i przewodów, a także dwie sprawne turbiny prądotwórcze wielkiej mocy.
Wieloletnie hitlerowskie widmo przestało straszyć mieszkańców Gdyni wojennymi wspomnieniami niemieckich rządów w naszym mieście.
W tekście chyba jest bląd bo jak to możliwe by Gneisenau mial mniejszą długość 226 m, od szerokośći 381 m .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi na ten błąd. Zabrakło przecinka i oczywiście powinno być 38,1 m, już go poprawiłem w tekście.
UsuńPozdrawiam
Interesujace jest wykorzystanie tych turbin a takze hornu (syreny okretowej). I jeszcze jedno: krazownik liniowy, to tez pancernik :)
OdpowiedzUsuńDzwon Z Gneisenau'a był jakiś czas w warszawskim Muzeum Techniki..i wyparował.
OdpowiedzUsuń