W obiegu był przed laty dowcip, w którym do miejscowości wczasowej przybywa mężczyzna pragnący się rozerwać. Pyta więc napotkanego tubylca o istnienie w tej miejscowości życia nocnego. Tubylec bez większego zastanowienia odpowiada: ,,Była tu taka jedna, ale przed tygodniem wyjechała”.
Kawał ten przypomniał mi się, gdy w ,,Bedekerze Gdyńskim” K. Małkowskiego (wydanie z 1995 r.) na ostatnich dwóch stronach natknąłem się na hasło noszące tytuł jak wyżej. W tekście tym dosłownie kilka zdań o gdyńskich prostytutkach i knajpach – o przedwojennym Kurhausie, o knajpie Piątka, o powojennej ,,Oazie” przy ulicy Portowej oraz kilka imion portowych dziewcząt. I to by było na tyle.
Nie dziwie się K. Małkowskiemu, że tak lapidarnie potraktował ten temat, który w ,,Bedekerze” trudno szerzej zaprezentować, a poza tym rozumiem autora, który do owego tematu nie dysponował wystarczającym materiałem. Bo prawda jest taka, że informacje o gdyńskich knajpach, zarówno tych portowych jak i ogólnomiejskich, są bardzo skąpe. A dotyczy to nie tylko ,,odległej” gdyńskiej prehistorii – początków Gdyni jako wczasowiska, a później (czyli początków dwudziestego wieku) ale również czasów wojny, powojnia i PRL-u.
Odnośnie spraw aktualnych w tym w tym zakresie informuję, że w roku 1999 ukazał się przewodnik po gdyńskich restauracjach Pani Sokołowskiej noszący tytuł ,,Od Ankera do Złotej Kaczki” (obawiam się, że teraz już dość nie aktualny, ze względu na powstanie i likwidację niektórych współcześnie działających lokali).Tu – we wstępie, nieco informacji i nazw przedwojennych gdyńskich ,,zakładów żywienia zbiorowego”, a także ich adresów. Jak podaje autorka, wg księgi adresowej z 1937 roku było w Gdyni 23 lokale rozrywkowe oraz 9 restauracji w hotelach. Szkoda tylko, że nie wspomina jakie były owe ,,rozrywki” i jak w tych lokalach wyglądało ,,życie nocne”.
Osobiście z relacji ustnych ,,starych Gdynian” wiadomym mi jest, że w tzw. ,,chińskiej dzielnicy”, a więc w rejonie ul. Portowej, Św. Piotra, aż prawie po ul. Polską i Dworzec Morski funkcjonowała do roku 1930 (wtedy likwidacja tej dzielnicy) knajpa u Librechtki. Tu zbierała się portowa brać, rybacy z Koloni Rybackiej, zagraniczni marynarze, a także nieco portowych dziwek
(obszerniej opiszę to w moim następnym wpisie na blogu).
Czy knajp takich było więcej? - dziś trudno powiedzieć, bo żyjące obecnie pokolenie Gdynian, to głównie przybysze z okresu powojennego, a my, urodzeni i wychowani w Gdyni, W latach 20 i 30 ubiegłego wieku byliśmy dziećmi i sprawy dorosłych nas nie interesowały. A pisanych materiałów brak.
Brak jest monografii gdyńskich knajp, barów, jadłodajni i tym podobnych przybytków, bez względu na ich nazwę. Tu sama wiedza zaczerpnięta z książki adresowej lub telefonicznej ani wycinki ze starych gazet nie wystarczą.
Wertując ,,gdyńskie” materiały, tylko sporadycznie trafić można na okruchy, dotyczące interesującej nas tematyki. Wzmianki, przyczynki, fragmenty tekstów- z reguły powielają te same nazwy i fakty. Mówi się więc o kawiarni Plichty, o Kurhausie, o restauracji Grzegorzewskiego, o Fangracie, wymienia się ,,Morskie Oko” pani Szmitowej oraz o ,,Polskiej Riwierze”. W tym kontekście wspomina się dwa-trzy bale zorganizowane przez ,,Panie Gdyńskie”, a przecież przedwojenna Gdynia jako miasto ,,żyła” 14 lat. A żyło nie tylko śródmieście. Do połowy lat 30 wchłonęła Oksywie, Obłuże, Witomino, Redłowo, Orłowo, Chylonię, Cisową, Działki Leśne, Leszczynki, A nawet część Pogórza. We wszystkich tych dzielnicach były restauracje i knajpy.
Z czasów mojego dzieciństwa pamiętam knajpę Choyki przy kościele Św. Michała na Oksywiu (dom ten stoi do dziś – obecnie sklep spożywczy), na Cisowej była ,,Cisowianka”, a na pograniczu z Chylonią ,,Lipowy Dwór”, w centrum na parterze ,,Domu Vossa” również istniała jakaś restauracja z możliwością organizowania zabaw tanecznych (dużą sala wykorzystywana na wszelkiego typu zebrania) a u wylotu ul. Chylońskiej, była knajpa Thymiana – Niemca, właściciela ziemskiego z Obłuża i Oksywia.
Zupełnie nie mam pojęcia, jaki knajpy działały na Grabówku, w Orłowie i innych dzielnicach – a z pewnością takowe funkcjonowały. Jak wyglądało w nich ,,życie nocne”?. Czy takowe było? Czy były to zwykłe ,,wodopoje”, gdzie przychodzili tylko mieszkańcy danej dzielnicy, a od czasu do czasu w przyległej sali odbywała się podmiejska zabawa?... Pytania takie można by mnożyć.
Ciąg dalszy nastąpi ...
Gazeta Świętojańska Gdynia–Rumia, nr 2 (7), 23/24 czerwca 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz