Tymczasem stocznia gdańska,
opanowana już przez hitlerowców, zintensyfikowała swoją
niszczycielską działalność w stosunku do naszego przemysłu
stoczniowego.
Oto jak postrzega to komisarz Sokół:
,,...rozwój Stoczni Gdyńskiej był hitlerowcom nie na rękę;
dały się zaobserwować tendencje do jej likwidacji. Zabierano się
do tego zadania w dwojaki sposób; pierwszym było usilne
zabieganie o angażowanie w Stoczni Gdańskiej pracowników
Stoczni Gdyńskiej na bardzo dobrych warunkach płacy (...) Drugim
sposobem likwidowania stoczni w Gdyni była zła i rabunkowa
gospodarka (...) Poza rozrzutnym wydawaniem pieniędzy, czynieniem
niekorzystnych operacji handlowej wyszły na jaw takie rzeczy, jak:
skierowanie lepszych robót do stoczni w Gdańsku, a robót
deficytowych do stoczni w Gdyni, zabieranie do Gdańska lepszego
sprzętu i materiałów, a oddawanie ich w stanie zniszczonym
lub w ogóle nieoddawania (...) Stan ten doprowadził do tego,
że Stocznia Gdyńska znalazła się pod bilansem i miała się odbyć
jej likwidacja przez publiczną licytacją...”
Tak była sytuacja stoczni w Gdyni pod
koniec pierwszej połowy 1936 roku. Dzięki energicznym działaniom
komisarza Sokoła i zrozumieniu naszych interesów morskich w
ówczesnym Ministerstwie Przemysłu i Handlu, któremu
przemysł stoczniowy podlegał – Stocznię Gdynia udało się
uratować. Ministerstwo wzięło na siebie ryzyko pokrywania
wszelkich strat stoczni na czas nieograniczony, a równocześnie
przyznano jej ze skarbu państwa kredyty na rozbudowę.
Na polecenie komisarza Sokoła
wyeliminowano ze spółki kapitan Danziger Werft. Większość
udziałów stoczniowych wykupiła Wspólnota Interesów
Górniczo – Hutniczych z Katowic. Dyrektorem stoczni został
inż. Jerzy A. Badian, a jego zastępcą ds. technicznych został
wspaniały fachowiec Aleksander Rylke – późniejszy dziekan
na Politechnice Gdańskiej (oczywiście już w okresie powojennym).
W ostatecznym rachunku –
korzystając z poparcia odpowiednich ministerstw – głównym
akcjonariuszem stoczni stało się miasto Gdynia z udziałem kapitału
ponad 91 procent! Teraz był wrzesień 1936 roku – przyszły
refleksje, które Franciszek Sokół wyraził tak:
,,...Gdynia nabyła stocznię, a więc
wchodzi do ciężkiego przemysłu, nie mając na to środków,
ani fachowców, że pieniądze samorządowe naraża się na
nieobliczalne straty, a w przyszłości na katastrofę, że miasto
Gdynia zamiast budować szkoły, rzeźnie, drogi, ulice – bawi się
w ciężki przemysł itp...”
Takie obawy skłoniły władze miasta
do skorygowania swoich początkowych zapędów i przejęcia
działalności stoczni (ze zwrotem poniesionych przez miasto kosztów)
przez wspomnianą wcześniej Wspólnotę Interesów z
Katowic. Warunkiem tej transakcji było – zachowanie przez miasto
25 procent akcji oraz rozbudowa stoczni na innym terenie przez
Wspólnotę. Po 10 lutego 1937 roku ustalenia te sfinalizowano
i stocznia znalazła się na tym terenie, na którym znajduje
się do dziś.
Równolegle z rozbudowa stoczni
prowadzono jej statutową działalność produkcyjną. Głównym
zleceniodawcą stoczni okazała się Marynarka Wojenna – bo chociaż
już w 1927 roku z Pucka do Gdyni przeniesiono warsztaty portowe i
zlokalizowano je na terenie Oksywia – to większe prace okrętowe
wykonywano wyłącznie w Stoczni Gdynia. To tu przebudowano ORP
,,Mazur” na artyleryjski okręt, dostosowano dwie lichtugi na
pływające magazyny między innymi tak zwany minowiec ORP ,,Mewa”
- na okręt hydrograficzny ,,Pomorzanin”. Poza tym przerobiono
parowiec ,,Łódź” - statek o prawie 2500 BRT na okręt –
bazę dla naszej flotylli okrętów podwodnych.
W połowie lipca 1939 roku, a więc na
parę tygodni przed wybuchem wojny, położono w gdyńskiej stoczni
stępkę pod lugier śledziowy...
Tyle o początkach i pierwszych latach
działalności Stoczni Gdynia w okresie przedwojennym, bo jej
działalność w czasie wojny i po wojnie - to odrębne tematy.
O tym napiszę może następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz