poniedziałek, 7 maja 2012

Początki stoczni w Gdyni. Część 2.

Część 1. tego artykułu jest tutaj.

Tymczasem stocznia gdańska, opanowana już przez hitlerowców, zintensyfikowała swoją niszczycielską działalność w stosunku do naszego przemysłu stoczniowego.

Oto jak postrzega to komisarz Sokół: ,,...rozwój Stoczni Gdyńskiej był hitlerowcom nie na rękę; dały się zaobserwować tendencje do jej likwidacji. Zabierano się do tego zadania w dwojaki sposób; pierwszym było usilne zabieganie o angażowanie w Stoczni Gdańskiej pracowników Stoczni Gdyńskiej na bardzo dobrych warunkach płacy (...) Drugim sposobem likwidowania stoczni w Gdyni była zła i rabunkowa gospodarka (...) Poza rozrzutnym wydawaniem pieniędzy, czynieniem niekorzystnych operacji handlowej wyszły na jaw takie rzeczy, jak: skierowanie lepszych robót do stoczni w Gdańsku, a robót deficytowych do stoczni w Gdyni, zabieranie do Gdańska lepszego sprzętu i materiałów, a oddawanie ich w stanie zniszczonym lub w ogóle nieoddawania (...) Stan ten doprowadził do tego, że Stocznia Gdyńska znalazła się pod bilansem i miała się odbyć jej likwidacja przez publiczną licytacją...”

Tak była sytuacja stoczni w Gdyni pod koniec pierwszej połowy 1936 roku. Dzięki energicznym działaniom komisarza Sokoła i zrozumieniu naszych interesów morskich w ówczesnym Ministerstwie Przemysłu i Handlu, któremu przemysł stoczniowy podlegał – Stocznię Gdynia udało się uratować. Ministerstwo wzięło na siebie ryzyko pokrywania wszelkich strat stoczni na czas nieograniczony, a równocześnie przyznano jej ze skarbu państwa kredyty na rozbudowę.

Na polecenie komisarza Sokoła wyeliminowano ze spółki kapitan Danziger Werft. Większość udziałów stoczniowych wykupiła Wspólnota Interesów Górniczo – Hutniczych z Katowic. Dyrektorem stoczni został inż. Jerzy A. Badian, a jego zastępcą ds. technicznych został wspaniały fachowiec Aleksander Rylke – późniejszy dziekan na Politechnice Gdańskiej (oczywiście już w okresie powojennym).

W ostatecznym rachunku – korzystając z poparcia odpowiednich ministerstw – głównym akcjonariuszem stoczni stało się miasto Gdynia z udziałem kapitału ponad 91 procent! Teraz był wrzesień 1936 roku – przyszły refleksje, które Franciszek Sokół wyraził tak:

,,...Gdynia nabyła stocznię, a więc wchodzi do ciężkiego przemysłu, nie mając na to środków, ani fachowców, że pieniądze samorządowe naraża się na nieobliczalne straty, a w przyszłości na katastrofę, że miasto Gdynia zamiast budować szkoły, rzeźnie, drogi, ulice – bawi się w ciężki przemysł itp...”

Takie obawy skłoniły władze miasta do skorygowania swoich początkowych zapędów i przejęcia działalności stoczni (ze zwrotem poniesionych przez miasto kosztów) przez wspomnianą wcześniej Wspólnotę Interesów z Katowic. Warunkiem tej transakcji było – zachowanie przez miasto 25 procent akcji oraz rozbudowa stoczni na innym terenie przez Wspólnotę. Po 10 lutego 1937 roku ustalenia te sfinalizowano i stocznia znalazła się na tym terenie, na którym znajduje się do dziś.

Równolegle z rozbudowa stoczni prowadzono jej statutową działalność produkcyjną. Głównym zleceniodawcą stoczni okazała się Marynarka Wojenna – bo chociaż już w 1927 roku z Pucka do Gdyni przeniesiono warsztaty portowe i zlokalizowano je na terenie Oksywia – to większe prace okrętowe wykonywano wyłącznie w Stoczni Gdynia. To tu przebudowano ORP ,,Mazur” na artyleryjski okręt, dostosowano dwie lichtugi na pływające magazyny między innymi tak zwany minowiec ORP ,,Mewa” - na okręt hydrograficzny ,,Pomorzanin”. Poza tym przerobiono parowiec ,,Łódź” - statek o prawie 2500 BRT na okręt – bazę dla naszej flotylli okrętów podwodnych.
W połowie lipca 1939 roku, a więc na parę tygodni przed wybuchem wojny, położono w gdyńskiej stoczni stępkę pod lugier śledziowy...

Tyle o początkach i pierwszych latach działalności Stoczni Gdynia w okresie przedwojennym, bo jej działalność w czasie wojny i po wojnie - to odrębne tematy.

O tym napiszę może następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz