To było wielkie wydarzenie, które
odnotowała wybrzeżowa prasa i którym przez pewien czas żyła
cała Gdynia, po czy wszelki słuch zaginął.
W 1959 roku ludzkość znajdowała
się zaledwie na progu ery kosmicznej. Od lotu Sputnika minęło
niewiele ponad dwa lata, a bohaterem kosmicznym była syberyjska
suczka Łajka. Zaczytywano się w literaturze science fiction, rosła
popularność prekursora tego gatunku Lema.
I wtedy – 21 stycznia 1959 roku –
w zimowy, sztormowy poranek, nad Gdynią pojawił się dziwny
świetlisty przedmiot. Po krótkim locie, który śledziły
dziesiątki mieszkańców miasta i pracowników portu, ów
przedmiot runął do portowego basenu w pobliżu nabrzeża Polskiego.
Świadków zdarzenia było sporo, ale jak zwykle w podobnych
przypadkach, sporo też było rozbieżnych relacji. Rozbieżności
dotyczyły zarówno jednoznacznego określenia czasu zdarzenia,
wielkości przedmiotu, jego kształtu i barwy, jak również
oznaczenia miejsca upadku przedmiotu do portowego akwenu.
W jednej tylko sprawie relacje
świadków było zgodne – owo ,,coś”, co spadło z nieba,
było pochodzenia pozaziemskiego, było ,,latającym talerzem” lub
,,spodkiem” - bowiem obydwie te nazwy były na ustach wszystkich.
Już następnego dnia, 22 stycznia,
popołudniówka ,,Wieczór Wybrzeża” - jako pierwsza,
na czołowym miejscu zamieściła stosowny tekst – opierający się
na pospiesznie zebranych relacjach świadków. Oto krótki
jego fragment: ,,Zaobserwowany obiekt był dużych rozmiarów i
miał kształt koła. Talerz ten był koloru pomarańczowego, jego
brzegi zabarwione były na różowo. Obiekt nadleciał od
strony miasta i wykonując gwałtowny manewr, jakby chciał uniknąć
rozbicia się o ląd, spadł prawie pionowo do wód zatoki”
Inni świadkowie twierdzili, że
obiekt miał kształt walca, beczki lub w ogóle nie potrafili
określić jego wielkości i kształtu.
Jeszcze nie ucichła pierwsza fala
sensacji, gdy już pojawiła się kolejna. Wśród mieszkańców
rozeszła się mianowicie wiadomość, że strażnicy portowi
znaleźli na plaży ,,kosmitę”, który zmarł w trakcie
udzielania mu pomocy lekarskiej. Nie sprecyzowano tylko, w którym
szpitalu ów ,,kosmita” został hospitalizowany – jedna
wersja mówiła o Szpitalu Miejskim w Gdyni, inna zaś o
Akademii Medycznej w Gdańsku.
W miarę upływu czasu przybywało
kolejnych szczegółów. ,,Kosmita” był płci męskiej
– co stwierdzono ponoć po rozcięciu dziwacznego kombinezonu. Miał
ponoć inny układ krwionośny – spiralny i inną niż my
ziemianie, liczbę palców u rąk i nóg. Jego zgon
nastąpił po zdjęciu z przegubu ręki dziwnej bransolety. Zwłoki
zabrali Sowieci i wywieźli je samochodem – chłodnią w nieznanym
kierunku.
Tak głosiła jedna z wersji. Druga
natomiast powiadała, że ,,kosmita” nadal żyje, lecz znajduje się
w stanie hibernacji i przechowywany jest w ścisłej tajemnicy w
którymś z trójmiejskich szpitali...
W tym czasie, gdy szerzyły się
takie plotki, 29 stycznia 1959 roku z inicjatywy ,,Wieczoru Wybrzeża”
podjęto poszukiwania na dnie portowego basenu wraka lub szczątków
kosmicznego pojazdu. Następnego dnia – w piątek w ,,Dzienniku
Bałtyckim” (nr 25/1959) pojawił się nieduży artykuł pod
sceptycznym nagłówkiem ,,Szukali spodka, a znaleźli... figę”
,,Głos Wybrzeża”, organ prasowy
KW PZPR w Gdańsku, jedyny artykuł poświęcony tej sprawie
zamieścił dopiero 1 lutego (widocznie brak było wytycznych, jak ów
temat potraktować).
Rzeczą charakterystyczną jest, że
zarówno w jednym jak i drugim tekście brak chociaż jednego
słowa o ,,kosmicie” i jego losach. Cała uwaga autorów
skupia się na ,,przedmiocie”, który spadł do portowego
basenu. Tekst w ,,Głosie Wybrzeża” jest bogatszy o szczegóły,
podaje nazwiska nurków, nazwy instytucji uczestniczących w
poszukiwaniach itp. Informuje poza tym o wydobyciu z dna basenu
metalowego odłamka. O jego pochodzeniu rozstrzygnąć miały
stosowne badania laboratoryjne przeprowadzone na Politechnice
Gdańskiej przez prof. Mindowicza – kierownika katedry chemii
fizycznej. Wyniki tych badań – wg mojej wiedzy – nie zostały
opublikowane.
Znamienna jest poza tym informacja,
że w poszukiwaniach brała udział Marynarka Wojenna. Podaje się
nawet nazwisko nurka, który w tej operacji uczestniczył.
Udział Marynarki Wojennej w poszukiwaniach nadaje całemu wydarzeniu
inny wymiar i rodzi szereg nowych przypuszczeń i domysłów.
Zdziwienie poza tym budzi fakt nagłego zaniechania publikacji na ten
sensacyjny temat. Czyżby otrzymano w pewnym momencie stosowne
wytyczne od ,,czynników partyjno – rządowych” z
warszawskiej centrali, bądź nawet z Moskwy?
Na tle przytoczonych niejasności i
przemilczeń, utajniania losów ,,kosmity”, jego
hospitalizacji, nazwisk strażników portowych, lekarzy
udzielających rannemu pomocy itp., itd. rodzi się przypuszczenie,
że komuś bardzo zależało na kamuflażu i dezinformacji ówczesnej
opinii publicznej. Przypuszczać można, że chodziło tu o tajemnicę
o charakterze wojskowym – stąd udział Marynarki Wojennej w
poszukiwaniu wraku lub szczątków ,,latającego talerza”.
A może ów rzekomy ,,kosmita”
to poprzednik Jurija Gagarina, który jak wiadomo dopiero 12
kwietnia 1961 roku na ,,Wostoku 1” dokonał jako pierwszy człowiek,
pierwszego lotu kosmicznego. Może Gagarin wcale nie był pierwszym
kosmonautą? Co robili Rosjanie przez ponad cztery lata w zakresie
kosmicznych eksperymentów? Czy od listopada 1957 – gdy w
kosmos została wystrzelona Łajka, do kwietnia 1961 roku – gdy w
przestrzeń poszybował Gagarin, nie prowadzono żadnych
doświadczeń?!
Jeżeli ,,kosmita” znaleziony na
plaży w pobliżu gdyńskiego portu był ,,eksperymentalnym”
kosmonautą radzieckim, który na moment przed kolizją się
katapultował, bądź w momencie katastrofy wyrzucony został z
pojazdu – wtedy zrozumiałe zaczynają być różne szczegóły
tego tajemniczego wydarzenia, łącznie z zabraniem zwłok ,,swojego
towarzysza” przez Rosjan!
Byłbym wdzięczny za dodatkowe
informacje na temat tego wydarzenia. Jeśli ktoś takie posiada to
chętnie przeczytam je w komentarzach.
Czy dowiedział się Pan czegoś nowego o tym wydarzeniu ?
OdpowiedzUsuńNiestety nic więcej poza tym co już napisałem mi nie wiadomo w tym temacie
UsuńW Internecie jest wiele wersji tego wydarzenia. Co do obiektu, który spadł w okolicavh portu, to podejrzewam, że "latający spodek" to tylko autosugestia, biorąc pod uwagę to, że bardziej popularna jest wersja z "walcem". Dodać mogę tyle, że w jednej z relacji porównano obiekt do 100 litrowej beczki (mały ale wariat :P) Opisy kosmity natomiast są bardzo zróżnicowane, raz to zielony ludzik z wielkimi oczami, a innym razem wygląda jak mężczyzna. W to że kosmita był ruskim astronautą w życiu nie uwierzę, ale taka opowieść (nie amerykańska) jest jak dla mnie wystarczającym dowodem na to że nie jesteśmy sami. Według mnie to ruskie zestrzelili tego kosmitę i niestety spadł na Polskę gdzie nasza służba zdrowia go wykończyła;P Ruskie mają pewnie jeszcze więcej do ukrycia niż chamerykanie
OdpowiedzUsuńNa 99,9% w kosmosie żyje jeszcze "coś" oprócz nas. Przecież to niemożliwe, że w tym nieskończenie wielkim kosmosie żyją tylko ludzie w tej malutkiej (w porównaniu do innych) galaktyce - drodze mlecznej. I to według niekturych jedyne życie na Ziemi ok.100 razy mniejszej od Jowisza mniejszego od Słońca 2 razy mniejszego od Syriusza - maluteńkiego (serio maluteńkiego - tak ze 100, 1000 razy mniejszy) w porównaniu z Aldebaranem maluteńkim jeśli mówić o Betelgezie prawie 3 razy mniejszej od VY Canis Majoris (http://www.crazynauka.pl/co-jest-wieksze-gwiazdy-planety). A teraz wyobrażcie sobie jaka ta Ziemia jest mała. Pewnie już nie wierzycie w teorię ludzi - jedynego życia w (brak mi słów żeby to określić)..........nie świecie...nie wszechświecie....wiecie o co chodzi.
UsuńSuper stronka, polecam takze urokmilosny24.pl
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce, zobacz również urokimilosne-opinie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo polecam https://seo-sklepy.blogspot.com/ stronę na której znajdziecie wiele artykułów na temat pozycjonowania witryn.
OdpowiedzUsuń