czwartek, 28 listopada 2013

Pierwszy powojenny prezydent Gdyni

Po wojnie „karierę polityczną” zrobiło dwóch gdyńskich działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, którzy znani byli ze swojej działalności społecznej już w latach 30 – tych ubiegłego wieku. Mowa tu o Kazimierzu Rusinku, który w 1936 roku przybył do naszego miasta z Grudziądza i przyczynił się do stłumienia pamiętnego strajku, a następnie bardzo szybko zaistniał jako przywódca PPS. Ponownie, w pierwszych dniach wojny, we wrześniu 1939 roku, jeden ze współorganizatorów robotniczych oddziałów nazywanych później Czerwonymi Kosynierami. Po wojnie Rusinek był przez szereg lat ministrem.

Drugim aktywista przedwojennego PPS był Henryk Zakrzewski. Do Gdyni przybył z końcem lat 20 – tych ubiegłego wieku. Już w 1928 roku założył Gdyńską Spółdzielnię Mieszkaniową, stawiającą sobie za cel budowanie mieszkań dla robotników, na możliwie dogodnych warunkach. Jeszcze przed wojną, w 1938 roku, zaangażował się w sprawy młodzieży socjalistycznej w Gdyni. Wtedy to został przewodniczącym Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych (TUR). Jak i gdzie przetrwał wojnę, nie zdołałem ustalić. Wiadomo tylko, że już z początkiem 1945 roku przybył do wyzwolonej Gdyni wraz z tzw. Administracyjną Grupą Operacyjną, której celem było zorganizowanie życia w naszym mieście. 4 kwietnia 1945 roku, gdy z Kępy Oksywskiej uciekały na Hel ostatnie niemieckie niedobitki, w kinie „Warszawa” odbył się więc sił demokratycznych. Wtedy też desygnowano Henryka Zakrzewskiego na stanowisko prezydenta miasta. Funkcję tę objął trzy dni później, w dniu 7 kwietnia 1945 roku.

Zakrzewski znany jako dobry organizator i znawca gdyńskiej problematyki, po dobraniu sobie współpracowników, ostro zabrał się do pracy. A tej w mieście nie brakowało, tym bardziej, że panował tu wojenny stan dwuwładzy. Obok władzy cywilnej funkcjonował bowiem Komendant Wojenny Armii Radzieckiej, stacjonowały oddziały tej armii, a znaczące zakłady w mieście zajęte były przez żołnierzy Armii Czerwonej.

Na domiar złego, w tym czasie pojawił się w Gdyni pułkownik (nazwisko przemilczę), który samozwańczo mianował się prezydentem miasta. Przypuszczać należy, że odbyło się to za przyzwoleniem radzieckiej Komendantury. Konflikt pomiędzy legalnym prezydentem i uzurpatorem narastał z każdym dniem. Jego rozmiary musiały być znaczące, bowiem w jego wyciszenie zaangażował się osobiście Premier ówczesnego Rządu E. Osóbka – Morawski. Pułkownika awansowano na Wicewojewodę, a Zakrzewski mógł skoncentrować się na zarządzaniu miastem.

Szybko porządkowano teren z powojennych pozostałości. Ruszyły szpitale i szkoły, uruchomiono sklepy z halą targową włącznie, przejmowano od Rosjan kolejne zakłady pracy, a nawet przystąpiono do upiększania miasta, zakładając trawniki i kwietniki.

W mieście czuło się rękę gospodarza. Osiągnięcia te dostrzegały zapewne władze centralne, bowiem od 1947 roku wybrano Zakrzewskiego posłem na Sejm. Funkcję tę sprawował przez dwie kadencje, będąc równocześnie, do roku 1950 prezydentem Gdyni i posłem. Wybrany na posła po raz kolejny, w 1950 roku, przeniósł się do Warszawy.


H. Zakrzewski swoją przedwojenną i powojenną działalnością dobrze zasłużył się naszemu miastu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz