poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Droga wiodła przez Gdynię. Część 3.


Jedyną komórką przerzutową, która funkcjonowała prawie przez cały czas okupacji, była wspomniana wcześniej komórka w ewangelickim zborze przy konsulacie szwedzkim, przy ulicy Jana z Kolna. Należy przypuszczać, że jej działalność była gestapo znana, lecz ze względów operacyjnych przez hitlerowców tolerowana. Sprawa ta czeka na swego badacza.

W tym miejscu nie od rzeczy będzie kilka zdań na temat techniki przerzutów stosowanych w gdyńskim porcie. Zarówno sam port, jak i statki w nim cumujące, nadzorowane były przez specjalne jednostki policyjne. W gestapo gdyńskim istniała sprawnie działająca, chociaż niezbyt liczna komórka do spraw portowo – morskich. To ona koordynowała wszelkie działania kontrolne.

Każdy statek przed wyjściem w morze podlegał kontroli, którą przeprowadzali odpowiednio przeszkoleni funkcjonariusze z psami tropiącymi. Kontrolowano wszystkie pomieszczenia statku – od zenz po kominy. Luki ładowni musiały być odkryte do czasu ukończenia kontroli. Poza tym kontrolowano dokumenty ze stanem załogi, a osoby schodzące i wchodzące na statek skrupulatnie sprawdzane. Dotyczyło to zarówno członków załogi, jak i robotników portowych zatrudnionych przy pracach ładunkowych.

W tej sytuacji ,,zablindowanie” uciekiniera na statku było majstersztykiem wymagającym odwagi,wyobraźni i koordynacji działań wielu osób. Przemycenie uciekiniera statkiem składało się z kilku etapów. Sprawa podstawową było znalezienie odpowiedniego statku, to znaczy takiego, który miał potrzebna konstrukcję, przewoził odpowiedni towar i co bardzo ważne, miał załogę lub kilku jej członków gotowych, za opłata lub ze względów ideowych, podjąć takie ryzyko.

Etap drugi to ukrycie uciekiniera w bezpiecznym miejscu do czasu zorganizowania przerzutu. Na tym etapie trzeba było uciekiniera wyżywić, zapewnić wyposażenie – odzież, obuwie, bieliznę oraz zorganizować dokumenty – ausweis, przepustkę do portu i na statek.

Kolejny etap to bezpieczne dostarczenie uciekiniera na teren portu w określonym dniu i ustalonej porze. Najtrudniejszy etap to samo dostarczenie uciekiniera na statek i jego ,,zablindowanie”. Dostarczenie uciekiniera na burtę odbywało się z kolei na trzy sposoby: w czerpaku wraz z węglem ,,wysypywano” uciekiniera do ładowni, podmieniano go w zamian robotnika przeładunkowego w czasie np. przerwy śniadaniowej, lub wprowadzano go jako członka załogi na pokład statku. Wszystkie te sposoby niosły zagrożenie i niebezpieczeństwo dekonspiracji. Zagrożenia takie istniały również na wszystkich poprzednio wymienionych etapach organizowania przerzutu, bo wszechwładny przypadek lub ich splot mógł zburzyć najlepiej przemyślane plany.

Gestapo, świadome istnienia procederu przerzutów, imało się różnych sposobów i udaremnienia.
I tak np. agent gestapo Walter Ciecholewski w sierpniu 1944 roku ,,zorganizował” ucieczkę grupy robotników portowych i jeńców radzieckich. Grupa ta miała wyczekiwać na przerzut w lesie. W tym celu – aby ich tam dowieźć – uciekinierów załadowano na samochód. Zamiast do lasu, samochód zawiózł uciekinierów do siedziby gestapo. Stąd ich droga wiodła do Stutthofu. Takie ,,przerzuty” też się zdarzały.

Jak podaje A. Męclewski, gestapo na terenie Gdyni posiadało dobrze rozwiniętą sieć agentów i informatorów. Ich celem między innymi było rozpracowywanie przerzutów i kanałów kurierskich do Szwecji. Metoda ich ,,pracy” była stosunkowo prosta i polegała na obserwacji, infiltracji i ostatecznej likwidacji podziemnej komórki.

Bardzo efektywnym agentem okazał się Witold Świętochowski, Polak z pochodzenia mieszkający przed wojną w Sopocie. Agent ten, po odbytym już na przełomie roku 1939/40 przeszkoleniu w Berlinie, zamieszkał w Orłowie i podjął swoją haniebna działalność. To on rozpracował komórkę kierowaną przez F. Szwarca przy ulicy Świętojańskiej 98. On również – w późniejszym okresie – przyczynił się do likwidacji gdyńskiej grupy Szarych Szeregów, a także Tajnej Organizacji Wojskowej na terenie Gdańska. Jeszcze w roku 1944 w Rumi, w fabryce samolotów ,,zorganizował” konspiracyjną (!) grupę dywersyjną, którą następnie przekazał w ręce gestapo!

Swoją działalność agent ten prowadził do marca 1945 roku, i wtedy zbiegł do Niemiec wraz ze swoimi mocodawcami. Wspomniany wcześniej W. Ciecholewski rozpracował na terenie naszego miasta komórkę Polskiej Armii Powstania, a inny konfident – Jan Mościcki – poza Gdynią działał w Wejherowie, gdzie doprowadził do licznych aresztowań TOW ,,Gryf Pomorski”.

Pomimo tak licznych strat i ofiar podziemne komórki polskiego wywiadu i przerzutów ciągle się odradzały. Jeszcze na przełomie sierpnia i września 1944 roku statkiem szwedzkim s/s ,,Gustaw 4” przeprawiono przez Bałtyk dwóch zbiegłych z niemieckiej niewoli oficerów angielskich, którzy zabrali ze sobą plany fortyfikacji niemieckich w rejonie Gdyni. Plany te, opracowane przez Edmunda Walca, miały się okazać wielce pomocne przy następnych bombardowaniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz