Jedyną komórką przerzutową,
która funkcjonowała prawie przez cały czas okupacji, była
wspomniana wcześniej komórka w ewangelickim zborze przy
konsulacie szwedzkim, przy ulicy Jana z Kolna. Należy przypuszczać,
że jej działalność była gestapo znana, lecz ze względów
operacyjnych przez hitlerowców tolerowana. Sprawa ta czeka na
swego badacza.
W tym miejscu nie od rzeczy będzie
kilka zdań na temat techniki przerzutów stosowanych w
gdyńskim porcie. Zarówno sam port, jak i statki w nim
cumujące, nadzorowane były przez specjalne jednostki policyjne. W
gestapo gdyńskim istniała sprawnie działająca, chociaż niezbyt
liczna komórka do spraw portowo – morskich. To ona
koordynowała wszelkie działania kontrolne.
Każdy statek przed wyjściem w morze
podlegał kontroli, którą przeprowadzali odpowiednio
przeszkoleni funkcjonariusze z psami tropiącymi. Kontrolowano
wszystkie pomieszczenia statku – od zenz po kominy. Luki ładowni
musiały być odkryte do czasu ukończenia kontroli. Poza tym
kontrolowano dokumenty ze stanem załogi, a osoby schodzące i
wchodzące na statek skrupulatnie sprawdzane. Dotyczyło to zarówno
członków załogi, jak i robotników portowych
zatrudnionych przy pracach ładunkowych.
W tej sytuacji ,,zablindowanie”
uciekiniera na statku było majstersztykiem wymagającym
odwagi,wyobraźni i koordynacji działań wielu osób.
Przemycenie uciekiniera statkiem składało się z kilku etapów.
Sprawa podstawową było znalezienie odpowiedniego statku, to znaczy
takiego, który miał potrzebna konstrukcję, przewoził
odpowiedni towar i co bardzo ważne, miał załogę lub kilku jej
członków gotowych, za opłata lub ze względów
ideowych, podjąć takie ryzyko.
Etap drugi to ukrycie uciekiniera w
bezpiecznym miejscu do czasu zorganizowania przerzutu. Na tym etapie
trzeba było uciekiniera wyżywić, zapewnić wyposażenie –
odzież, obuwie, bieliznę oraz zorganizować dokumenty – ausweis,
przepustkę do portu i na statek.
Kolejny etap to bezpieczne
dostarczenie uciekiniera na teren portu w określonym dniu i
ustalonej porze. Najtrudniejszy etap to samo dostarczenie uciekiniera
na statek i jego ,,zablindowanie”. Dostarczenie uciekiniera na
burtę odbywało się z kolei na trzy sposoby: w czerpaku wraz z
węglem ,,wysypywano” uciekiniera do ładowni, podmieniano go w
zamian robotnika przeładunkowego w czasie np. przerwy śniadaniowej,
lub wprowadzano go jako członka załogi na pokład statku. Wszystkie
te sposoby niosły zagrożenie i niebezpieczeństwo dekonspiracji.
Zagrożenia takie istniały również na wszystkich poprzednio
wymienionych etapach organizowania przerzutu, bo wszechwładny
przypadek lub ich splot mógł zburzyć najlepiej przemyślane
plany.
Gestapo, świadome istnienia
procederu przerzutów, imało się różnych sposobów
i udaremnienia.
I tak np. agent gestapo Walter
Ciecholewski w sierpniu 1944 roku ,,zorganizował” ucieczkę grupy
robotników portowych i jeńców radzieckich. Grupa ta
miała wyczekiwać na przerzut w lesie. W tym celu – aby ich tam
dowieźć – uciekinierów załadowano na samochód.
Zamiast do lasu, samochód zawiózł uciekinierów
do siedziby gestapo. Stąd ich droga wiodła do Stutthofu. Takie
,,przerzuty” też się zdarzały.
Jak podaje A. Męclewski, gestapo na
terenie Gdyni posiadało dobrze rozwiniętą sieć agentów i
informatorów. Ich celem między innymi było rozpracowywanie
przerzutów i kanałów kurierskich do Szwecji. Metoda
ich ,,pracy” była stosunkowo prosta i polegała na obserwacji,
infiltracji i ostatecznej likwidacji podziemnej komórki.
Bardzo efektywnym agentem okazał się
Witold Świętochowski, Polak z pochodzenia mieszkający przed wojną
w Sopocie. Agent ten, po odbytym już na przełomie roku 1939/40
przeszkoleniu w Berlinie, zamieszkał w Orłowie i podjął swoją
haniebna działalność. To on rozpracował komórkę kierowaną
przez F. Szwarca przy ulicy Świętojańskiej 98. On również
– w późniejszym okresie – przyczynił się do likwidacji
gdyńskiej grupy Szarych Szeregów, a także Tajnej Organizacji
Wojskowej na terenie Gdańska. Jeszcze w roku 1944 w Rumi, w fabryce
samolotów ,,zorganizował” konspiracyjną (!) grupę
dywersyjną, którą następnie przekazał w ręce gestapo!
Swoją działalność agent ten
prowadził do marca 1945 roku, i wtedy zbiegł do Niemiec wraz ze
swoimi mocodawcami. Wspomniany wcześniej W. Ciecholewski rozpracował
na terenie naszego miasta komórkę Polskiej Armii Powstania, a
inny konfident – Jan Mościcki – poza Gdynią działał w
Wejherowie, gdzie doprowadził do licznych aresztowań TOW ,,Gryf
Pomorski”.
Pomimo tak licznych strat i ofiar
podziemne komórki polskiego wywiadu i przerzutów
ciągle się odradzały. Jeszcze na przełomie sierpnia i września
1944 roku statkiem szwedzkim s/s ,,Gustaw 4” przeprawiono przez Bałtyk dwóch
zbiegłych z niemieckiej niewoli oficerów angielskich, którzy
zabrali ze sobą plany fortyfikacji niemieckich w rejonie Gdyni.
Plany te, opracowane przez Edmunda Walca, miały się okazać wielce
pomocne przy następnych bombardowaniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz