Już przed kilkoma laty opublikowałem
tekst o wyzwoleniu Gdyni spod hitlerowskiej okupacji, w którym
między innymi za komandorem E. Kosiarzem podałem daty wyzwolenia
kolejnych dzielnic naszego miasta. Tam tez przytoczyłem nieco faktów
dotyczących walk o Gdynię w marcu 1945 roku. Niektóre tam podane
fakty przypominam poniżej. Otóż – co powszechnie wiadomo –
walki o wyzwolenie toczyły oddziały 2 Frontu Białoruskiego
dowodzone przez marszałka K. Rokosowsskiego. Konkretnie w walkach o
Gdynię walczyły dwie armie tego frontu – 19 i 70 armia oraz
pancerniacy Wojska Polskiego. Walki o Gdynię rozpoczęły się 12
marca i trwały aż do 5 kwietnia – gdy wyzwolono Kępę Oksywską.
Rosjanie nacierali na Gdynię z dwóch
stron – od Redy i Rumi i od strony Kartuz, w rejonie Wzgórz
Kolonii Chwaszczyńskiej. W Rumi bastionem niemieckiej obrony było
wzgórze Markowca, a w okolicach Chwaszczyna rolę taka spełniało
wzgórze Donasa. Oba odcinki frontu ze strony obrońców czyli
Niemców wspierał ogień artylerii okrętowej kierowanej z lądu.
Wzgórza Donasa bronił 366 Pułk
Piechoty na terenie dobrze ufortyfikowanym. Zaciekłe walki trwały
tu od 12 do 21 marca 1945 roku i pochłonęły tysiące ofiar. Według
moich szacunków – na obu odcinkach frontu (pod Rumią i
Chwaszczynem) poległo łącznie od 8 do 10 tysięcy Rosjan.
Potwierdzają to cmentarze w Łężycach i Żukowie, a także
cmentarz żołnierski w Redłowie, gdzie pochowano aż ponad 1300
Rosjan poległych w bezpośrednich walkach o nasze miasto.
Jak wiadomo, Rosjanie posiadali
specjalne „oddziały cmentarne”, które posuwając się za
frontem, dokonywały pochówków swoich poległych. Oddziały te
tworzyły improwizowane cmentarze, zwykle w miejscach, gdzie
poległych było najwięcej. Cmentarze te były niejako
„znormalizowane”, ogrodzone estetycznymi płotkami, a na
nagrobkach ustawiano jednakowe postumenty drewniane, zwykle
zwieńczone pięcioramienną gwiazdą, oraz opatrzone tabliczkami z
danymi osobowymi poległego. Cmentarze te bez względu na ich
wielkość były zadbane i uporządkowne. Również po wojnie – gdy
pieczę nad cmentarzami przyjęły polskie władze cywilne, nadal
dbano o porządek i estetykę tych miejsc.
Niemcy natomiast grzebali swoich
zabitych na istniejących cmentarzach. Również oni oznaczali mogiły
swoich poległych. Ustawiali na mogiłach krzyże w kształcie
„żelaznego krzyża”, a także na zamieszczonych poniżej
tabliczkach wypisywali dane osobowe poległego. Tuż po wyzwoleniu
krzyże te miejscowa ludność cywilna, pałając nienawiścią do
wszystkiego co niemieckie, niszczyła.
A wracając do cmentarzy rosyjskich, to
jeden, niewielki znajdował się vis a vis Urzędu Miejskiego –
dokładnie na rogu ul. Świętojańskiej i ówczesnej Alei
Czołgistów. Zajmował niewielki, kwadratowy trawnik. Znajdowało
się tam zaledwie kilka mogił ogrodzonych drewnianym płotkiem. Cmentarzyk ten istniał przez około 20
lat, bo o ile dobrze pamiętam, zlikwidowano go jesienią 1965 roku.
Wtedy to przeprowadzono ekshumacje szczątków poległych Rosjan i
przeniesiono je na cmentarz w Redłowie.
W książce Zbigniewa Flisowskiego
„Pomorze – reportaż z pola walki” (wyd. MON Warszawa 1979),
na wklejce fotosów, między stronami 304 – 305, znajduje się
między innym zdjęcie tego cmentarzyka na tle udekorowanego gmachu
Zarządu Miasta Gdyni. Zdjęcie to przy niniejszym tekście
zamieszczam.
Mogiła poległych w walkach o Gdynię czołgistów przed budynkiem Zarządy Miejskiego (Flisowski, 1979, Pomorze - reportaż z pola walki). |
Aktualnie – już od kilkunastu lat –
na trawniku, gdzie kiedyś był omawiany cmentarz – w lecie
znajduje się rabatka kolorowych kwiatów, a przed Bożym
Narodzeniem, każdego roku, stoi okazała choinka, zapalana
uroczyście 6 grudnia każdego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz